CZYTELNIA
 

Dodano: 28.03.2006 r.   00:58


Nasze wielkopostne rekolekcje przeżyliśmy pod znakiem o. Pio, przy jego relikwiach. Zapoznajmy się jeszcze z artykułem A.Negrisoli;N.C; S.M., Tajemnica Ojca Pio

o. Pio

Dekalog w nauczaniu Ojca Pio

Święci nie są niczym innym jak tylko przedłużeniem Chrystusa, Jego nauczania, Jego dzieła odkupienia. "Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem i większe od tych uczyni" (J 14, 12). Rzeczywiście, patrząc na nich i naśladując ich, możemy poznać Boga, Jezusa, objawienie, dekalog, ponieważ Jezus-Słowo w sposób mistyczny żyje i działa na naszych oczach, jak jasno stwierdza święty Paweł. Święci są jakby księgą Boga, a ich działanie staje się jej żywym wyrazem.

Tym możemy tłumaczyć tę wielką tajemnicę, jaką było San Giovanni Rotondo z ojcem Pio przez pięćdziesiąt lat: tłumy, jakie przyciągał, tajemniczą moc wypływającą z tego człowieka, światło oświecające nasz umysł, ciepło rozgrzewające serca i pociągające je do miłości i do prawa Bożego.

Przy ojcu Pio czuło się pokój wewnętrzny, równowagę, głęboką radość. Przy nim doświadczało się smaku zdrowego życia kierującego się paragrafami naturalnego kodeksu życia. On doskonalił człowieka, przywracał w nim porządek i podstawowe zasady zakorzenione w naturze, ale zbyt często wyblakłe przez życie pełne win.

Co charakteryzowało spowiedzi u ojca Pio? Jakie czynniki sprawiały, że były one tak oryginalne i porywające?

W jaki sposób ojciec Pio odnowił w sumieniach działanie prawa Bożych przykazań?

Spowiednik ten w swoim pragnieniu odnowienia kontaktu z Bogiem dzisiejszego człowieka, często oddalonego lub zniszczonego przez grzech, czasami wywoływał "błyskawice i grzmoty". Wydawało się, że odnawiał teofanię na górze Synaj, na wzór Mojżesza. Mówiąc krótko, takiego konfesjonału jak ten nikt nigdy nie widział! Wielokrotnie spowiedź przemieniała się w prawdziwe pole bitwy, gdzie odbywała się wojna między Bogiem z jednej strony a grzechem, szatanem z drugiej; było to starcie, pociągające za sobą przegrane i zwycięstwa.

Przykazania, prawo życia, zaczynają się uroczystym stwierdzeniem: "Ja jestem Pan, Bóg twój", w którym skupia się dziesięć przykazań w całej ich pełni. Od konfesjonału ojca Pio odchodziło się zazwyczaj z konkretną wskazówką wewnętrzną, która stawała się wezwaniem nie do odparcia, by poddać swoje życie pod miłosne i przeogromne ojcowskie panowanie Boskiego Mistrza. Bóg jest miłością, która zbawia i pragnie przemienić życie człowieka, wyzwalając go z jego zmysłowości, aby poprowadzić do życia autentycznie chrystocentrycznego.

Było rzeczą wspaniałą doświadczyć, że przy ojcu Pio propozycja życia dekalogiem stawała się jasna i pociągająca, prowadząc do odkrywania życia, prawdy, piękna, radości, i sprawiała, że potrafiliśmy zrozumieć Chrystusa i boskie prawdy oraz cieszyć się Nim, Panem i Mistrzem naszego życia. Stawało się jasne, że dążenie do Boga oznaczało nadanie sensu, racjonalności, celowości latom naszego życia; oznaczało nadanie pełni, autentyczności, danie stosownej odpowiedzi na wszystkie problemy człowieka.

Ilu było nawróconych przez ojca Pio, jeśli spotkało się z nim około dwóch milionów wiernych? Dokładną odpowiedź otrzymamy w niebie. Możemy jednak stwierdzić, że wielu było tych, którzy odkryli królestwo miłości. Ci, którzy się z nim spotkali, prawie zawsze rozumieli, że odchodząc od konfesjonału niosą "słodkie i lekkie brzemię Chrystusa".

Chcielibyśmy przypomnieć, że ojciec Pio uformował się jako spowiednik w szkole świętego Alfonsa, natomiast jako kierownik duchowy czerpał wzór ze świętego Franciszka Salezego. Jedno osobiste wspomnienie, aby uwydatnić, w jaki sposób ojciec Pio potrafił "związać" penitenta i iść jego śladem, więcej, jakby go "prześladować" albo, lepiej powiedzieć, szukać go w otchłani jego wewnętrznych więzień, aż do wzięcia go na swoje barki, jak zagubioną owieczkę z Ewangelii. To było w pełni jego sekretem.

W 1958 roku pewnego ranka po Mszy świętej ojca Pio, około wpół do szóstej, schodząc główną aleją, zobaczyłem zaparkowanego fiacika z rejestracją VE. W tamtych czasach spotkanie tutaj kogoś z moich stron nie było czymś na porządku dziennym... Zbliżyłem się. Zobaczyłem poruszającego się w aucie człowieka. Zapukałem i zawołałem go.

Zaczęła się bardzo interesująca rozmowa. Mężczyzna podniesionym głosem opowiedział mi, że kilka lat wcześniej przystąpił do konfesjonału ojca Pio, ale został szorstko odesłany: "Odejdź i wróć". Rozgniewany i zbuntowany, poszedł sobie, zdecydowany nie wracać więcej. "Przez wiele lat i różnymi sposobami odsuwałem ten głos, ale nie dawał mi on spokoju. Obecnie już nie mogę dłużej. Jestem tutaj. A teraz nie odejdę, dopóki nie da mi rozgrzeszenia".

Inny epizod, z 1961 roku. Pewien chirurg z Padwy, pod naciskiem żony, udał się z jednym z synów duchowych ojca Pio do San Giovanni Rotondo. Chcąc porozmawiać z ojcem Pio wyspowiadał się, a nie otrzymawszy rozgrzeszenia, rozgniewał się. Później udał się do klasztoru z przyjacielem, który mu towarzyszył, a kiedy spacerowali z ojcem Pio w środku, zauważył, że ojciec trzyma w braterskim uścisku przyjaciela, i usłyszał, jak mówi do niego: "Widzisz, tak kończą się wojny"; wojna z profesorem skończyła się właśnie w ten sposób. Tak jak między ojcem i synem marnotrawnym z Ewangelii. Nasuwa się w tym momencie pytanie, jak konkretnie wyglądały te spowiedzi. Dla wyjaśnienia przedstawimy tematy pokazujące, jak wyjaśniał prawdy Boże, i ujawniające metodę stosowaną przez ojca Pio, poprzez niektóre symboliczne epizody dotyczące dekalogu.

"Ja jestem Pan, Bóg twój"

Obowiązki względem Boga. Metoda duszpasterska ojca Pio przy spowiedzi polegała na pozytywnym ukazywaniu życia chrześcijańskiego. Jego interwencja nakierowana była na odnowę życia Bożego zagłuszonego przez grzech i na podsycanie go poprzez środki, jakie dał nam Chrystus: modlitwę, słowo, sakramenty.

Ojciec Pio nalegał na modlitwy poranne i wieczorne. Jednemu z naszych przyjaciół mówił: "Kiedy zaczyna się dobrze dzień modlitwą, również dobrze się go kończy".

Oto pewien szczególny przypadek. W zebraniach Grup Modlitewnych z Werony zazwyczaj uczestniczył pewien mężczyzna, który opowiedział o swojej pierwszej spowiedzi u ojca Pio. Po udzieleniu mu rozgrzeszenia ojciec zapytał go: "Czy modlisz się, synu?" W odpowiedzi: "Niedużo, ojcze". Ojciec Pio: "Synu, ten kto się modli, będzie zbawiony. Ten kto się nie modli, będzie potępiony. Kto modli się mało, jest w niebezpieczeństwie. Za pokutę będziesz odmawiał 90 Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, Chwała Ojcu każdego dnia przez 3 miesiące". Po pewnym czasie przyjechał ponownie, wyspowiadał się i otrzymał za pokutę 45 Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, Chwała Ojcu przez 15 dni. Od tamtych spotkań minęło trzydzieści lat, a nasz przyjaciel do dzisiaj odmawia codziennie swoje 15 Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, Chwała Ojcu. Modlitwa ukształtowała chrześcijanina, który codziennie, pomimo pracy w sklepie, uczęszcza na Mszę świętą i znajduje czas na różaniec w rodzinie.

Można powiedzieć: przypadek krańcowy - z pewnością, ale nie taki znów rzadki. Ojciec Pio umiał docierać tam, gdzie my normalnie nie jesteśmy w stanie działać. Był odważnym i genialnym artystą dusz.

Inny, podobny przypadek z 1959 roku. Pan C. z Lion di Albignasego (Padwa), nie praktykujący, uderzony opowiadaniami przyjaciela, który spotkał się z ojcem Pio, pojechał do San Giovanni Rotondo i przystąpił do spowiedzi, po wielu, wielu latach. Został rozgrzeszony, a za pokutę przez sześć miesięcy miał odmawiać 16 Ojcze Nasz, Zdrowaś, Chwała Ojcu każdego dnia. Spotkany później po wielu latach od tamtej pierwszej podróży, pan C. opowiada, że te 16 Ojcze Nasz, Zdrowaś i Chwała Ojcu stały się jego codzienną modlitwą. I zapewnia, że nadal będzie je odmawiał.

Komunizm

W czasach ojca Pio mur berliński jeszcze nie upadł, a prześladowania wywołane przez komunizm wydłużały listę męczenników.

Pewnemu komuniście z Cerignoli, z czasów Di Vittorio, przy spowiedzi, po tym jak penitent sądził, że wyznał już wszystkie grzechy, powiedział: "A legitymacja, którą nosisz, nic ci nie mówi?" "Och, ojcze, to ze względu na pracę". "Pracę ci dali? Zdradziłeś Pana, twojego Boga, i wszedłeś między Jego nieprzyjaciół".

W związku z legitymacjami komunistycznymi znany jest przypadek Giovanniego Bardazziego z Prato, pozyskanego przez ojca Pio, który stał się później zdobywcą dusz w kręgu komunistów. Za pierwszym razem odesłany przez ojca Pio, zbuntował się i uczestnicząc w audiencji generalnej, krzyknął do papieża Piusa XII, że ojciec Pio go wyrzucił. Papież wziął go na bok i wyspowiadał w sali audiencyjnej. Ten, nawrócony, co miesiąc czterokrotnie przybywał z Toskanii do San Giovanni Rotondo przywożąc ze sobą pielgrzymów, wśród których nie brakowało także posiadających legitymacje partii komunistycznej. Można dodać, że nierzadko dało się zobaczyć te legitymacje w rękach ojca Pio.

Problematyką komunizmu i samymi komunistami ojciec Pio zajmował się nie tyle w aspekcie politycznym, co raczej duszpasterskim. Komunizm wiązał się dla niego ze sprawą wiary: istotne jest posiadanie poczucia Boga w życiu. Usunięcie Boga z życia oznacza dezintegrację człowieka i społeczeństwa.

Oto niektóre z jego wypowiedzi w tej kwestii: "Komuniści nie mają Boga, a bez Boga nie stworzy się nawet społeczeństwa". "Komunizm jest jak drzewo bujne i kwitnące, ale z chorymi korzeniami. Sam upadnie".

Spirytyzm i satanizm

Pierwsze przykazanie zakazuje praktyk spirytystycznych. Postawa ojca Pio wobec tych, którzy szukali kontaktów ze światem satanizmu, znajdowała swoje źródło w jego tragicznych doświadczeniach wszelkiego rodzaju walk z szatanem i jego współpracownikami. Bolesne doświadczenia, będące udziałem ojca Pio, charakteryzowały nie tylko czas pobytu w Pietrelcinie, ale również, chociaż w odmienny sposób, całe jego życie. Sztuki diabelskie skłaniają do oderwania się od Boga, a ojciec Pio znał nazbyt dobrze ze swojego osobistego doświadczenia podstępne strategie tego strasznego nieprzyjaciela.

Ta kategoria penitentów przychodzących do ojca Pio nie była zresztą rzadka. Do pewnego przyjaciela z Palermo, adwokata Z. L., krzyknął: "Skończ ze spirytyzmem. To szatan we własnej osobie".

Pewnej kobiecie z Treviso, od lat praktykującej wywoływanie duchów, aby uwolnić ją od fascynacji tymi doświadczeniami, kilkakrotnie odmówił rozgrzeszenia. Aby odciągnąć od seansów spirytystycznych pewnego lekarza z Taranto, przy pierwszej spowiedzi doprowadził do tego, że ten przed otrzymaniem rozgrzeszenia drżał, bał się i pocił.

Profesor Settimio M. z Teramo opublikował takie świadectwo:

W 1919 roku poznałem przez przypadek osobę, która w pewnym momencie ujawniła mi, że posiada moce diabelskie, w których istnienie byłoby trudno uwierzyć, gdyby się ich nie doświadczyło. Ta sama osoba pewnego razu powiedziała mi, że w okolicach Foggii jest pewien zakonnik, który wróży, i zaproponowała, abym go odwiedził. Odpowiedziałem, że te wiadomości to tylko fantazje plotkarek i nic więcej, i na tym wszystko się skończyło. Tymczasem z biegiem czasu zacząłem odczuwać coś w rodzaju niepokoju przy spotkaniach z tą osobą, zdecydowałem więc, że nie chcę już mieć z nią nic wspólnego, i zacząłem jej unikać. Lepiej byłoby, gdybym tego nie zrobił! Wtedy właśnie odkryłem w niej "świętą Szatana", która miała moc dręczenia mnie, gdziekolwiek się znajdowałem, niezależnie od odległości - duchowo i fizycznie. Nie miałem już spokoju i czasami wydawało mi się, że zwariuję. Przypomniałem sobie wtedy o zakonniku z Foggii i postanowiłem go odwiedzić.

Opowiadanie ciągnie się przez kilka stron i kończy się następującym dialogiem z ojcem Pio: "Ojcze Pio, jeśli ojciec mi pomoże wyjść z tego piekła, w jakim się znajduję... będę zawsze wytrwały i wierny ojcu". A ojciec Pio na to: "Ja będę zawsze blisko ciebie, nie miej co do tego wątpliwości". I dalej: "Aby dać pewne wyobrażenie dramatycznej sytuacji ducha, w jakiej się znajdowałem, wspomnę, że ojciec Pio powiedział później do przyjaciela: "Potrzebowałem dwóch lat, żeby znaleźć słaby punkt Settimio M." " Ten czterdziestoletni mężczyzna, który nie spowiadał się od czasów I komunii świętej, stał się później jednym z najwierniejszych".

Nie używaj imienia Pana Boga nadaremno

Bluźnierstwo.

Jednym z najtrudniejszych problemów dla spowiedników jest niewątpliwie "toksyczna chmura bluźnierstwa". Tym, którzy ograniczają swoje spotkania z sakramentem pojednania tylko do Bożego Narodzenia i Wielkanocy, rzadko udaje się wyleczyć z "tej przeklętej wady". Tak ją nazywają również oni sami, kiedy stali się jej niewolnikami. Natomiast w San Giovanni Rotondo bluźniercy "zdrowieli". Lekarstwo? "Ciosy" ojca Pio. Klęcząc przy konfesjonale pewien padewczyk usłyszał pytanie: "Od jak dawna się nie spowiadasz?" "Od czterech lat, ojcze". "A bluźnisz?" "Tak, ojcze". "Ile bluźnierstw powiedziałeś?" "Ojcze, co za pytanie!... W ciągu czterech lat, kto by je zliczył!" Ojciec Pio krzyknął gwałtownie: "Idź sobie, idź sobie!" Penitent wyszedł pełen buntu i szedł powtarzając sobie: "Czy należy zadawać takie pytania?... cóż to za święty!" Kilka dni później ten bluźnierca, wróciwszy do Padwy, pracował jako murarz w dzwonnicy parafialnej Arcella - on sam opowiada ten fakt - i młotek, zamiast w kamień, uderzył go w palec... krzyk i tylko... małe przekleństwo... Zatrzymał się w pół słowa i zakończył: "Nie!... bo inaczej tamten będzie chciał wiedzieć, ile razy je powiedziałem!" W ten sposób wada znikała.

Dla zatwardziałych bluźnierców ojciec Pio miał palące słowa: "Bluźnierstwo to diabeł na twych ustach". "Przyciągasz piekło do swojej duszy". "Diabeł nie bluźni tak jak ty.... idź precz!"

Pamiętaj, abyś dzień święty święcił

Dzień święty święcić

.

Oto inna częsta rana dzisiejszego chrześcijanina, która nie zawsze znajduje skuteczne lekarstwo w konfesjonale. Ojciec Pio nie tolerował niefrasobliwości, z jaką zazwyczaj uzasadnia się nieobecność na Mszy świętej. Na tym przykazaniu potykała się duża część odrzuconych lub odesłanych.

Oto typowy przykład jednego z wielu nawróconych. Pan M. C. z Pesaro przyjechał do San Giovanni Rotondo przywiedziony przez przyjaciela i pragnął się wyspowiadać u ojca Pio. Po pierwszym pytaniu, co do czasu, jaki upłynął od ostatniej spowiedzi, usłyszał następne:

"Czy uczęszczasz na Mszę świętą w niedziele?" "Nie zawsze". Od razu usłyszał zdecydowany głos: "Idź sobie!" Próbował się bronić: "Ale, ojcze..." Jednak ojciec Pio jeszcze bardziej zdecydowanie: "Idź sobie, wróć za dwa miesiące". Wyszedł, wyspowiadał się u jednego z braci kapucynów z klasztoru. Pojechał do Pesaro, a po dwóch miesiącach wrócił, nie mając już na sumieniu żadnej nieobecności na Mszy świętej. Podróż odbył w niedzielę, a w poniedziałek przystąpił do spowiedzi. Znowu na początku pada pytanie: "Czy chodzisz na Mszę świętą?" Odpowiedź jasna i konkretna: "Tak, ojcze". A ojciec Pio na to: "A wczoraj byłeś na Mszy świętej?" "Ależ ojcze, wczoraj byłem w podróży do ciebie!" "Idź sobie, a potem wróć. W niedzielę - najpierw Msza św." Później został on gorliwym synem duchowym i aktywnym uczestnikiem w Grupach Modlitewnych. Oto jedna z wypowiedzi ojca Pio do jego synów duchowych: "W niedzielę, jeśli jesteś w samolocie, musisz zmusić go do lądowania i pójść na Mszę świętą". Znaczyło to: w niedzielę trzeba święcić dzień święty, nawet jeśli się podróżuje. Pierwszy obowiązek w niedzielę to Msza święta.

Ojciec Pio był mistrzem w wychowaniu dusz. Pewną młodą dziewczynę, obecnie będącą w zakonie klauzurowym, zapytał w konfesjonale: "Czy jeszcze coś pamiętasz?" Ona odpowiedziała: "Nie, ojcze", a on w dalszym ciągu: "A podlewanie kwiatków w niedzielę?" Chrześcijanin, według ojca Pio, musi umieścić Boga na pierwszym miejscu, czyli uczynić go Panem swojego życia i Panem niedzieli.

Czcij ojca i matkę

Zakres czwartego przykazania jest bardzo rozległy. Odnosi się do dzieci, ale zakłada również obowiązki rodziców względem dzieci. Niewątpliwie właśnie rodzice stanowią najliczniejszą kategorię wśród tych, którzy uklękli w tym kościele do sakramentu pojednania.

Rodziców uczył wierności Bogu i wierności sobie nawzajem: jest to klucz do wychowania dzieci. Bóg prowadzi, oświeca, podtrzymuje rodziców wiernych sakramentowi małżeństwa. Świadectwa jednej z matek mogą nam zaofiarować głęboką, kompletną i interesującą syntezę dotyczącą problemu obowiązków rodziców i wychowania dzieci według ojca Pio. Lucia M. tak pisze:

Pewnego razu, w trudnej chwili, znalazłam się w San Giovanni Rotondo i mogłam wyspowiadać się u ojca Pio. Skorzystałam z tego, aby mu powiedzieć o moim zmęczeniu z powodu codziennej troski o liczną rodzinę: wtedy ośmioro dzieci. Ojciec Pio wysłuchał mnie, a później mocnym i zarazem uprzejmym tonem powiedział: "A co byś ty chciała... Wiesz, że matka jest synonimem męczennika?" Było to upomnienie, a jednocześnie pocieszenie. Przywoływał mnie do porządku oświecając i pocieszając: ciemność, jaką miałam w sobie, rozpłynęła się w świetle heroicznej misji matki. Zniechęcenie przemieniło się w radość dostrzeżenia aureoli męczeństwa w moim wypełnianiu macierzyńskich obowiązków.

Nie ma potrzeby mówić, że Pan i Matka Boża zawsze mnie podtrzymywali w tym codziennym męczeństwie, tym bardziej wtedy, gdy dzieci było już trzynaścioro. Ta pomoc stała się dla mnie czymś tak normalnym, że nie zwracałam już na nią uwagi i robiłam wszystko jakby sama.

Pewnego razu ojciec Pio przywołał mnie do porządku również co do tej kwestii: "Córko moja, nie wierz w swoje siły, ponieważ to wszystko jest pomoc Boga, który cię podtrzymuje. W przeciwnym razie nie dałabyś rady prowadzić rodziny z dziesięciorgiem dzieci". Wtedy było ich dziesięcioro.

"Ojcze, ja bardzo mało się modlę, ponieważ jestem zajęta wieloma rzeczami. Wiem, że powinnam dużo się modlić, ale co mogę zrobić?"... Odpowiedź ojca Pio była szybka i zaskakująca: "Córko moja, od rana do wieczora ciągle prosisz swoje dziesięcioro dzieci, aby były grzeczne, aby zrobiły to, a nie robiły tamtego... Czy to nie jest modlitwa? Jak możesz mówić, że się nie modlisz?" Tak kończy swe opowiadanie ta kobieta: "Tak, tylko Pan jest naszą siłą. On sam nam to powiedział: "Beze mnie nic nie możecie zrobić".

I dalej ta sama matka kontynuuje swoje opowiadanie: Boża opatrzność i ubóstwo były bardzo drogie ojcu Pio. Nigdy ich nie rozdzielał i uczył, aby je kochać zawsze razem. Opatrzność sprawia, że Bóg pochyla się nad stworzeniami. Ubóstwo sprawia, że serca stworzeń wznoszą się do Boga. Opatrzność zapewnia chleb codzienny, konieczne zdrowie, niezbędną do życia pracę. Ubóstwo zapewnia oderwanie się od tego świata, nadzieję na ojczyznę niebieską, osiągnięcie dóbr niebieskich, jak powiedział Jezus.

Te myśli przyszły mi spontanicznie, kiedy myślałam o pewnej odległej spowiedzi u ojca Pio. Było to w najsmutniejszych czasach ostatniej wojny światowej. Niedostatek środków do życia ciążył boleśnie na wszystkich. W naszej rodzinie doszło do tego, że spaliśmy na stołach, przykryci czym popadło, nie mając wielu rzeczy uważanych za konieczne. W tamtej spowiedzi żaliłam się do ojca, opowiadając o moim wielkim cierpieniu i bezsilności, zwłaszcza na widok dzieci, śpiących w ten sposób. Pamiętam, że ojciec Pio najpierw uważnie mnie wysłuchał, a później zapytał zdecydowanie: "Ale wszystkie twoje dzieci są zdrowe, tak czy nie?" "Tak, ojcze, naprawdę wszyscy są zdrowi". "A więc? Są tacy, którzy trzymają dzieci pod kloszem, ze wszystkimi wygodami, i ciągle coś im się przydarza. Twoje dzieci natomiast nie mają gdzie spać, ale zawsze czują się dobrze: cóż chcesz więcej?"... Tak kończy ta kobieta: "Słusznie. Ubóstwo i Opatrzność, czyli bogactwo łask i zdrowie, czego można chcieć więcej?"

W innych okolicznościach ta sama kobieta zapytała ojca Pio, co ma robić, aby dzieci się modliły: "Ojcze, co mam robić, widzę, że się źle modlą, łatwo się rozpraszają. Jedni uciekają w jedną stronę, drudzy w drugą. Najstarsi chcą uniknąć modlitwy, niektórzy żartują. Ojcze, co mam zrobić?" "Trzymaj ich krótko! Trzymaj ich krótko!" Kończąc, tak komentuje: "Natura dzieci idzie za ślepym instynktem, są one niedoświadczonymi ofiarami, jeśli nie są trzymane krótko poprzez dyscyplinę. Odpowiedzialni za to jesteśmy my, rodzice, których zadaniem jest "trzymanie ich krótko". Zadanie trudne, to prawda, ale konieczne, ponieważ chodzi o najważniejsze zdrowie naszych dzieci".

Katecheza ojca Pio do tysięcy matek była katechezą świętej rodziny z Nazaretu i tą z tekstu Ewangelii Mateusza, według którego, kiedy wypełnia się wolę Ojca niebieskiego w rodzinie, każda kobieta staje się siostrą i matką Chrystusa, tak jak Maryja, a zatem mistrzynią w sztuce wychowywania dzieci. Była to droga doskonałości, na którą on kierował. Czyż ojciec Pio nie wyszedł z rodziny, w której rodzice wypełniali swoje obowiązki względem dzieci?

Aktualna pedagogika w wychowaniu dzieci, ściśle związana ze współczesną kulturą, będącą owocem psychologii bez Boga, jest bardzo daleka od szkoły ojca Pio. W związku z tym warto przypomnieć jego prorocze ubolewanie w latach trzydziestych: "Będziemy mieli pokolenie matek, które nie będą umiały wychować swoich dzieci". A jeszcze na początku lat sześćdziesiątych powtarzał: "Naszym dzieciom zabraknie łez, aby opłakiwać błędy rodziców... Nie chciałbym znaleźć się w skórze waszych dzieci i waszych wnuków". Jakie sytuacje rodzinne widziało jego spojrzenie, sięgające bardzo daleko? Widział sytuację dzisiejszej rodziny, tej naszej cywilizacji grzechu, prawdziwej antycywilizacji.

Pewien młody małżonek z Padwy, od niedawna będący ojcem, udał się do San Giovanni Rotondo. Nie pierwszy już raz. Zaraz rano, w czasie Mszy świętej, w myśli powierzył swoje dziecko ojcu Pio. Później, w ciągu dnia, gdy ojciec Pio przechodził wśród tłumu, powtórzył w myśli swoją prośbę. Wreszcie dzień później wyspowiadał się i powiedział mu: "Jestem ojcem od kilku dni. Jestem szczęśliwy, proszę modlić się za moje dziecko, powierzam je tobie, ojcze". Ojciec Pio odpowiedział: "Synu mój, już trzeci raz mi to mówisz. Lepiej się zatroszcz, abyś żył jak dobry chrześcijanin!" Ojciec Pio ukierunkowywał rodziców na istotną misję rodziny, to znaczy przekazywanie życia, wychowanie potomstwa na dzieci Boże i prowadzenie ich do nieba. Misja ta wymaga od rodziców życia prawdziwie chrześcijańskiego. Osobisty grzech rodziców jest pierwszym nieprzyjacielem kształtowania i wychowania dzieci.

Obowiązki względem rodziców.

Czwarte przykazanie rozciąga się na dwa obszary, rodziców i dzieci, wezwanych do kochania się i szanowania nawzajem.

Oto przykład dzieci, które szanują rodziców prawdziwie chrześcijańskich: "My, trzynaścioro żyjących..." - tak zaczyna się Wstęp do broszurki pod tytułem To jest moja rodzina. Jest to hołd dzieci i wnuków z okazji złotego wesela rodziców. Jest to świadectwo rodziny wyrosłej na świętości ojca Pio: zrodzonej, pielęgnowanej, kwitnącej, rozgałęzionej, wspieranej przez niego, przez ojca Pio, i przez rodziców, którzy uświęcili sakrament jako liturgię ołtarza i życia codziennego.

W dalszym ciągu Wstępu czytamy:

Tato i Mama.

Pięćdziesiąt lat małżeństwa. Dwadzieścia jeden dzieci, z których trzynaścioro żyje. Oto rodzina Manelli, zrodzona i wychowana w bliskości ojca Pio z Pietrelciny, stygmatyka z Targano. "To jest moja rodzina", powiedział ojciec Pio do mamy, młodej małżonki, przy jej pierwszym spotkaniu z tym świętym kapucynem. "Będziecie mieć więcej niż dwadzieścioro dzieci" - przepowiedział ojcu, który był jednym z jego pierwszych synów duchowych (1924). 15 lipca 1926-1976: doszliśmy do złotego wesela. Po pięćdziesięciu latach małżeństwa rodzina powiększyła się i ubogaciła: tato, mama, trzynaścioro żyjących dzieci, jeden syn kapłan - franciszkanin, siedmioro dzieci po studiach, jedenaścioro żonatych, około czterdziestu wnuków, jak do tej pory. Jakież to święto życia!

Odnośnie do obowiązków rodziców względem dzieci pewien interesujący szczegół dotyczy dopuszczania dzieci do pierwszej komunii świętej. Trzeba brać pod uwagę, że teraz sytuacja duszpasterska doprowadziła do podwyższenia wieku dzieci pierwszokomunijnych. Należy jednak powiedzieć, że ojcu Pio zależało, aby dzieci były dopuszczane do komunii świętej wcześnie, jak tylko będą w stanie odróżnić chleb na stole od chleba eucharystycznego. Mówił: "Pozwólmy Jezusowi wejść, zanim przyjdzie grzech". Był za komunią świętą we wczesnych latach, nawet dla pięcio-, sześciolatków.

Cudowne są zdjęcia ojca Pio, który udziela pierwszej komunii świętej dzieciom. Ostatnie z tych zdjęć pochodzi z ostatniej Mszy świętej. A jak wyraziste były słowa życzeń kierowane do nich w zakrystii po zakończeniu Mszy świętej. Oto jedno ze zdań: "Obyś zachował czystość i łaskę pierwszej komunii świętej aż do końca twojego życia!"

Jednak nie szedł na ustępstwa przy przygotowaniu dziecka. Zdarzało się, że ojciec Pio przed pierwszą komunią świętą słuchał także pierwszej spowiedzi. Był stanowczy również wobec dzieci. Pewien mężczyzna z Rzymu opowiada, że kiedy był dzieckiem, ojciec Pio nie tylko odmówił mu rozgrzeszenia, ale również odłożył na później jego pierwszą komunię świętą, już zaplanowaną. Powód? Nie odmawiał modlitw porannych. "Od tamtej pory każdego ranka i każdego wieczoru, klęcząc przy łóżku, odmawiam je codziennie". Czasami ojciec Pio stosował działanie prewencyjne.

Nie zabijaj

Ojciec Pio był człowiekiem życia. Znał tajemnice życia duchowego z mistyczną głębią jemu tylko właściwą. Kochał życie innych, aż do ofiarowania za każdego swojego życia. Był pod każdym względem stworzeniem stojącym na bardzo śmiałej pozycji w obronie życia. Żył z Chrystusem i z Nim głosił: "Ja jestem Życiem!" Zbędne jest mówienie o duszpasterstwie ojca Pio, jeśli chodzi o dobrowolną aborcję, którą nazywał "odrażającą zbrodnią" oraz słowem "dzieciobójstwo", które samo ujawnia istotną wagę tego czynu. "Gdyby przynajmniej przez jeden dzień - powie w pewnych okolicznościach ojciec Pio - nie popełniano grzechów przeciwko rodzącemu się życiu, w zamian Bóg dałby światu pokój i ustanie wszelkich wojen". W odniesieniu do piątego przykazania, które potępia nienawiść i zemstę, ojciec Pio był nieprzejednany również dla tego, kto żywił urazę, niechęć. Nie do policzenia są penitenci, których odsyłał, aby się pojednali, zanim dał im rozgrzeszenie. Pewną kobietę, która po wyliczeniu grzechów na spowiedzi myślała, że nie ma już nic do dodania, ojciec Pio zapytał: "Czy pamiętasz coś jeszcze?" "Nie, ojcze!" "Pomyśl!", odpowiedział ojciec Pio. "Nie... nie pamiętam już nic więcej, ojcze!" Ojciec Pio na to: "A tamta osoba?", przypominając jej dawną urazę: "Idź do domu, pojednaj się najpierw, a później wróć, wtedy cię rozgrzeszę!"

Pewien przyjaciel z Palermo, wierny syn duchowy, który ojcu Pio zawdzięczał zdrowie duszy i ciała, spowiadając się pewnego dnia, usłyszał pytanie: "Czy ty nienawidzisz?" "Nie, ojcze". "Nie ma u ciebie nienawiści?" "Ojcze... nie". W tym momencie stanęła mu przed oczyma pewna scena: jego biuro i dwóch pracowników. "Ale ojcze, niech ojciec nawróci tych dwóch!" "Synu mój, módl się za nich. Powinniśmy się modlić za tych, którzy wyrządzają nam krzywdę..."

Nie cudzołóż

Grzechy ciała są tymi, które uniemożliwiają rozumowi poznanie Boga, a w konsekwencji umiłowanie Go i naśladowanie. Znacznie powiększają inne namiętności, takie jak pycha, zaostrzają egoizm, rodzą podziały we wszelkiego rodzaju związkach, tłumią miłość, doprowadzają do zezwierzęcenia i wszelkiego rodzaju przemocy, stają się idolem życia, obejmują szeroki wachlarz myśli, słów, czynów. Są najbogatszą kategorią win. Aby pozostać przy konkretach, ograniczymy ten temat do problemów rodziny, choć to przykazanie zasługiwałoby na specjalne potraktowanie, ponieważ ojciec Pio pokazał, jako prawdziwy prorok, że zna do głębi choroby i leki na grzechy ciała i życia małżeńskiego, będąc wzorem dla jego odnawiania i uświęcania na co dzień.

Nasz wiek jest wiekiem panowania hedonizmu. W sercu człowieka brakuje światła nadziei, ciepła uczuć, radości ofiarowania się. Miłość rozumiana jako dar i jako pogodna akceptacja drugiego ustąpiła miejsca hedonizmowi posuniętemu aż do granic i w powszechnej opinii stała się synonimem przyjemności cielesnej.

Trzeba się zastanowić, czy działalność duszpasterska będzie umiała pozytywnie wpłynąć na serce i na umysł mężczyzn i kobiet z tej niezadowolonej i nieszczęśliwej generacji. Dzisiejsza rodzina chrześcijańska w większości poprzestaje na drugim dziecku. Stawiamy sobie pytanie, czy istnieje jeszcze kultura licznej rodziny.

Czy młodzi wiedzą, że istnieje konkretne przykazanie niepopełniania nieczystych aktów? Czy katecheza i niedzielne kazania podejmują tę problematykę? W jaki sposób?

Ojciec Pio był wielkim, prawdziwym mistrzem na tym polu. Poprzez stanowczość i łagodność umiał zwyciężać wszelki opór. Umiał być przekonujący, oświecający, pociągający, a jego penitenci naśladowali go aż do heroizmu.

Pomijając szczególne charyzmaty, metoda ojca Pio może być w zasięgu każdego kapłana. Trzeba się odnieść do podstawowego pojęcia dla rodziny: mężczyzna i kobieta jako jedno ciało, realizujący nakaz "bądźcie płodni i rozmnażajcie się".

Życie ojca Pio upływa na zaangażowaniu w odkupienie zdegenerowanej rodziny, na przywracaniu jej godności, na stałym wysiłku odnawiania rodzin pozbawionych autentycznych wartości. Ojciec Pio przypominał małżeństwu o korzeniach, odnawiał boską moc sakramentu, nadawał chrześcijański sens życiu małżonków. Jego styl spowiadania jawił się jako dramatyczny i wstrząsający, ale również słodki, miły i dodający otuchy, w zależności od sytuacji, z jakimi miał do czynienia. Krótko mówiąc, jego duszpasterstwo opierało się na istotnych składnikach małżeństwa: jedności, płodności, świętości.

Jan Paweł II od początku swojego pontyfikatu zaangażował się w sposób szczególny w przywracanie godności rodziny i wychowywanie dzisiejszej młodzieży do uznania autentycznych wartości małżeństwa.

Ojciec Pio piętnował grzechy przeciwko szóstemu i dziewiątemu przykazaniu. Profesor L., który spędził swe życie u boku ojca Pio i śledził jego nauki, przytacza niektóre jego wyrażenia:

Grzechy przeciwko małżeństwu są tymi, które Bóg najtrudniej przebacza. Wiesz, dlaczego? Ponieważ Pan mógłby ciągle stwarzać mężczyzn i kobiety, tak jak Adama i Ewę. Wyrzekł się tego przywileju dając nakaz mężczyźnie i kobiecie bycia płodnymi i rozmnażania się.

Ale tak jak postąpił Lucyfer, podobnie uczynili mężczyzna i kobieta, krzycząc swoje non serviam, nie chcemy Ci służyć, uniemożliwiając w ten sposób Boży plan stworzenia dusz. Konkretnie mówiąc, instytucja rodziny ujawnia stwórczą moc Boga: Bóg stwarza i przekazuje życie poprzez małżonków, ale to On pozostaje zawsze głównym sprawcą, poprzez sakrament przeżywany w optyce chrześcijańskiej.

Rodzina według ojca Pio.

Ojciec Pio w sprawach małżeństwa kierował się nauczaniem papieży: Piusa XI, Piusa XII i Pawła VI. Trzymał się zawsze linii moralności wytyczonej przez Pawła VI w Humanae vitae. Dziś nauka ta została potwierdzona przez Jana Pawła II w Familiaris consortio, w Katechizmie Kościoła Katolickiego oraz w encyklikach Veritatis splendor i Evangelium vitae.

Znany jest jego osobisty list (12 września 1968) wysłany do Pawła VI, aby pogratulować mu encykliki Humanae vitae, aby go poprzeć, jakby chciał przyłożyć swoją pieczęć. Często w konfesjonale cytował małżonkom encykliki i przemówienia Piusa XII, z którym czuł się szczególnie związany.

Pisze na ten temat profesor F. L., jego wieloletni penitent:

Ponieważ ten Papież przedstawił pojęcia odpowiedzialnego ojcostwa i okresowej wstrzemięźliwości, wielu pamięta, jakie zainteresowanie, nie pozbawione obaw, rozbudziła ta postawa w opinii publicznej i wewnątrz samego Kościoła. Kiedy pragnąłem poznać stanowisko ojca Pio, pewnego wieczoru on sam podjął ten temat, podchodząc do niego ze szczególnego punktu widzenia.

"Dostrzegam - powiedział - pewne niebezpieczeństwo w praktycznym stosowaniu, jeśli chodzi o kobietę, która w zgodzie z mężem ustali okres wstrzemięźliwości, a później może czuć się niedysponowana, nie odczuwać pragnienia w dniach wolnych, natomiast może być na odwrót w dniach zakazanych. A ponieważ kobieta zazwyczaj ma większy umiar i wstydliwość niż mężczyzna, może mieć trudności w ujawnieniu tego swojego stanu i odczuwać pokusę niewstrzemięźliwości".

Odnośnie regulacji narodzin poprzez naturalną metodę - opowiada znowu nasz profesor - ojciec Pio tak się wypowiada: "Okresowa wstrzemięźliwość jest do zaakceptowania jako środek regulacji narodzin, o ile poza zgodą pomiędzy mężem i żoną istnieje poważna racja, konkretny powód jej stosowania. Jeśli prawdą jest, że non Bunt facienda mala ut veniant bona (nie można posługiwać się złem dla osiągnięcia dobra), nie można również używać tej metody wyłącznie z racji wygody i egoizmu".

Ojciec Pio postrzegał małżeństwo jako sakrament dla uświęcania małżonków. Jego formuła była następująca: "Kiedy zawarłeś małżeństwo, Bóg zadecydował, ile dzieci ma ci dać". "Jego rodzina" była tą rodziną liczną, rodziną błogosławioną z Biblii. Odrzucenie współpracy z Bogiem nie jest czynem chrześcijańskim.

Małżonkowie, którzy powierzyli się jego kierownictwu, przeżywali sakrament z wiarą i zadowoleniem. Ojciec Pio dał Kościołowi szereg licznych rodzin, dokładnie wtedy, gdy rodzina wchodziła w swój największy kryzys, z ujemnym przyrostem, a później z rozwodami, wolną miłością, współżyciem bez ślubu, małżeństwami cywilnymi i rozwodami, które on uznawał za "zniszczone dzieło Boga". W istocie Bóg stwarza życie poprzez małżonków, którzy rozwodząc się niszczą ustalony dla nich plan stworzenia. "Rozwód jest prostą drogą do piekła".

Świadectwa.

Duszpasterstwo ojca Pio odnośnie do życia rodzinnego znajduje szeroką gamę świadectw, które często przekazywane były do druku lub do archiwizacji w Centrum Dzieł Ojca Pio lub w klasztorze ojców kapucynów.

Tak pisze pewien mieszkaniec Rzymu:

W tamtych czasach (1927) mój dom był piekłem. Straciłem córeczkę, moja żona cierpiała na odmę opłucnową, z niepewnym rokowaniem. Za pośrednictwem Francesco Morcaldiego, burmistrza San Giovanni Rotondo, spotkałem się z ojcem Pio i powiedziałem: "Przyszedłem do ojca, ponieważ moja żona jest chora i nie wiadomo, czy wyzdrowieje. Nie możemy już więcej mieć dzieci, lekarze absolutnie nam tego zabronili".

On uśmiechnął się do mnie i powiedział: "Synu mój, z pomocą Bożą wszystko można otrzymać". Dał mi różaniec i pożegnał mnie. Idąc w kierunku miasteczka postanowiłem: Nie będę już nigdy bluźnić.

Moja żona prawie natychmiast zaszła w ciążę i 11 maja 1928 roku urodził się syn. O jej chorobie nie było już mowy: Z pomocą Boga wszystko można otrzymać".

Inne świadectwo odnosi się do lat pięćdziesiątych, kiedy nasilały się dyskusje na temat "pigułki antykoncepcyjnej i regulacji narodzin".

Maria Ravagnani Malaguti opowiada: Jako mężatka uważałam, że jestem dobrze przygotowana w sumieniu do obowiązków małżeństwa chrześcijańskiego. W 1951 roku przyszła pierwsza dziewczynka przy bardzo trudnym porodzie, ale wszystko się dobrze skończyło. W 1953 roku urodziła się druga córka, ale z blokadą nerek i komplikacjami, stąd lekarz nakazał: "Żadnych dzieci więcej, ponieważ trzecie dziecko może kosztować panią życie". Przyjechaliśmy z mężem do San Giovanni Rotondo, do ojca Pio, który przechodząc obok położył mi rękę na głowie. "Ojcze - mówię mu - ojcze, mam dwie córki, lekarze mówią, że jeśli będę miała trzecie dziecko, umrę. Ja nie chcę grzeszyć, ale nie chcę też umrzeć".

Ojciec Pio odpowiedział: "Przyjmijcie wszystkie dzieci, jakimi Bóg was obdarzy". Opowiadanie kończy się informacją, że dzieci było pięcioro.

W 1947 roku do Emanuela Bufradeci, sześćdziesięciolatka, wyznającego, że po trzecim dziecku unikał dobrowolnie dalszych, ojciec Pio powiedział: "Gdyby twój ojciec postąpił tak samo jak ty, nie byłoby cię na świecie, ponieważ jesteś dziesiątym dzieckiem". Widział go po raz pierwszy.

Pan Carlo Z. spotkał ojca Pio już w młodości. Kiedy zakochał się w pewnej dziewczynie, przy spowiedzi tak wyznawał ojcu Pio: "Ojcze, mam dziewczynę... ale nie chodzi zbyt często do kościoła". Usłyszał w odpowiedzi: "Zostaw ją!" "Ojcze, ja ją kocham". "Zostaw ją! Dla twojego dobra". "Ale ojcze, czy ojciec wie, co to znaczy kochać kogoś?" "Synu, za miłość płaci się miłością. Nie jest złem kochanie kogoś, co więcej, Jezus nas tego uczy. Znajdź sobie jakąś świętą, są jeszcze takie". "Jeśli ty mi ją przyślesz, ojcze". Wrócił do domu i postanowił, że posłucha ojca Pio. Po pewnym czasie poznał dziewczynę naprawdę praktykującą.

Po kilku latach ojciec Pio zgodził się na małżeństwo Carla Z. z tą dziewczyną i udzielił im ślubu. Wszyscy znamy formułę rytu. Celebrans pyta najpierw pana młodego, czy chce wziąć ją za żonę, a później powtarza pytanie do panny młodej. Tu zdarzył się szczególny wypadek. Ojciec zadał pytanie z rytuału, a ona odpowiada: "Tak". Ojciec wstrzymuje ją i mówi: "Musisz odpowiedzieć: tak, chcę". I ponawia pytanie. Ona, zdenerwowana, znowu odpowiada: "Tak". A ojciec jeszcze raz powtarza jej, że musi odpowiedzieć: "Tak, chcę". Nareszcie za trzecim razem Licia odpowiada: "Tak, chcę". Tak pobłogosławiona rodzina liczy 14 dzieci, wszyscy żywi, zdrowi i są dumą Carla i Licii. Dodajmy, że po pierwszym dziecku lekarze oświadczyli Lici, kobiecie słabej i delikatnej, że powinna unikać kolejnej ciąży.

Któż policzy, ilu jest ochrzczonych imieniem Pio właśnie dlatego, że jemu zawdzięczają życie? Ojciec Pio z radością celebrował śluby swoich duchowych dzieci. Oto przykład: "Niech Pan was błogosławi i uczyni lżejszym brzemię rodziny. Bądźcie zawsze dobrzy. Pamiętajcie, że małżeństwo niesie ze sobą ciężkie obowiązki, które tylko łaska Boża może uczynić łatwymi. Bądźcie zawsze godni tej łaski, a Pan niech was zachowa do czwartego pokolenia". Ojciec Pio zachęcał zawsze do dokładnego przestrzegania prawa Bożego. Był stanowczy w odniesieniu do małżonków, którzy grzesząc zaniedbywali obowiązki małżeńskie: jedności, wierności i prokreacji.

Ponadto ojciec Pio wymagał od kapłanów stosowania nauki przez niego wykładanej. Tak pisze ksiądz Domenico Labellarte z Bari, jeden z kapłanów najbliższych ojcu Pio, już od czasów seminarium:

Był to rok 1947. Pewnego dnia odwołał mnie na bok, na taras przylegający do jego celi nr I, i przeczytał mi fragment drugiego czytania z Godziny Czytań w oktawie Bożego Ciała, zaczerpniętego z komentarza świętego Jana Chryzostoma. Oto ten fragment: Sanguis Eius exquiretur ex manibus Borum. A później dodał: "Zrozumiałeś, mój synu? Krwi Jezusa zażąda się z rąk nas, kapłanów, jeśli udzielimy rozgrzeszenia temu, kto nie powinien go otrzymać, w szczególności temu, kto nie dopuszcza do narodzin potomstwa. Uważaj, mój synu!..."

On nie tylko uczył prawa Bożego, ale wynosił do ascezy małżeńskiej, do duchowości życia małżeńskiego, ukierunkowywał na przystępowanie do sakramentów prowadzące do powszechnej świętości, zachęcał do ufnego zawierzenia planowi Boga, do wiernego wypełniania obowiązków rodzinnych: wzajemnych obowiązków małżonków, w odniesieniu do dzieci i do społeczeństwa. Wpajał, że powołanie małżeńskie realizuje się jedynie wtedy, gdy rodzina staje się małym Kościołem.

Ojciec Pio przyjmował w swoje mistyczne życie małżonków, którzy jemu się powierzali razem ze swą rodziną. Wstawiał się za nimi i następowały cudowne zmiany, autentyczne uzdrowienia, zmiany orzeczeń lekarskich odnośnie poczęcia dzieci, w okresie ciąży, przy porodzie. Konkretne interwencje Boga stawały się ewidentne w szczególnych wydarzeniach rodziny, kiedy małżonkowie jako wierni słudzy powierzali się Bogu, zgodnie z planem, jaki postanowił On dla nich w sakramencie małżeństwa.

Przy wzroście rodziny ojciec Pio podkreślał, że w ludzkich sprawach wszystko reguluje Opatrzność Boża, a ponadto, że Bóg jest głównym sprawcą zarówno zdrowia, jak i przychodzenia na świat dzieci. W istocie dzieci należą do Niego. Myślenie o dobrym wychowaniu dzieci jest liturgią przeżywanego sakramentu. Niepokój rodziców o dzieci, o ich prawdziwe dobro, staje się dla nich uświęcającym męczeństwem. Można się zapytać, jakiej metody używał ojciec Pio, by podnosić rodziny na taki poziom życia moralnego i uświęcającego. Były dwa środki: mocna wiara i modlitwa wraz z sakramentami. Najpierw pielęgnował u małżonków modlitwę, różaniec i wrażliwość na Eucharystię, prawie że codzienną, a jednocześnie prowadził ich do powierzenia się Opatrzności i woli Bożej. W ten sposób jeszcze dzisiaj formowane są rodziny, które kierują się duchowością ojca Pio, rodziny idące pod prąd, ale pogodne, z dziećmi zdrowymi pod względem moralnym, wśród których nie brakuje powołań.

Narzeczeni.

Ojciec Pio, tak jak opiekował się małżonkami i pomagał im rozwiązywać ich problemy, podobnie postępował z narzeczonymi. Żył ich problemami.

Pewien około 25-letni młodzieniec, pochodzący z Rovigo, osierocony przez ojca, a którego matka została cudownie uzdrowiona przez ojca Pio, postanowił się ożenić. Gdy porozmawiał o tym z matką, poradziła mu spotkać się najpierw z ojcem Pio i poradzić się co do wybranej dziewczyny. Udał się zatem do ojca Pio, wyspowiadał się, pokazał zdjęcie dziewczyny i usłyszał: "To nie jest dziewczyna dla ciebie". Była to odpowiedź gorzka do przełknięcia. Z trudem zostawił dziewczynę. Później znów rozmawiał z matką o drugiej dziewczynie, "poznanej w kościele", należącej do organizacji katolickiej. Matka przekonała go po raz kolejny, aby zwrócił się do ojca Pio. Najpierw się opierał, ale później poszedł, a ojciec Pio powtórzył to samo co przedtem. Młodzieniec był wzburzony: "A więc, ojcze, jeśli mam być zakonnikiem, proszę mi to powiedzieć od razu". "Nie, stworzysz sobie własną rodzinę".

Co zdarzyło się potem? Pierwsza narzeczona umarła w dwa lata później. Druga wyszła za mąż, ale jej rodzina się rozpadła. On z trzecią dziewczyną stworzył rodzinę cieszącą się powodzeniem, pracą i narodzinami dzieci. Czasami ojciec Pio wyjawiał narzeczonym to, co jego duchowe oko widziało w Bogu, albo ograniczał się do dawania im wskazówek. Zawsze próbował uświadomić im ich powołanie do rodziny, podczas gdy dzisiaj zazwyczaj kładzie się nacisk bardziej na miłość ludzką.

Złotą regułą było, żeby oboje:

a) żyli życiem chrześcijańskim, wierzyli i praktykowali;

b) aby on miał zagwarantowaną pracę, a ona żeby kochała dom;

c) aby byli zdrowi;

d) żeby się sobie podobali i żeby naprawdę kochali się wzajemnie.

Ojciec Pio pomagał, kierował, uzdrawiał, ukierunkowywał na dobro, niezmordowanie, budząc zaufanie, a jednocześnie broniąc i przedstawiając boskie prawo w całej jego pełni.

Na koniec trzeba przypomnieć, że właśnie z powodu swej wytrwałej obrony boskiego prawa przed zdeprawowanymi i przed deprawującymi ojciec Pio przeżył to, co historycy nazywają pierwszym prześladowaniem (1922-1933). Nigdy nie pozwalał on penitentowi na kompromis z tym, co jest wewnętrznie złe.

Siódme i dziesiąte: nie kradnij i nie pożądaj żadnej rzeczy bliźniego swego

.

Pewien fakt może dać nam wyobrażenie tego, jak ojciec Pio traktował przypadki przekraczania siódmego przykazania. Pewien sklepikarz z Cava di Tirreni spowiadał się, a ojciec Pio zapytał go, ile zarabia na sprzedaży. Penitent nie odpowiadając wprost powiedział: "Ale daję jałmużnę!" Na to ojciec Pio: "Z pieniędzy innych ludzi! Złodzieju! Wynoś się!" Ten był tak poruszony, że porzucił zawód.

Pewien mieszkaniec Palermo, działacz związkowy, czując się niezręcznie w związku z zagrożeniami moralnymi, jakie napotykał w swojej działalności, poradził się ojca Pio, a ten nakazał mu zmienić zajęcie, ponieważ "polityka uczy kraść!"

On już w latach sześćdziesiątych przewidział i cierpiał z powodu aktualnych sytuacji naszego pokolenia. Mówił o nich w gorących słowach. Twierdził, że nasza epoka charakteryzuje się "zamieszaniem w ideach i władzą złodziei".

Nie mów fałszywego świadectwa

Ojciec Pio miał szczególny wstręt do grzechów przeciwko ósmemu przykazaniu, od najprostszego szeptanego kłamstwa do fałszywego świadectwa i oszczerstwa. Tępił więc kłamstwo.

Pewien adwokat mediolański przyszedł do konfesjonału i wyznał, że opuszczał Mszę świętą w niedzielę. Ojciec Pio zapytał, ile razy. Rzucił jakąś przypadkową liczbę, a ojciec Pio na to: "Kłamco! Idź sobie!"

Pewna dziewczyna, która aktualnie jest w klasztorze, opiekowała się dziećmi. Matka dzieci nie chciała, aby dawała im cukierki. Ona natomiast czasami je dawała, odpowiadając matce, która ją oto pytała, że tego nie robi. Przyszła do konfesjonału i przedstawiła swoje winy, ale nie powiedziała nic o kłamstwach. Ojciec Pio zapytał: "Pamiętasz coś jeszcze?" "Nie, ojcze!" "A cukierki?"

Ojciec Pio mówił, że "jeśli nawet kłamstwo nie przynosi szkody innym, przynosi szkodę duszy, ponieważ jest przeciwne prawdzie, a Bóg jest prawdą".

Aby usprawnić zapisy, przełożeni ustalili, że spowiedzi tego samego penitenta u ojca Pio mają odbywać się z co najmniej tygodniową przerwą. Pewien mężczyzna z Padwy udał się do ojca Pio, aby mu powierzyć swoją chorą córkę. Ponieważ spowiadał się zaledwie kilka dni temu, dokładnie przed czterema dniami, poproszono go, aby zaczekał kilka dni. Jednak nie udało się go przekonać. Zaniepokojony problemem z córką, podszedł do konfesjonału, ale odszedł od niego "zbity". Opowiadał później płacząc, że gdy podszedł, usłyszał pytanie: "Kiedy ostatni raz się spowiadałeś?" A on odpowiedział: "Osiem dni temu, ojcze". Na to ojciec Pio: "Jakie osiem dni, kłamco, minęły dopiero cztery dni; kłamałeś przez całe swoje życie, myślisz, że kłamstwami oszukasz również niebo? Idź sobie!" Był on pośrednikiem handlowym, zatem kłamstwo było u niego na porządku dziennym. Wszystko jednak skończyło się dobrze, córka chora na anoreksję wyzdrowiała, on stał się wiernym i praktykującym chrześcijaninem: codziennie uczestniczył we Mszy świętej i odmawiał różaniec każdego dnia.

Pewnego wieczoru wśród grupki mężczyzn wchodzących po schodach klasztornych był sędzia, który niejednokrotnie naciągał wyroki. Ojciec Pio szturchnął go łokciem, tak że ten potknął się i znalazł na podeście w połowie schodów, a potem powiedział do niego szorstko: "Teraz zaskarż ojca Pio, ty, który sprzedajesz wyroki". Zaskarżyć ojca Pio!... Była to terapia wstrząsowa, która doprowadziła do cudownego nawrócenia. Stał się synem duchowym ojca Pio i często go odwiedzał.

Pewna kobieta z Sardynii, zwracająca uwagę wszystkich ze względu na charakterystyczny strój ludowy, który zazwyczaj nosiła, opowiada o swojej interesującej spowiedzi. Aby być blisko ojca Pio, przyjęła pracę u rodziny pewnego profesora z Domu Ulgi w Cierpieniu, a to pozwalało jej na uczestniczenie codziennie we Mszy świętej ojca Pio i na spowiedź kilka razy w miesiącu. Wspomina: "Gdy skończyłam wymieniać winy, usłyszałam pytanie ojca Pio: "I dalej..." Ja milczałam, a on powtórzył: "I dalej..." Ja nic nie powiedziałam, ale on mocnym głosem: "A dalej skłamałaś, idź sobie..." Wybuchnęłam płaczem... i musiałam odejść, ale też już nigdy więcej nie było kłamstw!"

Można zapytać, czy zawsze zachowywał się tak wobec tych, którzy spowiadali się z kłamstw. Odpowiedź brzmi: nie. Ojciec Pio był cudownym przewodnikiem przy wchodzeniu na górę Boga, prowadził pobożne dusze do szacunku dla prawdy, dokładnie tak jak Jezus, który powiedział: "Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi" (Mt 5, 37).

Nie pożądaj żony bliźniego swego

Cudzołóstwo myśli. Jeśli życie chrześcijańskie nie jest chronione w myśli, jeśli nie broni się go na poziomie intelektualnym, rozkłada się ono i gaśnie. Korzeń grzechu tkwi zawsze w umyśle osoby. Człowiek grzeszy, ponieważ jest istotą myślącą. Jezus uczy: "Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił [...] cudzołóstwa" (Mt 5, 28). Tu zaczyna się rozpad jedności małżeńskiej, który później ogarnia serce oraz ciało i wciąga w spiralę grzechów ciała i seksu. Można zobaczyć, co mówi odnośnie do tego Katechizm Kościota Katolickiego (nry 1853, 2520). Penitenta, który spowiadał się z myśli przeciwko dziewiątemu przykazaniu, pytał: "Odrzuciłeś je, spełniłeś je?" Kiedy odpowiedź była negatywna i to się powtarzało, z zaniedbaniem użycia środków, ojciec Pio był nieubłagany: odsyłał. Wobec tych, którzy próbowali się bronić, uzasadniał swoje postępowanie słowami: "Piekło narodziło się z jednego tylko grzechu myśli".

Dla ojca Pio telewizja była "diabłem w domu".

Równie surowy był wobec nieskromnej mody. Jako prorok widział daleko, dlatego walczył twardo przeciwko modzie, która właśnie w latach sześćdziesiątych zapoczątkowała proces, który zniszczył wszelką etykę.

Pewnej kobiecie spowiadającej się w bluzce z krótkimi do łokci rękawami powiedział: "Widzisz, ja bym ci uciął rękę, cierpiałabyś mniej, niż będziesz cierpieć w czyśćcu".

Ojciec Pio nie bał się pustego kościoła. W początkach lat sześćdziesiątych, w czasie swej kampanii przeciwko rozwijającej się nieprzyzwoitej modzie, pośród ogólnej obojętności, na rok przed pojawieniem się minispódniczki, ojciec Pio zaczął wymagać od kobiet, by nosiły spódnice długie, do łydek. Metodę tę stosował również do małych dziewczynek. Takie zachowanie wydawało się dziwne, ale rok później nadeszło wyjaśnienie: pojawiła się minispódniczka.

W tamtym czasie zdarzało się, że przed wejściem do kościoła penitentka obciągała niżej spódnicę. Ale ojciec Pio nie uznawał faryzeizmu, dlatego biedaczka słyszała, że kościół to nie teatr, albo: "Wynoś się, komediantko".

W 1964 roku gwardian zorganizował mu spotkanie w sali świętego Franciszka z księżniczką z pewnej królewskiej rodziny pozbawionej władzy, obecnie przebywającej w Grecji. Oczywiście przyszła ona w długiej spódnicy, ale ojciec Pio wykręcił się od spotkania. Gwardianowi, który się żalił, odpowiedział, że tylko na tę okazję księżniczka ubrała długą spódnicę.

Jego zachowanie wzbudzało żal nie tylko u penitentek, które później jednak go rozumiały, ale również u innych. Pewnego dnia ojciec kapucyn P. M., który mu towarzyszył, powiedział do ojca Pio: "Ale ojcze, jeśli dalej tak będziesz robić, kościół opustoszeje".

Odpowiedź brzmiała: "Lepiej, by kościół był pusty niż sprofanowany".

A innym razem: "Lepszy kościół pusty niż pełen diabłów".

Czy nie jest to reguła wskazana przez samego Jezusa, kiedy wyrzucał profanatorów ze świątyni jerozolimskiej?

Ojciec Pio dał dowód na to, że na koniec zwycięża autentyczność moralności.

[z Tajemnica Ojca Pio, A.Negrisoli;N.C; S.M., Tajemnica Ojca Pio]