Home / Czytelnia / W poszukiwaniu Boga – Krzysztof Kwaskowski

W poszukiwaniu Boga – Krzysztof Kwaskowski

„Będziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie,
albowiem będziecie Mnie szukać z całego serca.
Ja zaś sprawię, że Mnie znajdziecie”
Jer 29:13-14

Od najdawniejszych czasów ludzie zastanawiają się nad tym, czy istnieje jakaś wielka potężna siła, która stworzyła nas ludzi, a także nasz świat i być może wszelkie inne, ktoś kto jest tak potężny, że może dokonać wszystkiego. Ktoś do kogo wystarczy zanieść modły by spełnił nasze życzenie. Ktoś kto pociąga za sznurki, i gdy pstryknie palcem może sprawić dowolny cud, lub równie dobrze pozbawić życia całe światy.
Nawet w wierzeniach dawnych plemion i narodów, zawsze istniały jakaś potężne siły, lub postacie które były odpowiedzialne za stworzenie wszystkiego.
Ludzie od najdawniejszych czasów, na niezależnych kontynentach i w różnorodnych kulturach, oddawali cześć bytom silniejszym od nas, których lepiej nie denerwować, a których sprzyjanie można było zapewnić sobie przez składanie ofiar, lub specjalne rytuały.
W religiach monoteistycznych wprost jest powiedziane, że kimś takim jest – choć różnie nazywany – Bóg.
Katolicy wierzą, że istnieje jeden Bóg, stwórca wszystkiego, który istniał od zawsze i jest wieczny, do tego będący wszędzie naraz.
Czy można zatem powiedzieć, że tak opisana istota rzeczywiście istnieje? Może są to tylko jakieś siły fizyczne, chemiczne, czy też reguły matematyczne? Może Boga tak naprawdę nie ma, a wszystko jest konsekwencją jakiegoś przypadku, jakieś materii o której nie mamy pojęcia przy aktualnym poziomie wiedzy?
Czy w dzisiejszym świecie, gdzie nauka stała się odpowiedzią na wszelkie pytania jest jeszcze miejsce dla Boga? Może należy go wymazać z książek i potraktować jako zabobon.
Tak by chcieli ateiści i co gorsza tak zaczyna uważać część osób wierzących. Natomiast katolik musi wierzyć, że Bóg jest. I nieważne, że nawet sam Kościół traktuje to jako dogmat wiary, czyli rzecz której nie trzeba udowadniać, a którą należy bezwzględnie uważać
za prawdziwą.
Wiele tęgich głów, a także całkiem zwyczajnych starało się zrozumieć te kwestie.
Blaise Pascal rozważając teoretyczną sytuację w której założył, że Bóg nie istnieje, przyjmując za podstawę to, że ludzie z natury dążą do zapewnienia sobie szczęścia, sformułował oparty na prawdopodobieństwie dowód,
i wykazał w nim, że przyjęcie sytuacji w której Bóg jednak istnieje, jest dla człowieka korzystniejsze, niż odrzucenie tego faktu, gdyż wiara taka może dać mu życie wieczne jedynie za cenę pewnych ograniczeń w życiu doczesnym.
Są jednak Ci którzy nie chcą mieć jakichkolwiek ograniczeń i którym taki dowód zwyczajnie nie wystarcza.
Osoby odrzucające boskie istnienie, często uważają, że wszystko powstało najprawdopodobniej w wyniku przypadku, jakiegoś szczęśliwego splotu wydarzeń. Ale czy przy tak złożonych zjawiskach, jak np. życie, istnieje jakakolwiek szansa, że powstało ono tylko i wyłącznie przypadkiem?
Ludwik Pasteur, wychodząc z podobnego założenia, próbował udowodnić, że życie nie może powstać
z materii nieożywionej. Jego badania jedynie potwierdziły tą tezę. Co ciekawe, mimo upływu lat, i dzisiejsza nauka zdaje się potwierdzać ten wniosek.
Jeśli tak jest, trzeba zastanowić się skąd zatem pochodzą ludzie, zwierzęta i rośliny, jeżeli przed nimi – cała materia była nieożywiona?
Osobom, które nie biorą pod uwagę Boga, pozostaje ufać, że wszystko to powstało jedynie w wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności, całkowicie bez planu.
Głupotą jednak byłoby ufanie, że znamy odpowiedzi
na większość pytań. Ponoć wyliczono iż szansa na to,
że wszystko powstało przypadkiem, jest równie duża jak na samoistne powstanie nowoczesnego odrzutowca
w wyniku uderzenia piorunu w skład złomu.
Przy takiej „szansie”, warto skłonić się ku teorii że stał za tym jakiś pierwotny Wielki Konstruktor, który to jednak zaplanował.
Ale skąd miałby się wziąć? Jak już wspomniałem, na przełomie dziejów wielu myślicieli zastanawiało się nad fenomenem Boga.
Jednym z pierwszych był Anzelm
z Canterbury. Wychodził on z bardzo prostego, ale jakże celnego spostrzeżenia: gdyby Bóg nie istniał,
to czy każdy myślący człowiek starałby się dociekać czy istnieje czy nie
i szukać na to dowodów?
Uważał że „Bóg jest bytem absolutnym, ponad którego nic większego nie można pomyśleć.” oraz, że „Istnieje byt, którego wewnętrzna konieczność jest tak wielka,
że odbija się ona w idei, jaką człowiek o Nim posiada. Bóg istnieje z siebie w sposób tak dalece konieczny, że nawet w umyśle ludzkim nie może nie istnieć. Domaga się więc afirmacji swego istnienia przez myśl, która Go pojmuje”.
To św. Anzelmowi zawdzięczamy jeden z pierwszych dowodów, nazwany „dowodem ontologicznym”.:
„…Nawet niemądry jest przekonany, że istnieje coś, ponad co nie można pomyśleć nic większego. Skoro bowiem słyszy, rozumie, rozumie zaś to, że istnieje coś
w intelekcie. Z pewnością zaś to, ponad co nie można pomyśleć nic większego, nie istnieje wyłącznie w umyśle. Skoro bowiem istnieje w umyśle, to można pomyśleć,
że istnieje także w rzeczywistości; co jest bardziej doskonałe [istnienie realne niż tylko pomyślane].
Gdyby więc to, ponad co nie można pomyśleć
nic większego, istniało jedynie w intelekcie, to byłoby ono tym, ponad co można pomyśleć coś większego; co jest
z pewnością niemożliwe. Istnieje więc bez wątpienia coś, ponad co nie można pomyśleć niczego większego zarówno w intelekcie, jak i w rzeczywistości”.
Innymi słowy Anzelm stwierdza, że Bóg jest tym, który jest największą wyobrażalną istotą. Potem stwierdza,
że istnieć znaczy więcej, niż nie istnieć, zatem ta największa wyobrażalna istota musi istnieć. Gdyby Bóg nie istniał, nie byłby największą wyobrażalną istotą,
co zaprzeczałoby definicji Boga.
Czy jednak jest tak jak powiedział Anzelm? Może
to jednak nie Bóg, a mimo wszystko jakieś siły fizyczne których nie rozumiemy i dlatego staramy się je pojąć
i zdefiniować?
Uwzględniając starożytnych myślicieli i rozwijając ich myśl, dowody na istnienie Boga zebrał i uporządkował św. Tomasz z Akwinu w postaci tzw. pięciu dróg. Były to:
Pierwsza droga „z ruchu”, nawiązująca do nauk Arystotelesa i ujmująca Boga jako Czysty Akt będący praźródłem wszelkiego ruchu w świecie – Pierwszego Poruszyciela;
Dowód ten wnosi, że istnieje pierwsza przyczyna ruchu; „Jest rzeczą pewną- stwierdzamy to
za pomocą zmysłów- że w świecie istnieje ruch, wszystko zaś, co się porusza, jest przez coś poruszane. Jednakże w szeregu „poruszycieli” nie można postępować w nieskończoność. Gdyby nie było motoru pierwszego, nie byłoby drugiego i następnych, a więc ruch w ogóle by nie występował. Istnieje zatem pierwszy motor, który wprowadził do świata ruch. Motorem owym, pierwszym nieruchomym „poruszycielem”, jest właśnie Bóg.”

Druga droga „z przyczynowości sprawczej”. Ponieważ w świecie każdy byt ma jakąś przyczynę, Tomasz wnioskuje, że musi też istnieć istota samoistna, będąca ostateczną przyczyną świata.

Trzecia droga „z przygodności i konieczności”. Droga ta wskazuje, że niekonieczny związek istoty i istnienia w tzw. bytach przygodnych (jak np. ludzie) warunkuje uznanie Bytu Koniecznego, będącego przyczyną wszelkiej konieczności. Tomasz z przypadkowości rzeczy wnioskuje, że istnieje poza nimi istota konieczna; „To, co istnieje, nie może samo przez się powstać. Musi tedy istnieć jakiś byt konieczny, którego egzystencja wynika z samej jego istoty. Ten byt konieczny – Bóg, jest źródłem bytów przypadkowych.”
Droga „z przygodności i konieczności”, powstała
w nawiązaniu do rozważań starożytnych myślicieli (Awicenny i Awerroesa), natomiast zmodyfikowana przez G.W. Leibniza, nazwana została w XVIII w. dowodem kosmologicznym; w XIX w. nazwę tę rozciągnięto na sposoby dowodzenia
„z przyczynowości sprawczej” i „z ruchu”.

Czwarta droga „ze stopni doskonałości”, powstała pod wpływem Platona. Z faktu, że istnieją istoty różnej doskonałości, wynika, że istnieje istota najdoskonalsza – Bóg. Analiza ważności różnych bytów pod tym właśnie względem, prowadzi
do przyjęcia Bytu Najdoskonalszego, uosabiającego pełnię prawdy, dobra i piękna.

Piąta droga „z celowości rzeczy”. Na podstawie uporządkowanego i celowego sposobu istnienia bytów nierozumnych (świata przyrody), Tomasz dochodzi do wniosku, że musi istnieć jakaś istota najwyższa, działająca celowo. Siła która rządzi przyrodą.
Po św. Tomaszu, także wielu innych myślicieli próbowało Boga udowadniać, lub też zaprzeczać Jego istnieniu. Jak do tej pory jednak, nikomu nie udało się jednoznacznie udowodnić że Boga nie ma. Za to często pojawiającym się argumentem przeciw istnieniu Boga, jest stwierdzenie, że ludzie wierzący w Boga – nie mogą
w żaden sposób udowodnić Jego istnienia, natomiast ateiści – wiedzą, że Boga nie ma i potrafią to wykazać. Jest to błędne założenie, ponieważ zarówno jedni jak
i drudzy, nie posiadają wiedzy na ten temat.
A zatem obie strony kierują się nie rozumem – jak by życzyli sobie tego ateiści – a wiarą w istnienie,
lub w nieistnienie Boga.
Możliwe, że ateista próbując udowodnić nieistnienie Boga, w jakiś specyficzny dla siebie sposób czeka, aż ktoś mu wprost udowodni, że Bóg jednak istnieje. Być może to nawet sam Bóg szuka drogi do serca danej osoby.
Nie mogąc udowodnić istnienia, lub nieistnienia Boga, dochodzi do tego, że niektóre osoby za dowód na jego „nieistnienie” uważają to, że Boga nikt nigdy nie widział
i nie słyszał, co w kontekście jego obecności „wszędzie naraz” jest dowodem wprost na to że Go niema.
Inni uważają, że skoro Bóg istnieje i życzy nam dobrze to czemu dopuszcza całe zło i nie spełnia próśb niesionych w modlitwie. Zatem skoro jest źle – to Bóg nie może istnieć.
Jak traktować jednak takie dowody? Po pierwsze, Bóg nie jest naszym służącym do spełniania próśb, a zło które nas spotyka, jest wynikiem nieposłuszeństwa ludzi względem Niego i tego konsekwencją. Natomiast co do jego „obecności” to należy pamiętać, że np. powietrza także nie widać, a każdy
z nas nim oddycha, i nawet gdyby ktoś na to odpowiedział, że choć nie widzimy to czujemy je,
a Boga nie tylko zobaczyć ale i odczuć niemożna, to czy taka osoba wierzy, że w kosmosie nie ma powietrza? Przecież osobiście tam nie była, natomiast same deklaracje
i opowieści to nie wszystko, a kostium kosmonauty mógł chronić przed innym nieznanym rodzajem gazu, który ktoś mylnie uznał za próżnię. Poza tym już na obecnym poziomie wiedzy wiemy, że istnieje wiele rzeczy których na pierwszy rzut oka nie ma, bo ich nie widać
i nie można odczuć (choćby fale radiowe, różne rodzaje promieniowania, a nawet atomy i cząsteczki).
Zatem wiara w to, że gdy czegoś nie widać, nie czuć
i niemożna żadną inną maszyną pomiarową znaną ludzkości udowodnić jej istnienia, to troszkę za mało by zaprzeczyć, że ktoś taki jak Bóg istnieje. Tym bardziej, że jak to określił wybitny astrofizyk sir Arnold Wolfendale: „Wiemy, że do Wielkiego Wybuchu doszło piętnaście miliardów lat temu. Wiemy, że galaktyki poruszają się. Ale nie wiemy na przykład, dlaczego zsumowana masa wszystkich gwiazd w danej galaktyce jest mniejsza od masy samej galaktyki. Wydaje się, że we wszechświecie jest materia, której nie możemy na razie zaobserwować
i zrozumieć.”.
Wiemy więc jak nauka odnosi się do zagadnienia które – teoretycznie – mogłoby być Bogiem. A jak do istoty Boga odnosi się Kościół Katolicki?
W Katechizmie Kościoła Katolickiego, czytamy: „Bóg jest jedyny; poza Nim nie ma innych bogów.
On przekracza świat i historię. To On uczynił niebo
i ziemię. … W Nim ‘nie ma przemiany ani cienia zmienności’. On jest ‘Tym, Który Jest’, bez początku
i końca.(KKK 212).
Bóg jest nieskończenie większy od wszystkich swoich dzieł… Ponieważ jednak jest Stwórcą niezależnym
i wolnym, pierwszą przyczyną wszystkiego, co istnieje, jest także obecny w najgłębszym wnętrzu swoich stworzeń.(KKK 300).
Oznacza to, że Bóg jest jedyną istotą bez początku
i końca, jako jedyny z własnej woli jest stwórcą doskonałym (stwarza wszystko z niczego (a nie jak człowiek z innych półproduktów)). Jest sam w sobie
i w każdym swoim stworzeniu jednocześnie. Może uczynić wszystko i jest najdoskonalszy.
Czy zatem w dzisiejszych „mądrych” czasach to co głoszą katolicy nie jest jedynie jakimś zbiorem wymysłów zaprzeczających samym sobie?
Według mnie nie.
Ja odnoszę się do istnienia Boga jako do praprzyczyny wszystkich rzeczy.
Po pierwsze należy sobie zadać pytanie skąd w ogóle wziął się człowiek. Czy rzeczywiście jesteśmy stworzeni przez Boga? Kierując się wiarą potwierdzimy ten wniosek, natomiast nauka pozbawiona otoczki wiary zdaje się temu przeczyć.
Rozważając zatem czysto naukowo i logicznie, to gdy uznamy za teorią Darwina, że człowiek wziął się
„z małpy”, nie możemy mieć pewności, że faktycznie tak nie było.
Nie musi to jednak wykluczać nauki o duszy czy stworzeniu (co z kolei potwierdziłoby teorię o istnieniu Boga). Wystarczy, że w którymś momencie dziejów, (już po stworzeniu wszelkich roślin i zwierząt), Bóg tchnął specjalny pierwiastek zwany przez wierzących duszą – w jakiś istniejący gatunek, dając mu znamiona człowieczeństwa.
Chociaż gdyby tak było, mielibyśmy jakiś ślad prowadzący do udowodnienia teorii iż zostaliśmy stworzeni przez Boga, to mimo wszystko jednak taki dowód nadal nie udowadnia, że Bóg w ogóle istnieje. Zatwardziały ateista powie, że małpy nie są jedynymi stworzeniami, i że mamy dowody iż wywodzą się one
z jeszcze innych prymitywniejszych gatunków.
Jeśli Bóg istnieje to musiał i je stworzyć.
Idąc zatem dalej, ustalimy najpewniej, że małpy wzięły się z jakichś wcześniejszych gatunków, wcześniejsze gatunki z jeszcze wcześniejszych, aż w końcu dojdziemy do poziomu, gdy świat żywy składał się z jakichś bakterii, a wcześniej z jakichś cząsteczek i pierwiastków które złożyły się „dając życie”.
Skąd więc wzięły się te cząsteczki? Pewnie z jeszcze prymitywniejszych składników (poszczególnych atomów, kwarków itp.). Atomy te pewnie wzięły się z jakichś kosmicznych kolizji, być może dotarły do nas z innych układów czy wszechświatów.
I znów należy zadać sobie pytanie. Skąd one się wzięły? Tu dochodzimy do teorii Wielkiego Wybuchu i pradziejów mówiących o powstaniu naszego wszechświata.
Można tak brnąć dalej, zrzucając jego istnienie
na wcześniejsze „światy”, czy przyczyny, ale i tak koniec końców dotrzemy do punktu, gdy znowu pojawi się pytanie „a skąd to się wzięło?” I wtedy (niezależnie
od tego co wiemy i co będziemy wiedzieć za milion lat) będziemy musieli odpowiedzieć: to coś musiało istnieć
i niemieć początku.
Czy nie jest to zatem jeden z przymiotów Boga (tego
co Bogiem nazywamy)?
Gdy uznamy że logicznie nie da się temu zaprzeczyć (można jedynie pojęciowo tego nie rozumieć, bo skoro wg naszej wiedzy wszystko ma swój początek w czymś innym, to nie może istnieć coś bez początku), to należy sobie zadać pytanie o pozostałe przymioty Boga.
Skoro nasze rozumowanie szukało wcześniejszej przyczyny i utrafiliśmy na coś co można – na razie umownie – nazwać „Bogiem”, to to Coś stało się zarazem praprzyczyną wszystkiego (wszystko w Nim ma swój początek).
Jeśli zaś jest praprzyczyną (zatem
i osobowym, lub bezosobowym stwórcą wszystkiego)
i jako jedyne w swoim rodzaju – nie miało początku,
to jest to niewątpliwie coś najdoskonalszego.
A skoro wszystko ma swój początek w jakiejś sile, lub materii pierwotnej to znaczy, że w każdej nawet najdrobniejszej cząstce świata jaki znamy i jakiego nie znamy, musi tkwić ta pradawna wiekuista siła. Musi
w niej być to, co my ludzie wierzący nazywamy Bogiem.
Tkwiąc w każdej cząstce materialnej i niematerialnej,
(a jednocześnie istniejąc też poza nimi), póki one istnieją, w każdej chwili i On – istnieje i będzie istnieć! Niezależnie od czasu jaki znamy i jaki jest.
Dla mnie jest to niezaprzeczalny dowód istnienia Boga. I póki zasady logiki nie okażą się błędne, wydaje mi się
że ciężko będzie mu zaprzeczyć.
Uwzględniając tezę którą postawiłem przed chwilą, warto także nawiązać do od lat cytowanego dowodu
na nieistnienie Boga, mówiącą że jeśli jest On wszechmogący, to czy może stworzyć kamień tak wielki, by sam go nie mógł unieść. Przeciwnicy Boga uważają,
że gdyby umiał go unieść to znaczy że nie potrafi stworzyć czegoś czego nie uniesie, a gdyby taki stworzył, a potem go nie uniósł to, że ta niemoc oznacza iż nie jest wszechmocny.
Ktoś zadając po raz pierwszy to pytanie, wyjątkowo mocno uczłowieczył Boga. Zapomniał, że Bóg jest duchem i podnoszenie ciężarów nie jest uzależnione od jego mięśni. Pozostaje zatem podnoszenie ich wolą. Jeśli zaś wolą Wielkiego Konstruktora, jest stworzenie dowolnie wielkiego kamienia, to po co miałby robić coś bezsensownego. Robienie czegoś „bez sensu”,
a szczególnie tylko po to by coś nam ludziom udowodnić, nie leży w naturze Boga. Równie dobrze można zadać pytanie „Czy Bóg może stworzyć kamień, którego
nie może stworzyć”. Ale tu już chyba każdy logicznie myślący człowiek powie że ta teza przeczy sama sobie, choć Bóg musiałby oczywiście taki kamień stworzyć.
Wyjaśniając zagadnienie kamienia w świetle teorii Boga jako praprzyczyny, zadawanie pytania „czy może” jest niefortunne.
W mojej teorii Boga jako praprzyczyny, widać że Bóg, pomimo tego iż nie tworzy rzeczy na życzenie, jest stwórcą wszystkiego. Zadając zatem pytanie co do stworzenia kamienia, osoby je zadające wykazują się dużym nierozumieniem tematu, gdyż nie o to w Bogu chodzi.

Na koniec warto jeszcze zacytować słowa św. Anzelma, który uważał że „chrześcijanin powinien przez wiarę dojść do zrozumienia, a nie przez zrozumienie do wiary”,
oraz słowa myślącego podobnie do niego św. Bernarda: „Każdy musi po swojemu szukać drogi do Boga.
O rzeczach boskich nie jest możliwa wiedza zupełna.
Nie mogąc prawdy oglądać musimy brać ją na wiarę. Dwie są drogi poznania Boga: przez rozum i przez wiarę na podstawie objawienia”.
Krzysztof Kwaskowski

Scroll To Top