List sióstr dominikanek z Czortkowa na Ukrainie


Czcigodni Kapłani, drodzy parafianie

Od ponad 25 lat pracujemy w Czortkowie na Podolu.

Obecnie naszą działalność, dzielimy na czas przed i w trakcie wojny, która mamy nadzieję szybko się zakończy.

Przed zbrojną agresją Rosji na Ukrainę przy naszym klasztorze prowadziłyśmy sobotnio-niedzielną szkołę języka polskiego /75 uczniów/, gdzie uczniowie oprócz katechezy i języka polskiego mieli możliwość poznawać historię i kulturę polską. Prowadziłyśmy świetlicę dla uczniów od I do IV klasy /20 uczniów/

Dzieciaki po lekcjach szkolnych spędzały czas na świetlicy do godziny 17.00. Każdego dnia otrzymywały ciepły posiłek, miały zajęcia dodatkowe, np. plastyczne, kulinarne, manualne, sportowe. Po odrobieniu pracy domowej, przy której pomagali nasi wolontariusze, później już tylko ulubiona zabawa.

W miarę możliwości odwiedzałyśmy chorych w mieście i okolicznych wioskach /120 osób/.

Podczas wakacji organizowałyśmy półkolonie. W ostatnio prowadzonych, czyli przed pandemią uczestniczyło 130 dzieci i młodzieży w wieku od 5 do 16 lat. Uczestnicy przychodzili z miasta idojeżdżali z pobliskich wiosek. Zajęcia jak do tej pory odbywały się w językach: ukraińskim, polskim i angielskim. Starałyśmy się poprzez zabawę i naukę przekazywać wiarę, wiedzę oraz dać dzieciom możliwość dobrego i kreatywnego odpoczynku. Dla wszystkich przygotowywany był obiad i słodkości. Zarówno na świetlicy jak i podczas półkolonii pomagali nam wolontariusze, czyli uczniowie, rodzice, babcie uczniów i parafianie.

Moi drodzy, piszę do Was 16 dnia wojny rosyjsko-ukraińskiej. Rano bomby spadły na Łuck, Iwano-Frankiwsk i miasto Dniepr. Jest godzina 21.00, zaczynam pisać… znowu mamy alarm przeciwlotniczy (wczoraj było pięć), schodzimy do piwnicy (tymczasowego schronu), przychodzą sąsiedzi. Sąsiedzi… od 3 do 60 lat. Niebo bezchmurne, a na niebie samoloty. Alarm trwał ponad godzinę. Nie było wybuchu…to znaczy pociski przechwycone. Ukraińskie wojsko bardzo dobrze nas broni. Jest godzina 22.30 Ja czuwam i piszę a pozostałe siostry próbuję zasnąć, ale wystarczy drobny hałas i już jesteśmy w gotowości.

Codziennie jeździmy na wioski, z żywnością i chemią, ludzie starsi są przestraszeni, płaczą, że ich dzieci i wnuki są za granicą. A oni zostali sami. Ponieważ powoli przestają jeździć autobusy i nie ma czym dostać się do miasta, każdy może do nas zadzwonić wtedy jedziemy z nim naszym samochodem. Punkt pomocy humanitarnej, jest cały czas do dyspozycji potrzebujących.

Zakupione produkty spożywcze i chemiczne odbieramy same z granicy. Czas przejazdu wydłużył się do 6 godzin w jedną stronę.Zwalniają nas tzw. blokposty, czyli kontrole do wjazdu do miast.Wyjeżdżamy rano parę minut po 6.00, bo wtedy kończy się godzina policyjna i musimy wrócić do 22.00.

Kiedy zaczęła się wojna nasza Matka zapytała i zaproponowała powrót do Polski, jeżeli, któraś by chciała. Nasza trójka zostaje na miejscu w Czortkowie. Przyjeżdżają do nas ludzie z Winnicy, gdzie kilka dni temu spadły bomby. Jadą w dalszą drogę, do Polski. Dostają u nas nocleg i ciepły posiłek oraz potrzebne rzeczy na dalszą drogę np. pampersy dla dziecka.

Cóż mogę napisać; jeżeli mogę prosić, to módlcie się za nas abyśmy były świadkami Chrystusowej miłości, o której ON chce powiedzieć swoim ukochanym. WY poprzez swoją otwartość, miłość bliźniego i dobro pokazujecie naszym ludziom, że nie są sami, że mają WAS i WY o nich pamiętacie.

Jeśli możecie nas wesprzeć, poprzez ofiarę pieniężną, zakupimy za te środki żywność, chemię oraz paliwo, bez którego nie możemy jeździć na wioski.

Wielkie Bóg Zapłać

Bardzo gorąco Was pozdrawiam

s. Tarzycja Dominikanka z Czortkowa.