.... z czasopisma Nasz Dziennik o nauczaniu kardynała Hlonda
Przeczytajmy
te ciągle aktualne, pouczające teksty Kardynała, który widząc zmagania
katolików Europy i świata z materializmem XX wieku sformułował
racjonalne sposoby zorganizowanych działań i zorganizowanego oporu
przeciw bezczelnie panoszącemu się złu.
Przypomnijmy także Jego proroctwo: "Jeśli przyjdzie zwycięstwo, to przez Maryję".
O KATOLICKĄ POLSKĘ - SŁUGA BOŻY KS. KARD. AUGUST HLOND
Ku obronie praw Polski do Boga (1)
Środa, 22 marca 2017 (18:59)
List pasterski ks. kard. Augusta Hlonda „O zadaniach katolicyzmu wobec walki z Bogiem”, Poznań, Środa Popielcowa 1932
Od Redakcji:
Wojny,
przewroty i rewolucje, które odcisnęły swoje krwawe piętno na całym XX
wieku, miały wspólny mianownik: walkę z Bogiem. Ks. kard. August Hlond
w przenikliwy sposób pokazuje, jak fałszywe filozofie i ideologie
zatruwają ducha narodów, jak prowadzą do kryzysu moralnego i
ekonomicznego. Do zatraty człowieczeństwa. Bo człowiek mający nad sobą
wykuwane przez bezbożników, wolnomularzy „niebo bez Boga” zdolny jest
do największych zbrodni. Aby uchronić Polskę przed potopem
neopogaństwa, Sługa Boży wskazuje na Kościół katolicki, który musi
wezwać katolików do wielkiego czynu ratowania wiary i prawa Bożego.
Moi Kochani Księża!
Najdrożsi Diecezjanie!
W Popielec idę do was z wezwaniem do pokuty. Tak Kościół każe. Więc
„pochylcie głowy swoje Bogu” (ze Mszy ferialnej w okresie
wielkopostnym), drodzy kapłani i ty, mój ludu ukochany. Niech je
posypię popiołem obrzędowym, niech je krzyżem naznaczę i niech nad wami
tę modlitwę mszalną odprawię, która nam miłosierdzie wyprasza,
przebaczenie i łaski. Z postu i umartwienia, z modlitwy i skruchy niech
się w duszach naszych zrodzi zmartwychwstanie z win, ocknienie z
ospałości i pełna radość wielkanocnego zwycięstwa nad grzechem i
śmiercią.
Liturgia wprowadza nas w rozważanie Męki Pańskiej i największego
szaleństwa, jakiego się człowiek dopuścił, zabijając swego Boskiego
Odkupiciela. Niestety, ta walka z Chrystusem nie wygasła z Jego ofiarą
na Kalwarii, lecz wybuchła na nowo, gdy po zesłaniu Ducha Świętego
rozpoczął się zwycięski pochód Jego krzyża poprzez świat. W naszych
czasach rozpętała się ona z niebywałą srogością. Bezbożnicy wszelkich
krajów chcieliby na szczytach pychy człowieczej urządzić nową Golgotę,
wystawić tam na szyderstwa Chrystusa, żyjącego w swym Kościele, a potem
skończyć na zawsze z Nim, z Jego Imieniem, z Jego Ewangelią, z Jego
wpływem na życie ludów i na ducha dziejów.
Ponawia się widowisko Męki Pańskiej. Rośnie nienawiść wrogów
Chrystusowych. Zwalczają Jego naukę, podają w pogardę Jego prawo, burzą
Jego świątynię, zniesławiają i gnębią Jego Kościół, „fałszywie
oskarżając go o wiele rzeczy” (Mk 15,3), o podburzanie narodów, o
buntowanie przeciw zwierzchności świeckiej, o ukryte zamiary
zagarnięcia władzy państwowej: „Tegośmy znaleźli podburzającego naród
nasz i zakazującego daniny dawać cesarzowi i mówiącego, że On jest
Chrystusem Królem” (Łk 23,2). Grożąc niełaską możnych, wymuszają
nieprzyjazne dla katolicyzmu zarządzenia, a od kierowników państw
domagają się jego zagłady: „Jeżeli tego wypuścisz, nie jesteś
przyjacielem cesarskim” (J 19,12). Już się w związkach światowych
szykują tłumy „namówione” (Mt 27,20), które żądać mają Jego skazania.
Sumienie pyta znowu: „Cóż złego uczynił? Żadnej przyczyny śmierci w Nim
nie znajduję” (Łk 23,22). A „poduszczone rzesze” (Mk 15,11) mimo to
nalegać będą, jak przed Piłatem, „głosami wielkimi żądając, aby był
ukrzyżowan. I wzmacniają się głosy ich” (Łk 23,23). Znać pośpiech
nerwowy w szeregach bezbożniczych. Chcą tę rozprawę czym prędzej
przypieczętować nowym bogobójstwem w życiu ludzkości.
Skupieni pod krzyżem Chrystusowym rozpamiętywajmy te współczesne
„gorzkie żale”. Niech dzieje nie powtórzą o dzisiejszym pokoleniu
katolików ewangelicznego zapisku: „Wtedy uczniowie Jego opuściwszy Go,
wszyscy uciekli” (Mk 14,50). Niech Jezus na swej dzisiejszej drodze
krzyżowej nie tylko współczucie i żal w naszych duszach wzbudza, lecz
także postanowienie śmiałego czynu apostolskiego ku ratowaniu świata,
aby Zbawiciel i do nas rzec nie musiał: „Nie płaczcie nade mną, ale
sami nad sobą płaczcie i nad synami waszymi” (Łk 23,28 ).
I. Burza będzie, bo czerwieni się smutne niebo (Mt 16,3)
Nieprzypadkowo się zdarza, że świat w bezradności drętwieje. Nie są
przygodnym zjawiskiem ani te napięcia międzypaństwowe, które zagładcze
wojny wróżą, ani te przewlekłe powikłania w życiu publicznym. Nie jest
to następstwem chwilowego zbiegu okoliczności, że się cywilizowane
narody w chaos społeczny zamieniają i że na gruncie wczorajszego
dobrobytu wybujać mogły groźne zjawy kryzysu gospodarczego. Wobec
rozstroju w wszystkich dziedzinach życia i wobec rozpadania się kultury
wieków nie można się tym łudzić, że skoro jakimś nieprzewidzianym
sposobem poprawią się warunki rolnictwa, przemysłu i handlu, wrócą same
przez się minione czasy uczciwe i dostatnie.
To, co się w Europie rozgrywa, jest gwałtownym zmierzchem epoki, której
ducha zatruto. Tę niemoc powoduje bezwładność duchowa. To przesilenie
jest następstwem kryzysu moralnego. Ten wstrząs ogólny jest zapadaniem
się wszystkiego, co zawisło w próżni, gdy z życia ludów usunięto Boga i
Jego prawo. Ten ostry załom rozwoju ludzkości to dowód, że bez
pierwiastka Bożego narody nie wytrzymują brzemienia własnych dziejów.
Ten bezład, to gmatwanie się stosunków, to rysowanie i kruszenie się
ustrojów jest bankructwem bezbożnictwa wszelkiego stopnia i wszelkich
rodzajów, bankructwem bezbożnictwa w etyce, bankructwem bezbożnictwa w
życiu prywatnym i zbiorowym, bankructwem bezbożnictwa w życiu
publicznym i w stosunkach międzynarodowych.
Hasła, odmawiające Bogu prawa do ludzkości, zapowiadały przyszłość
skąpaną w błyskach postępu ziemskiego, prorokowały rajskie szczęście,
nieskrępowane niczym i nikim. A oto narody przekonują się, że są na
bezdrożach i że zamiast pomyślności idzie ku nim poprzez pustkę
ludzkich wieszczb i zwodzeń jakaś wielka mścicielna godzina. Zawisł nad
nimi złowrogo ten „młot wszystkiej ziemi” (Jr 50,23), którym sobie z
materii wykuwały niebo bez Boga. A czyny ich, wyrosłe ze wzgardy praw
Bożych, ciąć poczyna sierp ostry (Ap 14,18), którym anioł Objawienia
grzeszne dzieje ludzkie „zbiera i wrzuca w kadź gniewu Bożego wielką”
(Ap 14,19). Nic wesołego nie zwiastuje brzask tego dnia, którego krwawa
jutrzenka odsłania smutne niebo.
„Będzie burza”. Skąd w kraje wpadnie? Którędy się przewali? Co w swym
niszczycielskim pochodzie złamie i zmiecie? Kogo zniszczy, a kogo
oszczędzi?
Sumienie ludów poczyna „rozsądzać znaki nieba” (Mt 16,4). Budzą się
pokutnicze nastroje, żal i błagania, które dusza polska tak rzewnie i
tak mocno wypowiada w suplikacjach. Ale nie dość błagać: Od powietrza,
głodu, ognia i wojny, wybaw nas, Panie! Nie dość wołać: Od gniewu
Twego, wybaw nas, Panie! Trzeba dodać: „Od nieprawości”, która „kłamała
sobie” (Ps 26,12) i nam kłamie, wybaw nas, Panie! Od wrogów Krzyża
Twego, wybaw nas, Panie! Aby Królestwo Twoje do nas przyszło, prosimy
Cię, Panie!
Bo są tacy, którzy się możliwością wstrząsów i katastrof nie przejmują.
Są ludzie, którzy się z radością wpatrują w czerwoną zorzę nad światem
i widzą w niej pożądaną zapowiedź chwili, w której przepaść mają wiara,
zasady moralne, prawo przyrodzone, objawienie, chrześcijaństwo,
Kościół. Oni ten krwawy brzask witają jako godzinę swoją, jako godzinę
zamieszania i wzburzenia ludów, godzinę walk i mordów, głodu i
rozpaczy. W tę godzinę chcą rozwinąć nad światem czarną chorągiew
szatana. Przyszłe czasy mają się w ich oczekiwaniu ustalić na zasadzie
człowieczeństwa bezwzględnie wyzwolonego od Stwórcy.
Takie są zamierzenia nie tylko bolszewików i bezbożników sowieckich.
Takie cele nęcą wolnomyślicieli, racjonalistów, wolnomularstwo,
wyznawców ateistycznego materializmu, bezwyznaniowców. Tę chwilę gotuje
laicyzm, który już dziś z wszystkich dziedzin życia zdziera znamiona i
ślady religijne. Do tego zmierzają te filozofie i teorie, które ani w
dziedzinie społecznej, ani w życiu publicznym nie uznają powagi prawa
Bożego. Nad tym już dziś pracują szerzyciele zepsucia i bezwstydu,
niszczyciele rodziny, sekty, wrogowie Kościoła.
Ratunek?
Przy rozpływaniu się autorytetów, nawet religijnych, tylko katolicyzm
zachował pełną świadomość swego powołania. Wszyscy inni poczynili już
ustępstwa na rzecz naturalizmu, zdają neopogaństwu obronne okopy wiary
i obyczajów i idą w służbę tego, co modne, łatwe, władne i popłatne. Na
szańcu pozostał katolicyzm. Na nim spoczął cały ciężar obrony prawa
przyrodzonego, przyrodzonych praw jednostki i rodziny. Czy poza nim
broni jeszcze kto świętości i nierozerwalności małżeństwa? Czy oprócz
niego odgradza ktokolwiek niezłomną barierą moralną życie prywatne i
publiczne od barbarzyństwa? Tylko katolicyzm dźwiga jeszcze ludy na
wyżyny zasad Bożych, których do słabostek i przelotnych zachcianek
czasu nie obniża.
Toteż ocalenia od moralnej zagłady wyczekują narody nie od kogo innego,
jeno od Kościoła Chrystusowego. Oczy świata zwracają się ku Opoce
Piotrowej, o której katolicy i niekatolicy wiedzą, że się w potopie zła
nie pogrąży.
A jakaż jest rola Kościoła i katolików wobec przemian, które świat pod
naporem bezbożnictwa przeżywa i wobec przyszłości, która się z nich
wyłania? Czy wyprowadzi ludzkość do nowej ery, owianej duchem Bożym?
Nie możemy o tym wątpić, ale nie możemy też daremnie na to liczyć,
jakoby się to stać miało jakimś cudem Bożym. Dokona tego Kościół, nawet
mimo ucisku, odradzając się wewnętrznie do pełnej żywotności
mistycznego ciała Chrystusowego i wytężając energie swoje w wielkim
apostolskim wysiłku, do którego go od lat dziesięciu wzywa nieustannie
Ojciec Święty.
Pod widoczną opieką Matki Najświętszej wiedzie Kościół ludy, lub ich
rozbitki, w nowe czasy w imię Tego, który rzekł: „Ufajcie, jam
zwyciężył świat” (J 16,33).
Tytuł pochodzi od redakcji.
Za tydzień, 29 marca, kolejna część listu pasterskiego.
**********
Ku obronie praw Polski do Boga (2)
Środa, 29 marca 2017 (17:55)
List pasterski ks. kard. Augusta Hlonda ”O zadaniach katolicyzmu wobec walki z Bogiem”, Poznań, Środa Popielcowa 1932
Od Redakcji:
Nie tylko XX
wiek był wyjątkową areną walki duchowej między katolicyzmem a
bezbożnictwem. Tak przenikliwie opisana przez ks. kard. Augusta Hlonda
wielka walka o prawo Boga do sumień narodów i każdego człowieka toczy
się jeszcze mocniej w naszych czasach. Zadaniem Kościoła jest wziąć
czynny udział w tych zmaganiach. Prymas Polski wyraźnie wskazuje, że
katolicy nie mogą „siedzieć cicho”, paktować ze „światem”, idąc na
kompromisy z tymi, którzy „zdrowej nauki nie cierpią”. Ale błędna jest
też droga zamykania się w twierdzy, by jedynie odpierać ataki. Dla
Prymasa Hlonda nakaz chwili to podjęcie powszechnej ofensywy
katolickiej, wielkich czynów apostolskich. Proroczo widział, że
nadchodzi czas „bohaterów, wyznawców i męczenników”.
II. On ma królować (1 Kor 15,25)
Moi Kochani! Jeżeli się w dalszym ciągu rozmyślania wielkopostnego
bliżej przypatrzymy zadaniom katolicyzmu w tej „godzinie pokuszenia,
która przyszła na wszystek świat” (Ap 3,10), to przede wszystkim
stwierdzimy ich duchowy i religijny charakter.
Mylne jest zapatrywanie, jakoby zadaniem Kościoła było cofać dzisiejszą
chwilę do minionych form, do wczorajszych ustrojów, do rozmarzonego
romantyzmu, do baroku, do bujnego średniowiecza. Nie jest bowiem rzeczą
Kościoła powstrzymywać pochód ludzkości. Nie o to dbać powinien, by
epoki świata były do siebie podobne pod względem układu stosunków
społecznych i państwowych, lecz o to, by każda epoka żyła duchem
Chrystusowym. Nie poręcza Kościół ustrojów publicznych, nie przywraca
przeszłych form życiowych, nie tworzy nowych. Powołaniem jego jest
podawać wszystkim czasom zasady przyrodzonego i objawionego prawa
Bożego, na którym wspierać się powinna struktura społeczeństw.
Kościół jest budowniczym świata, ale w znaczeniu Pawłowym bo wznosi w
nim „budowanie”, które „rośnie w Kościół święty w Panu” (Ef 2,21). Jest
stróżem narodów, ale w dziedzinie sumienia. Jest wodzem, ale wodzem
duchowym, kształtującym stosunek między postępem doczesnym a
nadprzyrodzoną kulturą duszy. Rządzi ludami, ale w tym zakresie spraw,
który Chrystus objął posłannictwem swojego Królestwa.
Nie bierze więc Kościół udziału w technicznej przebudowie społeczeństw,
w przeobrażeniach politycznych, w walkach o władzę. Nie wdaje się ani w
treść, ani w tok doczesnych waśni i nieporozumień, które różnią
społeczeństwa i narody. Jedyny spór, i to spór wielki, odwieczny, jaki
prowadzi, to spór o Boga, Jego naukę i prawo, o wiarę, o sumienie i o
swobodę swego działania. Inne walki ziemskie stara się łagodzić, ale
się w nie wciągać nie pozwala, wywierając jednak pośrednio zbawczy
wpływ nawet na niespokojne życie państwowe przez to, że wszystkim
przypomina prawo Boże, obowiązujące również w zakresie spraw
publicznych.
Błędnie też pojmuje zadania katolicyzmu w chwili obecnej, kto sądzi, że
Kościół powinien dbać przede wszystkim o to, by się ostać, i że w tym
celu powinien się jak najmniej narażać, ograniczać swą działalność do
spraw najistotniejszych, a zresztą jak najdalej uciekać od złości
dzisiejszych czasów. Błądzą i ci, którzy mniemają, że Kościół powinien
dziś całą uwagę i siły kierować ku obronie pozycji, które ma w ręku,
wylewając się w mniejszej mierze na inne akcje i odkładając na lepszą
chwilę nowe przedsięwzięcia. Jedni chcieliby głos Kościoła tłumikiem
oportunizmu przygłuszyć, aby oszczędzać tych, którzy zdrowej nauki nie
cierpią (2 Tym 4,3), a drudzy pragnęliby go zamienić w wielki obóz
warowny, odgrodzony zasiekami od świata, a tym jedynie zajęty, by
napady odpierać i tak poprzez burzliwe czasy ocaleć.
Kościół nie jest cieplarnianą roślinką, lecz drzewem, które Bóg „zasiał
na roli swojej” (Mt 13,31), by się rozrosło na świat cały. „Na jego
gałązkach mieszkają ptaki niebieskie” (Mt 13,32), ale i wichry szarpią
jego konary. Katolicyzm był zamknięty na modlitwie w Wieczerniku tylko
do zesłania Ducha Świętego, a potem wyszedł zeń na zawsze i stał się
wiekuistym apostolstwem, które dla pozyskania „ludu niewiernego i
sprzeciwiającego się” (Rz 9,21) wychodzi z Chrystusem „poza obóz,
niosąc urąganie Jego” (Hbr 13,13).
Za wiele jest w pewnych kołach katolickich nastawienia na obronę, a za
mało zrozumienia zdobywczych zadań Kościoła. Skoro wywrót i
bezbożnictwo coraz śmielej uderzają w chrześcijaństwo, musi być i
obrona, i to obrona zwarta, dostojna, mocna w dowodach, którymi walczy,
potężna pierwotnym duchem ewangelicznym. Ale obrona to nie wszystko.
Nie wystarcza zasłaniać się i ciosy odbijać. Kościół ma odnieść i
ustalić „zwycięstwo, które zwycięża świat” (2 J 5,4), a to zwycięstwo
osiągnie tylko walną ofensywą na całym froncie katolickim.
Naczelnym nakazem dzisiejszej chwili jest uruchomienie powszechnej ofensywy katolickiej.
Jej charakter i cele?
Jest to ta sama wyprawa, na którą Chrystus sposobił i wysyłał
Apostołów. Na tę wyprawę „odłączony” (Rz 1,1) został Apostoł narodów,
który mógł o sobie powiedzieć, że „potykał się potykaniem dobrym” (2 Tm
4,7) i który Tymoteusza wzywał: „bojuj dobry bój wiary” (1 Tm 6,12).
Dzieje tej wyprawy to dzieje wzrostu Królestwa Bożego od blasków
Wieczernika. Zamknie je koniec świata. W naszych czasach ma ona wyjść
na wielkie spotkanie przede wszystkim z armią bezbożniczą i powstrzymać
jej postęp. Ma wyprowadzić tłumy z bezdusznego materializmu, ma życie
narodów uzdrowić z laickiej hipnozy, ma w martwe czasy tchnąć ducha
Bożego. Ma przywrócić Królestwo Chrystusowe tam, gdzie je przemoc
wyparła, utwierdzić tam, gdzie zagrożone. Ma na wszystkich szlakach
apostolstwa ruszyć naprzód, odbudowywać, błędy naprawiać, skutki
słabości i ospalstwa leczyć, dawne szkody wetować, a przede wszystkim
nie słabnąć w rycerskim duchu, „orężem sprawiedliwości” (Rz 6,13) i
„zbroją światłości” (Rz 13,12) wywalczać przyszłym pokoleniom „wolność
chwały synów Bożych” (Rz 8,21).
Budzi się w katolicyzmie zapał ofensywy, ale go jeszcze mało.
Zesztywnieliśmy w twardej defensywie ostatniego półtorawiecza.
Przyzwyczailiśmy się do nietwórczej służby w okopach, przyczyna i duch
nieco przygasł, osłabła inicjatywa, ścieśniły się widnokręgi. Trzeba
nam przeszkolenia własnych sił. Trzeba pod niejednym względem zmienić
pogląd na cele i na sposoby pracy, a przede wszystkim duch stężeć
powinien. W łonie katolicyzmu przeprowadzić należy krucjatę życia
wewnętrznego. Tu czeka nas najważniejsza praca, którą przeprowadzić
trzeba bez zwłoki i miękkości, ale i bez drażliwości i niepokoju.
Wszak nic się w Kościele nie załamało. To, co w nim jest Boskiego, jest
niespożyte. Chrystus jest z Kościołem na wieki i na wieki mieszka w nim
Duch Święty. Dlatego Kościół nie przestanie być „filarem i
utwierdzeniem prawdy” (1 Tm 3,15) i wiecznie bić w nim będzie zdrój
zbawienia. A ułomny czynnik ludzki, mimo swych wad, wykazuje za dni
naszych i w stanie kapłańskim i wśród świeckich ludzi bojowników o
wiarę tak uduchowionych i o takim napięciu apostolskim, jakich w
ubiegłych czasach w tej liczbie nie spotykamy. Hufiec ich wzrasta z
dnia na dzień. Stosuje się zatem i do naszego pokolenia to, co
Zbawiciel mówił o pszenicy i o plewach w gumnach Boskich, o powołanych
i wybranych, o pannach mądrych i głupich, o słudze, który talenty
pomnażał, i o słudze, który talent zakopał. Ale zarazem stwierdzić
trzeba, że pod tchnieniem Ducha Świętego katolicyzm wkroczył w okres
wewnętrznego odrodzenia.
Z myśli Chrystusowej i z urządzeń zbawienia ściera Kościół patynę,
którą tu i tam zaszły. Otwiera na oścież skarb wiary. W całym działaniu
Kościoła bije tętno niezwykłej żywotności. Soki Boże docierają i do
tych konarów wielkiego drzewa ewangelicznego, które czas jakiś
sterczały, jakby atrofią dotknięte. Znać walkę ze stagnacją, z rutyną,
z półświadomością religijną, z wszystkim tym, co było powodem
przygłuszenia, zastoju i nieczynu. Także „między siedmiu świecznikami
złotymi” (Ap 2,1) strzepuje się kurz czasu i ściera się pył z ołtarzy i
z ambon. Kościół nie chce być muzeum wycofanych z użytku świętości,
lecz Kościołem ducha i mocy Zielonych Świątek. Z tego ducha i z tej
mocy zrodzi się właściwa zwycięska ofensywa katolicka na zewnątrz.
Najdrożsi! Tak występuje przed duchem naszym w ogólnych kształtach ta
wielka rozprawa, która będzie stanowiła treść duchową wieku
dwudziestego, ta powszechna walka o Boga w sumieniu ludów, która się
rozgrywać zaczyna między katolicyzmem a bezbożnictwem. Wkroczyliśmy we
wstępny okres tego dziejowego spotkania między „Kościołem Boga żywego”
(1 Tm 3,15) a „bożnicą szatańską” (Ap 3,9), któremu w dziejach ogromem
i doniosłością dorównywują chyba tylko zwycięskie zmagania się
chrześcijaństwa z duchem pogańskiego Rzymu. Tak jak wtedy
chrześcijaństwo katakumb zdobyło duszę zgangrenowaciałego cesarstwa i
wchłonęło w siebie ludy barbarzyńskie, które to cesarstwo rozbijały,
tak za dni naszych katolicyzm z okopów, w których go uwięziła
wolnomularska i laicka przemoc wieku ubiegłego, podbijać będzie
spoganiałą duszę Europy, a w końcu duchem Chrystusowym ujarzmi i na
modlitwę przed ołtarze Pańskie powiedzie te ruchy, które obecnie walą w
rozkołataną budowę społeczeństwa.
Jaka przygrywka dziejowa towarzyszyć będzie tej walce duchów? Czy nie
będą się chwiały w betonowych posadach nowoczesne kapitole? Czy w
gruzach nie legnie niejedno forum ludzkiej dumy? Czy nie rozpadną się
świątynie i panteony społecznych bożków? Jaki ucisk przechodzić będzie
Kościół? Czy nie skąpie swej szaty w męczeńskiej krwi apostołów
świeckich i kapłanów?
W porę powierzyła Opatrzność rządy Kościoła Papieżowi, który od lat
dziesięciu mobilizuje katolicyzm i wydobywa we wszystkich dziedzinach
życia kościelnego nowe energie i wartości. Chrystus daje Kościołowi
mocarne dusze i wielkich wodzów mu sposobi. Duch Święty rozpala w łonie
katolicyzmu żar apostolski i budzi ducha mocy. Obok „sentire cum
Ecclesia” [myślenia z Kościołem – wyj. red.] rozbrzmiewa po świecie
wezwanie: „agere cum Ecclesia” [działania z Kościołem – wyj. red.].
Zapał czynu katolickiego unosi dusze ku twardym trudom apostolskim i
ofiarnemu nastawianiu piersi w obronie prawdy. Niknie słabość i
wszystko to, co płytkie, jałowe, nietwórcze. To pora bohaterów,
wyznawców, męczenników.
Chrystus „rozwija szeroko swój niepokalany a zwycięski sztandar.
Klękajcie ludy w modlitewnym hołdzie! Radosną cześć oddajcie królów
Królowi” (Hymn z Liturgii Godzin na uroczystość Chrystusa Króla) i za
Nim podążajcie „jako lud mocny, zgotowany ku bitwie” (Jl 2,5).
Bo „On ma królować” (1 Kor 15,25).
Tytuł pochodzi od redakcji.
Za tydzień, 5 kwietnia, kolejna część listu pasterskiego.
Rugujmy grzech z życia polskiego (4)
http://m.naszdziennik.pl/artykul/178171
Środa, 15 marca 2017 (02:27)
List pasterski ks. kard. Augusta Hlonda „O katolickie zasady moralne”, Poznań, 29 lutego 1936 r.
Od Redakcji:
Misja, na którą czeka świat; duchowe
przewodnictwo, które zmieni bieg dziejów. Oto prawdziwe posłannictwo
Polski. W tej perspektywie liczą się nie słupki sondaży, modne projekty
i innowacje, ale duch i wiara. Do takiego porywającego zadania zachęcał
Polaków ks. kard. August Hlond, wzywając do budowania życia narodowego
i państwowego na prawie Bożym. Bo tylko Polska mocno osadzona na
fundamencie etyki katolickiej może wpłynąć „na kierunek duchowy i losy
Europy”. Etyka katolicka to także jedyna zapora dla destrukcyjnych
ideologii pustoszących państwa niegdyś chrześcijańskie, a dziś
pogrążone w bezbożnym nihilizmie.
Trafiają się ludzie dumni z tego, że kierują się etyką dobrego tonu,
etyką dżentelmeńską, etyką honoru. Fasada nadaje charakter gmachowi,
ale tylko w pewnej mierze stanowi o jego wartości. Podobnie mają w
stosunkach ludzkich znaczenie układ i formy towarzyskie, ale nie mogą
zastąpić sumienia. Dżentelmeństwo i honor, pojęte jako surogat cnoty
czy też jako pewna uczciwość, wypływająca z poczucia własnej godności,
mogą ludzkiemu współżyciu oddać przysługi, ale nie stanowią systemu
etycznego. Więc zawodzą nieraz straszliwie. Czyż nie spotykamy się z
honorem mało etycznym? Zabrania honor przywłaszczać sobie z cudzej
kieszeni złotego, ale pozwala zabrać żonę przyjaciela. Za święte uważa
honor zobowiązania, zaciągnięte wobec przygodnej znajomości, ale nie
uznaje tych samych zobowiązań wobec własnej żony, która długie lata
była mężowi wierną towarzyszką życia, poświęciła mu piękność i młodość,
dała mu zdrowe i czarujące dzieci. Honor pozwala mężowi taką żonę
wydalić z domu, pozostawić w opuszczeniu, upokorzeniu i biedzie, z
alimentami, które sobie zdołała wyprocesować. Honor pozwala na to, że
własne dzieci stają się sierotami, nie mają należytego wychowania,
tracą możność nauk. Bywa, że przed człowiekiem z honorem trzeba domy
zamykać, by uniknąć skandalów i tragedyj. Przyznacie mi, kochani
Diecezjanie, że honor etyki nie zastąpi.
2 Przez dziesiątki lat narzucała się światu etyka materialistyczna,
której socjalizm nadał zabarwienie klasowe. Zrodziła się z
niewierzącego liberalizmu, a kończy w bolszewizmie. Dla duszy nie ma w
tej etyce miejsca. Traktuje człowieka jednostronnie, w typowym odcięciu
od Boga i wiecznych zasad. Do etyki katolickiej, do moralności
objawionej odnosi się bezwzględnie wrogo. Jest to etyka swobody
obyczajowej, klasowej nienawiści i walki. Zawiodła jednak oczekiwania,
bo nowego etycznego człowieka nie stworzyła. Wyrządziła wiele szkód w
sumieniu i życiu narodów chrześcijańskich. Od lat dwudziestu popycha ją
brutalnie do krańcowych wniosków bolszewizm. Słusznie upatruje świat w
bolszewizmie ostateczne, a jakże katastrofalne wcielenie etyki
materialistycznej.
Z założeń materialistycznych wyrosła również etyka rasowa, według
której należy uznawać za dobre to, co przysparza rasowej tęgości
narodowi, jako biologicznej podstawy jego potęgi. Normą moralną tej
etyki jest ostatecznie „głos krwi”. Biologiczne doskonalenie ciała,
zdrowe organy, prężne mięśnie, piękna postać, bujna rozrodczość,
postawa harda, zdobywcza i wierzchnia – to wartości, według których
oceniać należy człowieka i instytucje ludzkie. Co słabe,
nieproduktywne, nie poręczające pełnowartościowego potomstwa, tego nie
należy popierać, raczej usuwać. Małżeństwa bezdzietne powinno się
rozwiązywać. Obezpłodniać należy osobniki, których dzieci mogłyby
pogorszyć rasę. Celibat kleru katolickiego znieść należy jako ujmę dla
narodowego przyrostu. Zdrowi ludzie powinni mieć dzieci w małżeństwie i
poza nim. Należy stworzyć ramy ustawowe, które by rozwojowym siłom
narodu, nawet poza instytucją małżeńską, przyznały prawne i skuteczne
możności.
Jest to etyka hodowli rasowej, przystosowana do człowieka z pominięciem
duszy, religii i życia nadprzyrodzonego. Może rasę poprawić. Nie
wychowa człowieka. Obalając przyrodzoną i objawioną moralność
obyczajową i podrywając znaczenie małżeństwa i rodziny, w końcu
doprowadzi do upadku moralnego. Tkwią w tej etyce kapitalne i groźne
błędy. Przesiąka do nas. Ma zwolenników na niektórych odcinkach życia i
nauki polskiej. Usilnie przed nią przestrzegam.
3 Aby nie przedłużać orędzia, pomijam inne systemy etyczne, którym
hołdują mniejsze grupy wskutek przyjęcia pewnych ideologii
zrzeszeniowych lub pod egidą sekt. Są one na ogół w tym zgodne, że
odrzucają chrześcijaństwo i etyczne prawo objawione. Pomijam też ów
defetyzm, który przyczynowo nie wiąże się z modnym kiedyś pesymizmem
moralnym, ale ma wspólne z nim cechy, bo podcina w polskiej duszy
entuzjazm życiowy, łamie ideały etyczne, każe bez oporu poddawać się
prądowi życia, nie broniąc się przed złem, nie siląc się na stanowczy
akt moralny. To nie etyka, lecz skazańcza kapitulacja przed wysiłkiem
życiowym. Przechodzę zaraz do etyki, która w obecnej chwili jest
najgroźniejsza dla świata, do etyki bolszewickiej.
Etyka bolszewicka to etyka materialistyczna, doprowadzona do ostatnich
konsekwencyj i oddana na służbę światowej rewolucji bolszewizmu. Etyka
czystej doczesności, pojętej wyłącznie jako raj bolszewicki. Nie ma tam
Boga, religii, duszy, narodu, społeczeństwa, rodziny, człowieka ani
praw człowieczych – jest tylko bolszewizm. Korzyść ustroju
bolszewickiego to jedyna świętość i jedyne prawo. W odniesieniu do
bolszewizmu i jego pomyślności wszystko się ocenia, podejmuje, tworzy,
burzy. Człowiek tam musi przestać być człowiekiem, inaczej by się w
bolszewizmie nie pomieścił. Toteż żadna inna teoria nie wyswobodziła
tak bezwstydnie zwierzęcia w człowieku, jak bolszewizm. Żadna nie
złamała tak gruntownie godności człowieczej, żadna nie zabiła tak
barbarzyńsko człowieczeństwa w człowieku. Żadna nie wynaturzyła tak
natury ludzkiej. Tylko etyka bolszewicka mogła wydać bezbożnictwo.
Tylko etyka bolszewicka mogła uznać za czyn niedozwolony bronienie się
kobiety przed gwałtem. Tylko w bolszewickich stosunkach mogło dojść do
tego, że, jak donoszą sprawozdawcy, w Sowietach 69% ludności choruje na
choroby, którymi sama przyroda karze rozpasanie obyczajów. To już nie
etyka, lecz okrutne, nieludzkie ciemięstwo.
Jedynie etyka katolicka ma elementy, które mogą skutecznie
przeciwstawić się etyce bolszewickiej. Między tymi dwiema etykami
istnieje przeciwieństwo absolutne. Każda inna etyka, zwłaszcza te,
które Boga z moralności usuwają, i te, które dążą do ugłaskania
zwierzęcia w człowieku, nie wytrzymują naporu etyki bolszewickiej,
która Boga z życia wyrugowała totalnie, a w człowieku tylko niewolnika
i zwierzę toleruje. Etyki, wahające się między katolicyzmem a
bolszewizmem, zawiodą i ulegną w wielkiej rozprawie o ducha świata. W
walce ideowej z rewolucją bolszewicką tylko katolicyzm jest
niepokonany. Poza katolicyzmem może bolszewizm na gruzach każdej etyki
wygłosić się jej mniej lub więcej logicznym spadkobiercą. To wyraziła z
brutalną szczerością znana bolszewiczka, która już w roku 1922 z
Meksyku pisała: „Nieobyczajność robi w szkołach pocieszające postępy.
Wiele piętnastoletnich dziewcząt jest w ciąży. Cieszmy się z tego, bo
tą drogą pozyskamy wiele nowych komunistek”.
To jest jasne. Dla bolszewizmu pracuje etyka swobody obyczajowej. Dla
bolszewizmu pracuje koedukacja deprawująca. Świecka etyka socjalistów,
wolnomyślicieli i masonerii pracuje pośrednio dla bolszewizmu. Dla
bolszewizmu pracują postępowe kodyfikacje prawa małżeńskiego. Do
bolszewizmu prowadzi mimowolnie etyka rasowa. A czy nie dla bolszewizmu
pracuje, kto na zebraniu, roztrząsającym zagadnienia moralne, odzywa
się entuzjastycznie: „To w Sowietach tak pięknie i oryginalnie
rozwiązano!”.
Moi najdrożsi Diecezjanie! Między katolicyzmem a bolszewizmem, między
etyką katolicką a bolszewicką utwierdzona jest wielka otchłań (Łk
16,26). Nie próbujmy bolszewizmu chrzcić! Brońmy raczej duszy polskiej
przed jego mackami. Nastawmy się duchowo na obronę Chrystusowego prawa
moralnego! Brońmy chrześcijaństwa jako wiary i jako etyki! Z walk
duchowych wieku dwudziestego wyróść powinien nowy człowiek, z
człowieczeństwem nieskaleczonym, z człowieczeństwem uporządkowanym,
człowiek pełny, wolny, z inicjatywą, z obowiązkami i prawami złączony
ze swym Stwórcą i ze stworzonym światem, złączony ze swym Odkupicielem
i jego prawem, złączony z Duchem Świętym i jego łaską. A więc nie
mechaniczny, elektryczny, bezduszny robot w zamienionym na fabrykę
świecie techniki, lecz prawdziwy władca świata, pan siebie samego, a
sługa Boży.
Jeśli mnie prześladowali, i was prześladować będą (J 15,20). Będą w
dalszym ciągu zwalczali także etykę katolicką. Będą ją ośmieszać. Będą
ją podważać. Będą cnocie katolickiej psuć opinię, że nieszczera,
sztuczna, osłonięta nieprawdą i obłudą. Będą nam zarzucać, że nie
rozumiemy czasów, nie idziemy z postępem. Satyry, nowele, powieści będą
w dalszym ciągu przedstawiać etykę naszą w parodii. Będą się zachwycać
swymi często nieoryginalnymi wynalazkami etycznymi, plagiatami
moralnymi. Będą swe atawizmy katolickie odkrywać w sobie niby rewelacje
nowego ducha!
Ale nas to ani z tropu nie zbije, ani nie onieśmieli. Będziemy bronili
etyki katolickiej na każdym froncie. Będziemy ją urzeczywistniali w
świecie. Będziemy nią rozświetlali nowe zagadnienia życiowe. A przede
wszystkim będziemy nią kształtowali własne życie. Nasz przykład moralny
będzie etyki katolickiej najskuteczniejszą obroną i najbardziej
przekonywującą propagandą.
Kończę wspomnieniem natchnionego obrońcy etyki katolickiej i jej
genialnego szermierza w życiu polskim, ks. Piotra Skargi. W roku
bieżącym obchodzimy czterechsetną rocznicę jego urodzin.
Rozmodlony, święty, a jakże realny stróż prawa Bożego w
Rzeczypospolitej! Nieśmiertelny, wnikliwy mentor króla i jego dworu.
Złotosłowy kaznodzieja sejmowy, mówiący prawdę Bożą w oczy, bez osłony
i bez ogródki. Zakonnik – wieszcz, kapłan – prorok, patriota –
pokutnik. Po wiekach nie przebrzmiały jego wstrząsające przestrogi. Już
nie z grobu, nie z ambony, lecz jakby od ołtarza grzmią dzisiaj jego
wołania o ducha Bożego w dziejach polskich, jego zaklęcia o naprawę
obyczajów.
Pokutujmyż! Ten krzyk Skargi z odległego złotego wieku nabiera w
odrodzonej Polsce nowej mocy. Znowu wybija historyczna dla kultury
świata godzina Rzeczypospolitej. Jako czynnik moralny ma znowu Polska
wpłynąć przemagająco na kierunek duchowy i losy Europy. A tymczasem
duch nasz więziony niby w oblężonej reducie. Silni musimy być mocą
wewnętrzną, bo dzieje mamy wykuwać wielkie i zbawcze, a zewsząd godzi w
nas rozkład, a w serca lęk się wkrada, czy to wszystko nie złudzenie
tragiczne. Bo czyż scementowaliśmy naród na etyce wiecznej? Czy
podwaliny państwowości osiadły na wieki na Bożym prawie?
Pokutujmyż! Strzepmy z dusz resztki pyłu niewoli! Rugujmy grzech z życia polskiego!
Pokutujmyż! Spowiedzią wielkanocną z win obmyci, wkroczmy całą duszą na
drogę przykazań Bożych! Przezwyciężajmy słabość, wypierajmy
nieobyczajność, wystrzegajmy się etyk szkielecich i bezbożniczej skazy!
Pokutujmyż! Duchem Chrystusowym uskrzydleni, wrośnięci życiem łaski w
Boga, stajmy do dziejowej rozprawy duchowej z napastniczym
bolszewizmem! Wzbrońmy mu przystępu do ducha polskiego!
Pokutujmyż!
A przeczystą Królową naszą prośmy o mocarne dusze, o wodzów
natchnionych, o pokolenie orle, o bohaterstwo czynu, o świętość i
zbawienie.
Tytuł pochodzi od redakcji.
**********
- - END