Moja mama poślizgnęła się na oblodzonej drodze nieopodal domu i upadła tak niefortunnie, że bardzo uderzyła się w tył głowy. Praktycznie nie zdążyłam się jeszcze rozebrać, a już musiałam jechać z mamą na pogotowie. Bardzo się o nią bałam, gdyż wiedziałam czym to może grozić. Myślałam tylko o jednym. Żeby lekarz dobrze i fachowo się mamą zajął, tzn. zrobił badania, nie odesłał z niczym. Z mamą na izbie przyjęć spędziłam koło 6 godzin, najgorsze było to czekanie, kiedy nic się nie działo, to znaczy nie zrobiono jeszcze badań, nie zarejestrowano. A przecież to uraz głowy, wszystko mogło się zdarzyć. A na samej poczekalni działo się sporo. Boże mój, jak wielkie to było dla mnie przeżycie. Mnóstwo osób po urazach. Była też kobieta z krwotokiem, bo nie zażyła leków na nadciśnienie. Kałuża krwi długo była na podłodze. Co jakiś czas dowożono karetką nowe osoby. Dochodzili także ludzie ze skierowaniem. Kolejka przez to się wydłużała. Dla mamy był ważny czas, w ośrodku nie było lekarza, więc od razu udałyśmy się do szpitala. Były dwie starsze kobiety po upadku, ze złamanymi rękoma. Jedna z nich bardzo się bała o małżonka, który ją miał odebrać, a był to przeszło osiemdziesięcioletni pan z rozrusznikiem. Robiło się ciemno, kobieta bała się, czy szczęśliwie dotrze do szpitala. Kolejna kobieta to wdowa, na izbę przywiozła ją córka. Jechała do matki kilkadziesiąt kilometrów, żeby ją tutaj przywieźć. Pani ta szła na cmentarz, ażeby zapalić świeczkę na grobie syna, dwa razy upadła, pęknięty bark. Biedaczka nie zgodziła się na gips, mimo, że ręka może być niesprawna. Sama mieszka, nie będzie miał jej kto pomóc, samemu nic nie zrobi. Był też pan, który obciął palca jakimś urządzeniem. Okazało się, że to rodzinna tradycja. Dziadek i syn też są bez jednego palca. Powiedziałam, aby ostrzegł wnuków przed tą tradycją. Mimo bólu ten człowiek potrafił się uśmiechnąć. Była też przeszło osiemdziesięcioletnia pani, dobrze sytuowana, z opiekunami, z daleko posuniętą osteoporozą. Upadła idąc do sklepu, była obawa, że się połamała. Na szczęście okazało się, że to silne stłuczenie, za co bardzo dziękowała Panu Bogu. Kilku panów osiłków z połamanymi żebrami, to także pacjenci oddziału ratunkowego. Był też chłopiec z wielkim guzem na czole, gdyż wjechał sankami w drzewo. Pamiętam przerażenie w oczach i troskę jego matki. Była także matka płacząca nad synem, którego czekała operacja, wyszedł on tylko na chwilę po urodzinach syna na dwór, upadł tak nieszczęśliwie, że żebra połamane i w barku złamanie z przemieszczeniem. Matka drży o syna, niedawno straciła starszego. Cichutko wzywa Boga.
Pośród tych ludzi z którymi dzieliłyśmy niedolę, wyjęłam obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej i przykładałam go mamie do głowy. Wyjęłam też obrazek Jezusa Miłosiernego. On był mi pociechą, gdy prosiłam o ratunek dla starszej mamy. Biedny lekarz, pracujący na dyżurze 48 godzin zajął się rzetelnie mamą, skierował na CT, wezwał neurologa. Jestem mu bardzo wdzięczna. Był to pogodny człowiek mimo nawału pracy. Bałam się badania mamy. Prosiłam Jezusa, żeby jej się nic nie stało. Zadzwoniłam do narzeczonego i brata prosząc o modlitwę. Czekając na mamę spotkałam dziewczynę w moim wieku, miewającą ciśnienie 240 na 120. Była po badaniu z kontrastem, lekko się zachwiała. Wstałam, żeby ją podtrzymać. Powiedziałam jej, że z każdych tarapatów Pan Jezus może wyciągnąć i że myślałam, że tylko ja jestem schorowana w tym wieku. Łzy mi same leciały. Znów trzymałam w dłoni Jezusa Miłosiernego. Powiedziałam jej, że często jest tak, że jesteśmy tylko my i on. Mama powiedziała jej swoją historię, że miała w głowie coś, przyśnił jej się zmarły tata i powiedział "uciekaj dziecko". Nazajutrz miała mieć operację głowy. Mama po tym zdarzeniu urodziła jeszcze dwoje dzieci, a miało to miejsce około 40 lat temu. Była jeszcze młoda pani, na którą spadły schody prowadzące na poddasze. Jej małżonek bardzo się o nią martwił. Był także pan, który złamał powtórnie kiedyś już złamaną nogę. Towarzyszyły mu córka i żona. Był także starszy pan, który źle się poczuł na poczekalni, był po dwóch zawałach. Kidy kładziono go na leżankę, bardzo cierpiał. Głośno krzyczał i stękał. Niestety nie wiem, czy przeżył to wydarzenie.
Nie wiem, skąd miałam tak naprawdę siłę. Jestem bardzo słaba, poruszam się o lasce. Niedawno gorąco prosiłam Matkę Bożą, aby oddalała ode mnie i moich bliskich troski i kłopoty. Nadal jest tak ślisko, że wychodząc czynię znak krzyża.
Jak wielkim kontrastem jest, gdy widzi się uśmiechniętych ludzi na reklamach, bilbordach, czy ludzi wychodzących z galerii, obładowanych torbami, a gdy widzi się ludzi cierpiących. Co tak naprawdę jest ważne. Blichtr tego życia, uciechy, czy trudne trwanie przy bliskich, którzy tego potrzebują, trwanie ponad miarę ludzkich sił. Przy każdym chorym był ktoś, kto pomagał przetrwać to cierpienie. Panie Jezu i Matko Najświętsza, proszę nadal opiekuj się mną, moim narzeczonym i najbliższymi.
Autor:
Wyświetleń: 962
Zobacz również

