DZIADEK nie był nigdy naszym duszpasterzem w ścisłym tego słowa znaczeniu. Zawsze jednak był i jest dla nas przekonującym świadkiem wiary. Czy można i czy potrzeba oczekiwać czegoś więcej od kapłana?
Pierwsze spotkania, od razu śmiałe dzięki otwartości i naturalności Dziadka, nastąpiły na trasach pieszych pielgrzymek na Jasną Górę w początkach lat siedemdziesiątych poprzedniego wieku. Potem oazy, spotkania grupy biblijnej gdzieś w akademiku, spotkania nowych ludzi, przyjaźnie, które zbliżają nas do Dziadka. „Przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi”.
Tak wchodzimy w rozległy krąg Dziadkowej obecności i oddziaływania. To zawsze jest ksiądz, który urzeka delikatnością i umiejętnością słuchania. W październiku 1977 r. pobieramy się. Dziadek jest przy ołtarzu. Za rok Dziadek błogosławi małżeństwa najbliższych przyjaciół. Październik każdego następnego roku jest okazją do dziękczynienia Bogu za nasze rodziny, zawsze z Dziadkiem celebransem. Spotykamy się często i przy różnych okazjach. Jarek, Konrad, Boguś – księża, Dziadkowi wychowankowie – spotykani w różnych kościelnych i życiowych sprawach, poszerzają jeszcze płaszczyznę kontaktu. Pojawiają się epizody wspólnego wypoczynku w polskich Tatrach. W 2002 r. mamy finansowy problem, a przynajmniej realne zagrożenie przewyższające nasze możliwości. Całą dosyć złożoną sprawę relacjonujemy na okolicznościowym, przyjacielskim spotkaniu, na którym jest też Dziadek. Wracamy do domu. Po dwóch godzinach dzwonek do drzwi.
Pojawia się Ksiądz Bogdan z konkretną sumą, istotną w opanowaniu sytuacji. Serdeczna rozmowa dodaje nam sił. Pieniądze nigdy nie musiały być użyte. Wrażliwość, delikatność, konkret są wzruszające. To są też atuty Dziadkowego świadectwa. Z niesłabnącym podziwem ulegamy Mu na bieżąco, teraz już jako początkujący emeryci.
__________________________________________________________________
Podrozdział z książki pt. Dziadek - 60 lat kapłaństwa