Moja znajomość z Księdzem Prałatem Bogdanem Nowackim rozpoczęła się jesienią 2002 r. Chodziłem wtedy do szkoły średniej i Pan Jezus sprawił, że zostałem ministrantem w rodzinnej Parafii św. Antoniego z Padwy w Łodzi, w której Ksiądz Prałat był proboszczem. Kapłanem, którym Pan posłużył się, żebym zbliżył się do ołtarza, był mój katecheta ks. Piotr May-Majewski. On też przedstawił mnie Księdzu Prałatowi i wielokrotnie odsyłał do niego, zwłaszcza w czasie formacji seminaryjnej. Jako ministrant, a następnie lektor w parafii, dostrzegłem przychylną uwagę Księdza Proboszcza skierowaną do nas – młodych chłopców służących do Mszy św. Przy każdej sposobności rozmawiał z nami, pytał o szkołę i dom rodzinny, oczywiście z wyczuciem i charakterystyczną dla siebie dozą humoru.
Rozmowy z Księdzem Prałatem zawsze miały dla mnie ogromne znaczenie, ale momentem, który szczególnie utkwił mi w pamięci, było spotkanie z Księdzem Prałatem przed moim wstąpieniem do Wyższego Seminarium Duchownego. Ksiądz Proboszcz zaprosił mnie do pokoju gościnnego w swoim mieszkaniu. Kiedy usiedliśmy przy stole, zaczął wolno czytać: Bartku!
W Roku Eucharystii, w roku śmierci Jana Pawła II, w roku twej życiowej decyzji, w 2005 roku w sierpniu nie lękaj się i Duc in altum! [Wypłyń na głębię]. Ofiarował mi Pismo Święte z wpisaną dedykacją, którą były przed chwilą wypowiedziane przez niego słowa. Ksiądz Prałat poprosił mnie także, żebym odpowiedział pisemnie po spotkaniu na kilka pytań o kapłaństwie, które dla mnie przygotował. Miałem następnie tę kartkę włożyć do koperty, wkleić na ostatniej stronie Biblii i otworzyć dopiero po święceniach kapłańskich. Pamiętam też do dziś jego słowa: „Masz pięć lat na zastanowienie się, czy to twoja droga życiowa, ale gdy Kościół potwierdzi twoją wolę poprzez święcenia diakonatu, to już nie ma wątpliwości – jesteś powołany.
Późniejsze wahania są pokusami”. To spotkanie było dla mnie wyjątkowe: doświadczyłem niezwykłej miłości, troski i mądrości.
Ksiądz Prałat w czasie mojej formacji w łódzkim Seminarium bardzo się mną interesował, wspierał dobrym słowem, a także finansowo. Jednak najpiękniejszym czasem były ferie i wakacje. Podczas pobytu w rodzinnej parafii mogłem słuchać i obserwować Księdza Proboszcza i uczyć się od niego.
Szczególnym rysem Księdza Bogdana była jego hojność, która wyrażała się na wielu płaszczyznach. W pierwszej kolejności – w modlitwie.
Ksiądz Prałat modlił się prawdziwie; modlił się z kapłanami i wiernymi przed poranną Mszą św. w czasie Jutrzni, modlił się godzinę przed wieczorną Eucharystią. Modlił się na kolanach, często z różańcem w dłoni. Pośród wielu obowiązków znajdował czas na spotkanie z Jezusem. Ono było zawsze priorytetowe.
O hojnym sercu Księdza świadczył także Jego dom. Był zawsze otwarty, pełen miłości i radości. Pomagała Mu go prowadzić Jego siostra – Pani Jadwiga Nowacka. To ona ubogacała nasze spotkania niezwykłą serdecznością, kobiecym wdziękiem i pysznymi śniadaniami. Posiłki przez nią przygotowane były tak dobre jak u mamy. Widać było serdeczną relację między rodzeństwem i wdzięczność Księdza wobec siostry. Ale najcenniejszym darem, który Ksiądz Bogdan mi ofiarował był czas. Przy posiłkach dużo rozmawialiśmy o Kościele, oazie, o życiu. Cieszył się z moich małych sukcesów, podnosił na duchu po porażkach. Został moim autorytetem. Wracałem do rodziców niekiedy około pory obiadowej.
Hojność Księdza Prałata wyrażała się także w pracy. Nie stronił od pracy, także tej fizycznej, której wymagała opieka nad kościołem i parafią.
Potrafił dzielić się pracą, mobilizować mnie do podjęcia zadań i razem ze mną je wykonywać. Wymagał ode mnie poświęcenia, dlatego że sam znał jego wartość i czerpał z niego radość. Takiego przykładu bardzo potrzebowałem i jestem Mu za to świadectwo bardzo wdzięczny. Ksiądz realnie poświęcił się miłości do Jezusa i Kościoła.
Pragnę podzielić się jeszcze jednym wspomnieniem o spotkaniu z Księdzem Prałatem. Po święceniach diakonatu w czerwcu 2010 r., kiedy ksiądz rektor Janusz Lewandowicz odczytał parafie, w których będziemy służyć jako diakoni, pobiegłem przy pierwszej sposobności do mojego Księdza Proboszcza, żeby „pochwalić się”, dokąd Kościół mnie posyła. Pamiętam, że nie miałem wtedy dużo czasu. Zadzwoniłem do domu Księdza Prałata, wszedłem po schodach, On już na mnie czekał. Uściskał mnie serdecznie i spojrzał głęboko w oczy z sympatią. Powiedziałem: „Chciałem tylko powiedzieć, że idę do Ksawerowa, ale muszę już iść…”. Ksiądz Prałat odparł: „Gratuluję Ci, bardzo się cieszę! Pamiętaj tylko, Bartek, żeby grafik zajęć nie wyznaczał twojej pobożności i miłości do Jezusa i Kościoła”.
Dla wielu Ksiądz Bogdan Nowacki jest Dziadkiem – tak o Nim mówią osoby związane z Ruchem Światło-Życie. Dla mnie Ksiądz Bogdan jest jak Tata. Niczym sobie nie zasłużyłem, by takiego Księdza spotkać w życiu i wzrastać przy Nim. Poczytuję to jako łaskę Pana Boga i dar Jego najhojniejszego Serca.
__________________________________________________________________
Podrozdział z książki pt. Dziadek - 60 lat kapłaństwa