W domu państwa Szypszaków powoli mija niedzielne popołudnie.
Niespodziewanie – podwójny dzwonek do drzwi. Kogo zapowiada? Członkowie rodziny są chyba zdziwieni, ale z radością witają młodego kapłana.
Wszyscy znają go z kościoła. Jest on też, mimo różnicy pokolenia, kolegą z pracy rodziców – nauczycieli. Z ich szkoły nie udało się jeszcze usunąć lekcji religii, przywróconych po październikowej „odwilży” w 1956 r.
Od tego dnia do dziś Ksiądz Bogdan Nowacki staje się przyjacielem rodziny.
W 1959 r. tylko w nielicznych szkołach zgierskich odbywały się lekcje religii. Tak było w Technikum Ekonomicznym dopóki, na tzw. prośbę rodziców wybranych przez POP – Podstawową Organizację Partyjną, nie zlikwidowano w tej szkole religii. To dlatego, w pierwszym roku swego wikariatu ks. Bogdan Nowacki mógł być tam katechetą, a moi rodzice – Sylwestra i Franciszek Szypszakowie – zostali Jego starszymi kolegami na zebraniach Rady Pedagogicznej i w pokoju nauczycielskim.
W Liceum Ogólnokształcącym im. S. Staszica zlikwidowano religię wcześniej. Od 1959 r. ja i moje koleżanki i koledzy z X kl. LO mieliśmy religię z Księdzem Nowackim na plebanii w kancelarii – jedynej wtedy wolnej sali. Odbywały się tam też m. in. próby chóru pod kierunkiem niezapomnianego organisty pana Władysława Sadoka.
Po maturze w 1961 r. zdałam na socjologię na Uniwersytecie Łódzkim, wtedy dostałam od Księdza Prefekta dzieło ks. Franciszka Mirka, Zarys socjologii, KUL, 1948, stron 745 (!). Był to Jego podręcznik socjologii kupiony od kogoś w czasach seminaryjnych. Przypominam sobie, że poza moim Tatą, który miał na swoich powojennych studiach ekonomicznych wykłady z socjologii z prof. Janem Szczepańskim, Ksiądz Bogdan Nowacki był w tym czasie jedynym człowiekiem z mojego otoczenia, który wiedział, co to za nauka socjologia i że nie ma to związku z socjalizmem.
Przed egzaminem z filozofii na II roku studiów dostałam od Księdza Nowackiego 3-tomową Historię filozofii Władysława Tatarkiewicza (z dużym podpisem „Nowacki” w poprzek pierwszej strony). Ten podręcznik stał się „przechodni”. Po kilku latach, zgodnie z sugestią Księdza Nowackiego, przekazałam „Tatarkiewicza” Krysi Świerzkowskiej (niestety już nieżyjącej), która zdawała filozofię na pedagogice. Trzeba zaznaczyć, że to ponadczasowe dzieło nie było wznawiane, było dostępne wyłącznie w bibliotekach i to „na miejscu”.
Jeszcze o jednej podarowanej mi książce muszę wspomnieć. W końcu czerwca 1960 r. dostałam na imieniny Mszał rzymski z dodatkiem nabożeństw nieszpornych, stron bibułkowych 2254, wydany w 1956 r. w Belgii po łacinie i po polsku przez Benedyktynów z Tyńca. Z tego Mszału co roku od pięćdziesięciu dziewięciu lat czytam na rozpoczęcie wieczerzy wigilijnej odnośny fragment z Ewangelii św. Łukasza na str. 128.
Nie muszę dodawać, że gdy biorę do ręki ten Mszał, z wdzięcznością wspominam Ofiarodawcę.
__________________________________________________________________
Podrozdział z książki pt. Dziadek - 60 lat kapłaństwa