Autor: ks. Paweł Kłys
Wyświetleń: 3469
Ostatnia droga łódzkiej Karmelitanki - s. Teresy od Jezusa
Udostępnij

Dziś w południe w klasztorze Sióstr Karmelitanek Bosych w Łodzi odbyło się pożegnanie zmarłej w poniedziałek 13 lipca br. Siostry Teresy Draber. Liturgia rozpoczęła się w chórze zakonnym, gdzie zostały odmówione modlitwy przy ciele Zmarłej. Następnie w uroczystej procesji trumna została przeniesiona zza klauzury do kościoła zakonnego, gdzie celebrowana była Msza żałobna za duszę Zmarłej. Liturgii przewodniczył metropolita łódzki ksiądz arcybiskup Grzegorz Ryś.

Homilię wygłosił o. Wojciech Ciach - delegat prowincjała Karmelitów Bosych ds. Sióstr Karmelitanek. Kaznodzieja przypomniał postać Zmarłej Karmelitanki wskazując na Jej całkowite poświęcenie się Panu Bogu poprzez wypełnianie ślubów zakonnych i całkowite oddanie Jezusowi – swojemu Oblubieńcowi.

Po zakończonej liturgii ciało Zmarłej Siostry spoczęło w kwaterze karmelitańskiej na cmentarzu świętego Rocha na Radogoszczu.


Poniżej publikujemy treść wygłoszonej homilii:

Siostra Teresa od Jezusa (Irena Draber) urodziła się w Sochaczewie w Niedzielę Zesłania Ducha Świętego 31 maja 1925 r. Była najstarszą z pięciu sióstr. Pytana o początki swojego powołania przywoływała przejmujący obraz odmawiania różańca w schronie podczas niemieckich bombardowań. Z przekonaniem powtarzała za św. Janem Pawłem II, że jej powołanie było wielkim darem, którego nie czuła się godna, ale i wielką tajemnicą, dlaczego spośród tylu zdolniejszych od niej sióstr wzrok Jezusa padł właśnie na nią. Największy wpływ na jej pragnienie wstąpienia do Karmelu miały „Dzieje duszy”, które przeczytała we wczesnej młodości. Urodzona w roku kanonizacji „Anioła z Lisieux” powie po latach, że to sama Terenia przyprowadziła ją do swojego domu.

Nim wstąpiła do Łódzkiego Karmelu, w latach 1945-1947 studiowała polonistykę na Uniwersyteckie Łódzkim. Z tego okresu pozostała znamienna anegdota o młodej Irenie, która otrzymawszy spis lektur odkryła, że niektóre z nich znajdują się na Indeksie ksiąg zakazanych. Jako aktywna studentka-katoliczka ogłosiła wśród studentów zamiar wybrania się do kurii z prośbą o pozwolenie przeczytania zakazanych książek. Wzbudziła tam zdumienie, ale pozwolenie otrzymała.

Czas studiów to także ważne dla Siostry Teresy spotkanie z Teresą Dmochowską, katolicką publicystką. Za namową sióstr karmelitanek Irena wstąpiła wówczas do III zakonu karmelitańskiego i to właśnie Teresa Dmochowska była jej mistrzynią nowicjatu. Te dwie kobiety połączyła głęboka więź duchowa. Siostra Teresa nazywała Teresę Dmochowską swoją Mamą.

Upragniony dzień przekroczenia progu klauzury nastąpił 14 września 1947 roku, w Święto Podwyższenia Krzyża Świętego. W tym samym dniu, kilkaset kilometrów dalej, we wsi Okopy przyszedł na świat bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Przedziwne, jak symbolicznie splotły się ich życiorysy – w jednym miejscu młodziutka dziewczyna wstępuje do Karmelu, aby swoje, ukryte odtąd życie, złączyć z krzyżem Chrystusa, w drugim – tego samego dnia – rodzi się przyszły Męczennik.

Wraz z habitem nowicjuszka otrzymała upragnione imię Teresy od Jezusa. Swoje pierwsze zakonne kroki stawiała pod czułym spojrzeniem Matki Marii Stanisławy od Matki Bożej – fundatorki i długoletniej przeoryszy Łódzkiego Karmelu. Młodej Siostrze Teresie wkrótce została powierzona funkcja infirmerki, którą pełniła przez długie lata. To właśnie dzięki temu mogła być bliskim świadkiem ostatnich lat życia Matki Stanisławy. Tuż po jej śmierci w 1957 roku napisała kilkudziesięciostronicowe wspomnienie o niej zatytułowane: „Pokłosie”. Jest ono świadectwem miłości i czci, jaką siostra Teresa darzyła Matkę Fundatorkę. „Chciałam ocalić od zapomnienia to, na co patrzyły moje oczy i czego dotykały moje ręce” – napisze o „Pokłosiu” po latach. Na kilka miesięcy przed swoją śmiercią ze wzruszeniem wspominała postać Matki Stanisławy i jej pełne ufności słowa wypowiadane na łożu śmierci: „Jaki Pan Jezus jest dobry. Jaki On jest dobry! To przechodzi wszelkie ludzkie pojęcie jaki On jest dobry!”. Powtarzała je wielokrotnie i dobitnie, czując, że stanowią duchowy skarb naszego Zgromadzenia. Dla niej samej okazały się cennym drogowskazem na godzinę śmierci. Słyszałyśmy jak wymawiała je wiele razy, w głębokim wzruszeniu, w ostatnich dniach życia.

Z zadziwiającą precyzją potrafiła opowiadać o historii naszego łódzkiego klasztoru. Przeżyła tu przecież ponad 70 lat! Wiedziała, że jest ostatnim pomostem łączącym przeszłość z teraźniejszością. Przywoływała nazwiska, fakty, zabawne anegdoty. Słuchając jej, miało się wrażenie obcowania ze światem, którego już nie ma. Tak dobrze pamiętała czasy przedsoborowe. W jej opowieściach przewijały się wielkie nazwiska Kościoła Polskiego; o. Piotr Rostworowski, bł. ks. Jan Balicki, bp. Kazimierz Tomczak, kard. Stefan Wyszyński. Szczególnie poruszały nas historie związane z budowaniem kościoła, w którym się teraz znajdujemy. Siostra Teresa często przywoływała z pamięci słowa bpa Michała Klepacza, które wypowiedział podczas poświęcenia kościoła: „Ze wszystkich kościołów, które się budują w diecezji, ten jest najbardziej wzruszający.

Nie było tu proboszcza, nikogo, kto by zorganizował parafię, kto by czuwał nad tym przedsięwzięciem. Ten kościół zbudowały siostry rękoma złożonymi nie do kielni, ale do modlitwy”. Potrafiła rozbawiać nas anegdotami o poszukiwaniu cementu u salezjanów, albo o zaradności siostry kołowej, która na uporczywe pytania komunistycznych urzędników o kierownika budowy wskazywała 1,5 metrową figurę św. Józefa i ze spokojem odpowiadała, że to właśnie on jest tu kierownikiem.

Przez okres trzech lat Siostra Teresa pełniła funkcję przełożonej naszego Zgromadzenia. Kochała nasz Zakon. Powtarzała za św. Teresą Benedyktą od Krzyża, że „Karmel jest tajemnicą, którą się odkrywa w miarę, jak się nią żyje”. Kilka miesięcy przed swoją śmiercią Siostra Teresa mówiła o tym, jak bardzo czuje się niegodna habitu karmelitańskiego. Przywoływała słowa śp. Matki Agnieszki i pełna zdumienia powtarzała za nią: „Czymże sobie zasłużyłam Maryjo, że wzięłaś mnie do swojego Zakonu?”. Podkreślała z naciskiem, jak wielkim wyróżnieniem było dla niej to, że mogła być częścią tak wspaniałej karmelitańskiej rodziny. Rodziny, która dała Kościołowi trzech Doktorów i tylu świętych. Zapytana czy kiedykolwiek tęskniła za światem, który zostawiła, wstępując do klasztoru, uśmiechnęła się i odpowiedziała: „Nie, bo moje serce szybko przywiązało się do Pana Jezusa”.

Z ogromną matczyną czułością pochylała się nad problemami ludzi, których spotykała w rozmównicy. Swoje cierpienia, żmudną rehabilitację i samotność ofiarowywała w intencjach Kościoła. Szczególnie bliskie jej sercu były dusze zagubione, oddalone od Boga.

Siostra Teresa jest autorką wierszy, pieśni okolicznościowych, a nawet wierszyków dla dzieci. Te ostatnie były dla niej szczególnie ważne. Powtarzała często, jak bardzo smuci ją fakt, że powstaje tyle utworów dla dzieci, ale tak mało z nich podejmuje temat wiary. Mając duszę dziecka potrafiła w prosty sposób przekazać głębokie treści. Jeden z jej szeroko znanych wierszy pt. „Dwa baranki” porusza od lat serca dzieci i dorosłych. Zajmowała się w klasztorze także tłumaczeniem tekstów. Prowadziła bogatą korespondencję. Do ostatnich miesięcy życia słychać było z jej celi charakterystyczny stukot maszyny do pisania.

W strofach wierszy zostawiła ślad swojej duszy. W pełnej szczerości pisała o zmaganiu, o mozolnej, trudnej drodze wiary. Z otwartością opisywała swoje walki duchowe, ból oczyszczenia i samotności.

Każdy, kto miał styczność z Siostrą Teresą, zapamiętał jej jasne oczy i szeroki uśmiech. Biła z niej ufność dziecka już tu na ziemi spoczywającego w ramionach Ojca. W jej towarzystwie wprost nie wypadało być człowiekiem wątpiącym. Umierając, szepnęła do nas: „Do zobaczenia w Niebie”.

Wierzymy, że biegła ku Panu bez lęku. Kilka lat temu, zapytana o radę dla młodych obawiających się wejścia na drogę powołania, odpowiedziała z przekonaniem: „Jak można się bać samej Miłości? Samego miłosierdzia?”.

Siostra Teresa odeszła do Pana w czasie trwania nowenny do Matki Bożej Szkaplerznej, 13 lipca o godz. 14 – otoczona całą Wspólnotą zgromadzoną w infirmerii na modlitwie.

Ufamy, że Maryja, którą przez całe życie starała się naśladować, otuliła ją Swoim płaszczem i zaniosła na najpiękniejsze Spotkanie. Żegnamy Cię, Siostro Tereso, Twoimi słowami:

Wysłuchałeś,
nadspodziewanie,
nadobficie!

Martwotę zmieniłeś w życie!
Niechęć – w miłość –
Zgorszenie – w zbudowanie...
To tylko TY, Panie,
potrafisz i możesz
tak działać!

Zamiast cofać czas,
zamiast płynąć pod prąd chwil,
dostałam się w wir i koło Ciebie się kręcę –
i pędzę jak słońce w bezkresną przestrzeń –
w zdumieniu
radości

Udostępnij
Galeria zdjęć