Rok ŚwiętyRok Święty
Autor: KAI
Wyświetleń: 689
Dr hab. Jacek Grabarczyk: moja żona i dzieci poszli do diakonatu razem ze mną
Udostępnij

Diakonat jest tak naprawdę powołaniem w powołaniu i nie powinien burzyć dotychczasowego porządku. Na pierwszym miejscu jest małżeństwo i rodzina. W pewnym sensie moja żona i dzieci poszli do diakonatu razem ze mną – podkreślił Dr hab. Jacek Grabarczyk, który podczas Jubileuszu Diakonów w Rzymie przyjął święcenia diakonatu w bazylice św. Piotra w Watykanie. W rozmowie z KAI, razem z żoną Joanną Grabarczyk, opowiadają m.in. o tym, jak ta decyzja wpłynęła na życie ich rodziny. Zaprosili również do uczestnictwa w sesji formacyjnej o małżeństwie, która odbędzie się w dniach 23–24 maja w Łodzi.

Anna Rasińska (KAI): Podczas Jubileuszu Diakonów w Rzymie przyjął Pan święcenia diakonatu w bazylice św. Piotra w Watykanie. Jak odkrył Pan w sobie to powołanie?

Dr hab. Jacek Grabarczyk: To coś, co rozwijało się we mnie od pewnego czasu, raczej w sposób ewolucyjny niż nagły. Przyglądałem się pierwszej grupie kolegów, którzy rozpoczęli przygotowywania do diakonatu stałego w Archidiecezji Łódzkiej sześć lat temu i gdzieś tam wewnątrz rodziła się myśl, że być może jest to droga dla mnie.
Z drugiej strony, nie bardzo wiedziałem jak miałbym się do tego zabrać. Czytając Dzieje Apostolskie, fragment o ustanowieniu diakonów, zawsze towarzyszyło mi poczucie, że zrodzili się oni z bieżącej potrzeby Kościoła i do posługi zostali wybrani przez Kościół. To wspólnota widziała w kimś diakona, samo nałożenie rąk, gest ustanowienia, był potwierdzeniem jej rozeznania. Więc powiedziałem sobie, że zacznę myśleć o sprawie poważnie, gdy dostanę taką propozycję od wspólnoty. I tak się stało.

Pytanie padło od ojca Remigiusz Recława SJ, ówczesnego proboszcza i duszpasterza przy parafii ojców Jezuitów w Łodzi, z którą jestem związany od 30 lat. I od tego zaczęła się trzyletnia formacja, a tak naprawdę czas rozeznawania. Nie było to dla mnie od początku oczywiste, że zakończy się święceniami. Chyba ostateczną decyzję pomógł mi podjąć nasz opiekun, ks. Zbigniew Tracz, który podczas jednej z rozmów, słuchając moich wątpliwości powiedział: „Jacek, ty już jesteś diakonem w swojej wspólnocie, trzeba to tylko sformalizować”. Zrozumiałem wtedy, że diakonat nie jest zwrotem w moim życiu ale raczej naturalną konsekwencją wieloletniego i świadomego zaangażowania w Kościele.

KAI: Nie bała się Pani, że ta posługa pochłonie męża?

Joanna Grabarczyk: Propozycja diakonatu Jacka padła w mojej obecności i moja pierwsza reakcja była jak najbardziej na tak. Co ciekawe, aż do tej pory nie wiedziałam, że o tym myśli. Opowiedział mi później, że chodzi z tym pomysłem od jakiegoś czasu, ale nic nie mówił. Czekał aż propozycja przyjdzie z zewnątrz. Nie byłam tym zdziwiona. Jacek generalnie nie rozpycha się w życiu łokciami, w rozmowie często jest zakrzykiwany przez innych, nie lubi dominować, ma w sobie dużo skromności. Byłam na tak, bo od razu zobaczyłam błysk w jego oku i zrozumiałam, że to dla niego ważne.

Obawy przyszły później, mianowicie kiedy dowiedziałam się, że po święceniach oddaje się do dyspozycji biskupowi. Zabrzmiało groźnie i nie za bardzo mi się to spodobało. Pojawił się niepokój. Wyobraźnia się uruchomiła. A co, jeśli nagle będzie musiał rzucić wszystko i w posłuszeństwie biskupowi, nie pytając mnie o zdanie, stanie przed zadaniem, które będzie w poprzek naszych małżeńskich i rodzinnych planów? Uspokoiłam się jednak, kiedy okazało się, że żona i dzieci pozostają w diakonacie na pierwszym miejscu i cały czas mają coś do powiedzenia. Opiekun Jacka rocznika, ks. Zbigniew Tracz, mocno zadbał o to, byśmy jako żony usłyszały o tym nie raz.

Wielokrotnie w trakcie formacji uczestniczyłyśmy w spotkaniach razem z naszymi mężami, gdzie podkreślano, że małżeństwo i rodzina są na pierwszym miejscu i jeśli zaangażowania związanego z diakonatem nie da się pogodzić z tą sferą życia, to wygrywa rodzina. To mnie uspokoiło i tym bardziej czuję się uprawniona, żeby powiedzieć Jackowi STOP, gdyby się okazało, że proporcje się odwracają. Wprawdzie wielkiego niebezpieczeństwa tu nie widzę, bo Jacek przez ponad 20 lat naszego małżeństwa wystarczająco nas przekonał, że ja i dzieci jesteśmy dla niego najważniejsi, ale jednak jestem głosem z zewnątrz, który może czasem się przydać i pomóc wyhamować. Zresztą tego samego oczekuję od niego, że powie mi STOP, jeśli zacznę w czymś przesadzać. Tak to działa w naszym małżeństwie.

KAI: A Państwa dzieci? Czy były zaskoczone?

Joanna Grabarczyk: Nasze dzieci znają nas nie od wczoraj. Były wychowywane w Kościele i nasze zaangażowanie nie było dla nich niczym nowym. Gdyby zatem chcieć odpowiedzieć na to pytanie, to chyba trzeba powiedzieć: i tak i nie. Tak, bo sam pomysł wydawał się trochę kosmiczny. Oto nagle tata przyjmuje święcenia, a stąd niedaleko już do święceń prezbiteratu (bycia księdzem!). Nie, bo zdążyły już się zorientować, że zaangażowanie w Kościele jest ważną sferą naszego małżeńskiego życia. Były trochę zdziwione pomysłem, ale nie miały nic przeciwko temu.

KAI: Jakie obwiązki będą na Panu spoczywały?

Dr hab. Jacek Grabarczyk: Nie wiem czy słowo „obowiązek” jest tutaj najlepsze. Nie patrzę na mój diakonat jako na coś, co nakłada na mnie dodatkowe obowiązki. Może dlatego, że mam dobre doświadczenie wspólnoty, w której jestem umocowany. Raczej traktuję diakonat jako szansę, by zmieniać obraz Kościoła w moim otoczeniu. Diakoni stali, to w Polsce wciąż nowe zjawisko. Nie dla wszystkich zrozumiałe. Coś pomiędzy księdzem a świeckim, choć świeckimi już nie są. Asystujemy celebransowi przy sprawowaniu Eucharystii, czytamy Ewangelię, możemy głosić homilię, prowadzić nabożeństwa, rekolekcje, udzielać chrztów, błogosławić związki małżeńskie, opiekować się wspólnotami. Mam jednak świadomość, że jako diakon, trochę muszę siebie wymyślić. Najbardziej chciałbym być blisko ludzi, zwłaszcza tych, którzy dzisiaj w Kościele nie czują się jak u siebie.

KAI: Jak posługa diakona stałego w Kościele wpływa na łączenie obowiązków zawodowych z życiem rodzinnym?

Dr hab. Jacek Grabarczyk: Diakonat jest tak naprawdę powołaniem w powołaniu i nie powinien burzyć dotychczasowego porządku. Na pierwszym miejscu jest małżeństwo i rodzina. Chcąc nie chcąc, w pewnym sensie moja żona i dzieci poszli do diakonatu razem ze mną. Moim zadaniem jest zadbać przede wszystkim o nich. Trochę to zabrzmi jak slogan, ale najpierw mam być diakonem we własnym domu.

W sferze zawodowej też nic się nie zmieniło. Kontynuuję moją pracę zawodową w takim samym zakresie jak do tej pory, oddając temu sporą część mojego czasu. Lubię jednak swoją pracę i ludzi, z którymi tam przebywam. Nie znaczy to jednak, że na dodatkowe zaangażowanie nie ma już miejsca. Ważne jest wsparcie żony i to, że jesteśmy w tym razem. Na ten moment zauważam, że najprostszym sposobem, aby godzić wszystkie obszary życia, jest właśnie to, aby gdzie się da, być razem. Ułatwieniem jest to, że jesteśmy zaangażowani w tej samej wspólnocie i wspólne działanie przynosi nam wiele radości, a dodatkowo scala nas jako małżeństwo. Dla mnie żona to skarb nie do przecenienia, doradca, recenzent, krytyk (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), motywator i głos rozsądku.

KAI: Czy w kontekście kryzysu powołań kapłańskich, diakonat stały żonatych mężczyzn może być przyszłością Kościoła?

Dr hab. Jacek Grabarczyk: Na pewno jest teraźniejszością, a czy przyszłością? Mam nadzieję, że będzie. Na ten moment w Polsce mamy nieco ponad 100 diakonów stałych w zaledwie 15 z 41 diecezji. To niewiele, ale wydaje się, że zainteresowanie tym powołaniem rośnie. Diakoni stali nie są jednak, w moim przekonaniu, odpowiedzią na kryzys powołań kapłańskich. To prawda, że w wielu posługach diakon może zastąpić prezbitera, ale ja widzę to jako oddzielne powołanie. Przywrócenie diakonatu stałego wypełnia zaistniałą pustkę, i przywraca pierwotny obraz Kościoła. Powoduje, że Kościół staje się bogatszy i większa liczba osób, nie tylko księży, bierze za niego odpowiedzialność. Może się też przyczynić do przełamania klerykalnego obrazu Kościoła.

Diakoni, mimo, że są osobami duchownymi, stanowią jednak pomost między Kościołem hierarchicznym, a wiernymi świeckimi. Mają rodziny, żyją wśród zwykłych wiernych, pracują jak zwykli ludzie, są sąsiadami, kolegami, ojcami i dziadkami. Dopóki nie zobaczysz ich w dalmatyce przy ołtarzu, nie wyłowisz ich z tłumu. Dla mnie bycie diakonem, to bycie z ludźmi jako jeden z nich. Naśladowanie Jezusa nie polega na siedzeniu w ławce kościoła i czekaniu, aż ktoś przyjdzie. To wyjście do świata, do ludzi.

Ostatnio w tym kontekście porusza mnie fragment Ewangelii dotyczący powołania Lewiego. Zachowanie Jezusa z pewnością i dzisiaj wywołałoby niesmak w Kościele. Dobry katolik powinien takiego Lewiego zaciągnąć w pierwszej kolejności do kościoła, do księdza, do spowiedzi. A co robi Jezus? Idzie z nim na imprezę, do grzeszników i celników. Wchodzi w jego środowisko i z pewnością świetnie się tam czuje.

KAI: Koncepcja viri probati, czyli święceń kapłańskich dla doświadczonych, żonatych mężczyzn, pojawiała się w dyskusjach synodalnych, zwłaszcza w kontekście Amazonii i innych regionów z niedoborem księży. Co myślą Państwo o tym koncepcie?

Dr hab. Jacek Grabarczyk: Jeśli to pytanie czy jako diakon stały widzę dla siebie w przyszłości możliwość święceń prezbiteratu, to odpowiedź brzmi: nie. Koncepcja wyświęcania żonatych mężczyzn nie jest jakimś nowum w Kościele i ma pewnie tyle samo zwolenników, co przeciwników. Można by ją uzasadniać podobnie jak w przypadku diakonatu stałego, powrotem do korzeni chrześcijaństwa. Z punktu widzenia ojca rodziny zdaję sobie jednak sprawę, że wymaga to przemodelowania obecnego obrazu kapłana. Trudno sobie wyobrazić, aby żonaty mężczyzna wyświęcony na prezbitera pracował tak samo jak celibatariusz, bez szkody dla małżeństwa. Takie kapłaństwo wymagałoby wsparcia świadomej i prężnej wspólnoty, odciążenia od obowiązków administracyjnych i wsparcia diakonów stałych. Odpowiedzialność za wspólnotę, parafię w dużej mierze musiałaby polegać na wiernych, a kapłan byłby tak samo potrzebny wspólnocie, jak wspólnota jemu. W sumie jak teraz myślę o tym w taki sposób, to taki obraz Kościoła jest niezwykle atrakcyjny, niezależnie od tego, czy w roli prezbitera obsadzimy mężczyznę żonatego, czy celibatariusza.

KAI: Jesteście Państwo także zaangażowani w organizację sesji formacyjnej o małżeństwie. Czy mogliby Państwo o tym opowiedzieć?

Dr hab. Jacek Grabarczyk : Tak, to dla nas pierwsze poważne wyzwanie po święceniach. Co roku Mocni w Duchu organizują Sesję albo Forum tematyczne. W tym roku odczytaliśmy zaproszenie do zrobienia czegoś w tematyce małżeństwa.

Żyjemy wśród małżeństw mocno zaangażowanych w Kościele, ale mamy również przyjaciół wśród rodzin spoza Kościoła. Stykamy się z różnymi poglądami dotyczącymi małżeństwa, zarzutami wobec instytucji Kościoła. Najczęściej skupiają się one na tematach moralnych, zbyt głębokiego zaglądania przez Kościół do życia intymnego małżonków, wtrącania się w sprawy regulacji poczęć, itp. Znamy małżeństwa sakramentalne, które żyją ze sobą jak pies z kotem a z drugiej strony cywilne, które moglibyśmy postawić jako przykład. Coraz częściej widzimy, jak na tle tego pojawia się pytanie, po co w ogóle mi sakrament i czym on właściwie jest. Jaka wiąże się z nim skuteczna niewidzialna łaska. Nie słyszałem, aby ktoś dzisiaj w Kościele tłumaczył ten temat, może na kursie przedmałżeńskim, choć na moim, nikt się o tym nie zająknął. Było natomiast mnóstwo o tym jak żyć moralnie, co wolno, a czego nie wolno.

Osoby, dla których małżeństwo w Kościele jest jakimś tradycyjnym rytuałem, puszczają to mimo uszu. Wśród tych, którzy podchodzą do sprawy bardziej świadomie pojawia się lęk, a życie intymne staje się torem przeszkód. Chcemy pokazać, że nie musi tak być i odwrócić tok myślenia. Pokazać, że równorzędnym celem małżeństwa, obok zrodzenia dzieci, jest dobro małżonków a samo małżeństwo to sakrament, który ma prowadzić do uświęcenia. Dlatego nazwaliśmy sesje „Bliskość” i chodzi nam zarówno o bliskość duchową, jak i fizyczną. Rozdzielenie tych dwóch obszarów prowadzi bowiem do wewnętrznego konfliktu, który się uzewnętrznia różnego rodzaju kryzysami.

Do kogo skierowana jest ta inicjatywa?

Joanna Grabarczyk: Sesja odbędzie się w naszym „mateczniku” czyli przy parafii ojców Jezuitów w Łodzi w dniach 23-24 maja 2025r. Ważne jest to, że jest ona o małżeństwie, a więc nie tylko dla małżeństw. Zapraszamy małżonków, sakramentalnych i niesakramentalnych, narzeczonych, osoby samotne myślące o małżeństwie, osoby pracujące z małżeństwami i każdego, komu temat jest bliski.

Zaprosiliśmy znanych i kompetentnych gości, którzy łączą współczesne nauczanie Kościoła z wiedzą naukową. Naprawdę takie połączenie jest możliwe i może być atrakcyjne. Oprawę muzyczną zapewnią małżeństwa, które od wielu miesięcy gromadzą się na wspólnym uwielbieniu Boga w ramach inicjatywy Worship Małżeński. Można posłuchać ich w YouTube i już teraz zacząć wchodzić w klimat tego wydarzenia. Zaplanowaliśmy też duże bloki wspólnej podnoszącej modlitwy. Szczegóły Sesji i informacje o zapisach, również zniżkach dla małżeństw, można znaleźć na stronie: www.centrum.mocniwduchu.pl, lub na Facebooku wpisując hasło: Bliskość – sesja o małżeństwie.

***

Joanna i Jacek Grabarczyk, małżeństwo z 23 letnim stażem i trójka dorosłych dzieci. Jacek jest diakonem stałym i profesorem Politechniki łódzkiej, Joanna jest prawnikiem - referendarzem sądowym. Od ok. 30 lat związani ze wspólnotą charyzmatyczną Mocni w Duchu z Łodzi.

Udostępnij
Klauzula informacyjna
Zgodnie z art. 8 ust. 1 Dekretu ogólnego w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych w Kościele katolickim wydanym przez Konferencję Episkopatu Polski w dniu 13 marca 2018 r. (dalej: Dekret) informujemy, że:
  1. administratorem Pani/Pana danych osobowych jest Archidiecezja Łódzka z siedzibą przy ul. Ks. Ignacego Skorupki 1 w Łodzi, reprezentowana przez Arcybiskupa Grzegorza Rysia, Metropolitę Łódzkiego;
  2. inspektorem ochrony danych w Archidiecezji Łódzkiej jest ks. dr Zbigniew Tracz, ul. ks. I. Skorupki 1, 90-458 Łódź, mail: iod@archidiecezja.lodz.pl;
  3. Pani/Pana dane osobowe przetwarzane będą w celu zapewnienia bezpieczeństwa usług i informacyjnym;
  4. przetwarzanie danych jest niezbędne do celów wynikających z prawnie uzasadnionych interesów realizowanych przez administratora lub przez stronę trzecią, z wyjątkiem sytuacji, w których nadrzędny charakter wobec tych interesów mają interesy lub podstawowe prawa i wolności osoby, której dane dotyczą, wymagające ochrony danych osobowych, w szczególności, gdy osoba, której dane dotyczą, jest dzieckiem;
  5. odbiorcą Pani/Pana danych osobowych jest Archidiecezja Łódzka;
  6. Pani/Pana dane osobowe nie będą przekazywane do publicznej kościelnej osoby prawnej mającej siedzibę poza terytorium Rzeczypospolitej Polskiej;
  7. Pani/Pana dane osobowe z uwagi na nasz uzasadniony interes będziemy przetwarzać do czasu ewentualnego zgłoszenia przez Pana/Panią skutecznego sprzeciwu;
  8. posiada Pani/Pan prawo dostępu do treści swoich danych oraz prawo ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania zgodnie z Dekretem;
  9. ma Pani/Pan prawo wniesienia skargi do Kościelnego Inspektora Ochrony Danych, gdy uzna Pani/Pan, iż przetwarzanie danych osobowych Pani/Pana dotyczących narusza przepisy Dekretu;
  10. przetwarzanie odbywa się w sposób zautomatyzowany, ale dane nie będą profilowane.