CZYTELNIA
 

Lincz w majestacie prawa

(wywiad ukazał się 18 lutego 2006)

Dodano: 6.03.2007 r.   20:30


Rozmowa z dr. Peterem Rainą, historykiem, autorem wielu książek o najnowszej historii Polski, w tym wielotomowej biografii Prymasa Stefana Wyszyńskiego, a także wydanej ostatnio "Anatomii linczu" o sprawie ojca Konrada Hejmy

Jako jeden z pierwszych, tuż po skandalicznym postępku prof. Leona Kieresa, wystąpił Pan w obronie o. Konrada Hejmy, pomówionego przez prezesa IPN o współpracę z SB i wywiadem PRL. PóĽniej otrzymał Pan możliwość zapoznania się z esbeckimi materiałami na temat ojca Konrada - znaczna ich część właśnie ukazała się drukiem w książce "Anatomia linczu. Sprawa Ojca Konrada Hejmo". Jaki obraz wyłania się z lektury tych materiałów?

- Sposób, w jaki zapoznałem się z teczkami SB ojca Konrada, dokładnie opisałem w mojej książce. Dostarczono mi w IPN trzy tomy dokumentów, które uważnie przeczytałem. Są to raporty napisane przez pracowników SB zarówno o ojcu Hejmie, jak i o rozmowach z nim. W tych dokumentach nie znalazłem nawet jednego raportu podpisanego przez ojca Konrada ani też żadnego jego zobowiązania do współpracy. Czy istnieją jakieś inne, dodatkowe raporty - nie wiem. Skandalem byłoby, gdyby istniały, a IPN ich nie ujawniał! Z udostępnionych przez IPN materiałów (nie tylko mnie, ojciec Jacek Salij także otrzymał je do wglądu) wynika, że w latach 70. ojciec Konrad, jako osoba pełniąca funkcję sekretarza redakcji "W drodze", rozmawiał z państwowymi urzędnikami mającymi decydujący wpływ na wydawanie i rozpowszechnianie tego dominikańskiego miesięcznika. Urzędnicy ci ściśle współpracowali z SB. Sprawa ta była znana w Kościele. Więc samo prowadzenie rozmów z ludĽmi z SB nie oznaczało, że ojciec Konrad był "tajnym" lub "świadomym" współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Właśnie taki obraz wyłania się z lektury tych raportów.

Co przemawia za tym, że ojciec Hejmo nie podjął współpracy z SB?

- Na ile znam ojca Konrada, jest on kapłanem całkowicie oddanym Kościołowi. Znał system totalitarny i metody działania jego organów. Manipulacje esbeków nie były mu obce, ale kontaktów z nimi sam nie szukał. Charakter jego pracy wymagał, aby spotykał się z wieloma różnymi ludĽmi. Nie bał się nigdy spotykać z nikim; nie wahał się otwarcie i odważnie wyrażać swoich poglądów. Taka osoba nie podejmuje współpracy z SB. Aczkolwiek zarówno z racji pełnionych funkcji, jak i cech charakteru - właśnie otwartości i spontaniczności w kontaktach - ojciec Konrad był niewątpliwie obiektem usilnych zabiegów pracowników resortu.

Z tych dokumentów jasno dla mnie wynika, iż ojciec Konrad nie miał świadomości, że został zarejestrowany przez SB jako TW "Dominik". "Należy uznać go za tajnego współpracownika" - czytamy w notatce z 9 listopada 1978 roku. Esbek pisze: "Należy uznać", ujawnia więc, że jego decyzja jest zaoczna, bez wiedzy, świadomości, zaangażowania ojca Hejmy, wobec którego nie zastosowano żadnej procedury werbunku w postaci zobowiązania do współpracy. Potwierdza to notatka z 1 grudnia 1983 roku, w której funkcjonariusz MSW przyznaje, że "współpraca z Dep. IV MSW nie miała charakteru formalnego, jedynie odbywała się sporadycznie (potwierdza to stenogram rozmowy 'Lakara' z 'Hejnałem'. Ponadto nie zaproponowanie mu w sposób jawny współpracy z SB przez Dep. IV MSW, co powoduje, że nie postępuje on zgodnie z przyjętymi zasadami konspiracji i współpracy z wywiadem czy kontrwywiadem. Ujawnił m.in. 'Lakarowi' fakt spotkania z oficerami SB". A więc sami esbecy potwierdzają, że ojciec Konrad był nieświadomy roli, jaką mu przypisano. Czy zgodzi się Pan z tym?

- Jak najbardziej, zgadzam się z Pani interpretacją. Po przeczytaniu udostępnionych mi dokumentów doszedłem do wniosku, że ojciec Konrad nigdy nie był "współpracownikiem" SB. Do tego samego przekonania doszedł także wybitny teolog polski, ojciec Jacek Salij, który niezależnie ode mnie przeczytał te same raporty. Nie wiedział on ani o mojej pracy, ani o moich wnioskach. Właśnie dlatego też zeskanowałem większą część kserokopii raportów, żeby czytelnik sam się przekonał o prawdziwości dokumentów. Pozwoli Pani Redaktor, że wyjaśnię zwrot: "większą część". Trzy tomy udostępnionych mi przez IPN dokumentów zawierają drukowane przypisy, uchwały, odbitki artykułów oraz powtórki raportów. Do zeskanowania wybrałem te raporty, które najbardziej i bezpośrednio dotyczyły ojca Konrada. Wnikliwie badałem wszystkie sprawozdania, a jeżeli coś przeoczyłem, to naprawdę niecelowo.

Czy znalazł Pan w tych dokumentach choćby ślad donosów na Karola Wojtyłę?

- Nie. Gdyby naprawdę był choćby ślad donosów na Papieża, to tego bym z pewnością nie przeoczył. Dlatego bardzo mocno zirytowało mnie postępowanie Leona Kieresa, który tak nieodpowiedzialnie dezinformował społeczeństwo. Ojciec Hejmo na nikogo nie donosił. Wyrażał poglądy o swoim otoczeniu. Trzeba używać określeń w ich właściwym znaczeniu - w tym wypadku trzeba zastanowić się nad etymologią wyrazu "donosiciel". Donosiciel to denuncjator. Pragnąłbym także dodać, że kilka miesięcy temu nakładem paryskiej "Kultury" ukazał się 153. numer "Zeszytów Historycznych", a w nim opracowanie dokumentów byłej SB dotyczących Zbigniewa Herberta. Każdemu, kto bezrefleksyjnie wyrokuje o współpracy o. Konrada z komunistycznym MSW, polecam tę lekturę i porównanie obu zgromadzonych materiałów.

W Pana książce poznajemy nazwisko "Lakara", czyli Andrzeja Madejczyka - agenta SB, wobec o. Hejmy i wielu innych kapłanów polskich w Rzymie kamuflującego się jako bliski współpracownik niemieckiego Episkopatu. Jego dane personalne autorzy opracowania IPN o "sprawie o. Konrada Hejmy" pozostawili nierozszyfrowane, co było wyjątkowo nieuczciwe wobec bezceremonialnego ujawnienia personaliów o. Konrada. Czy zetknął się Pan z Madejczykiem? Jaką pełnił rolę w Rzymie i w polskim środowisku?

- Andrzej Madejczyk był wytrawnym podwójnym agentem. Służył esbekom i wszystko wskazuje na to, że pracował również dla wywiadu zachodnioniemieckiego, BND. Kłamał w środowisku Polonii rzymskiej, że współpracuje z niemieckim Episkopatem. Badania w archiwach kościelnych w Kolonii, gdzie Madejczyk mieszkał, wykazały, że z Kościołem niemieckim nic wspólnego nie miał. W mojej książce opublikowałem list Madejczyka z lat 70. do pewnego duchownego polskiego, w którym nadawca powtarza kłamstwo o współpracy z Kościołem niemieckim. Osobiście nie zetknąłem się z Madejczykiem, ale wyjaśniłem w mojej książce, jak łatwo mu było poruszać się wśród rzymskiej Polonii i jak poznał ojca Konrada. Jako podwójny agent dobrze wykorzystał swoją rolę. Jego dwie córki mogły za darmo kształcić się w państwowych szkołach muzycznych w Polsce. Jako agent BND często odwiedzał Rzym razem z rodziną. Mieszkał w luksusowych hotelach. Przybywał z całą rodziną do ojca Konrada. BND na pewno wiedział o współpracy Madejczyka z SB, a i SB musiała wiedzieć o związkach Madejczyka z BND. Obie agentury były zadowolone, skoro Madejczyk dostarczył im informacji o lobby polskim w Rzymie. Jest dla mnie zagadką, dlaczego IPN nie ujawnia wywiadowczej działalności Madejczyka!

Osoby bywające w latach 80. w Rzymie przyznają, iż tamtejsi Polacy mieli świadomość, że Madejczyk jest współpracownikiem BND. Czy ojciec Konrad też wiedział, z kim rozmawia? Jaki charakter miały jego kontakty z Madejczykiem?

- Ojciec Konrad sam już o tym opowiadał, temat ten wyjaśniłem też w mojej książce. Ale powiem krótko, jak wyglądała sytuacja w Rzymie w latach 80. Madejczyk zawarł znajomość z ks. Franciszkiem Mączyńskim, rektorem Papieskiego Instytutu Polskiego w Rzymie. Ksiądz Mączyński przedstawił go ks. Bogusławowi Lewandowskiemu, kierownikowi Biura Prasowego Sekretariatu Episkopatu Polski w Rzymie, ponieważ Madejczyk zbierał (tak poinformował ks. Mączyńskiego) materiał o Kościele polskim dla niemieckiego Episkopatu. Z kolei ks. Lewandowski przedstawił Madejczyka ojcu Hejmie, który tym materiałem w Biurze Prasowym dysponował. Więc ojciec Hejmo był przekonany, że Madejczyk rzeczywiście zbiera materiał dla Niemców. To prawda, że wśród Polonii rzymskiej krążyła plotka, iż Madejczyk to agent BND. Ale nikt się tą plotką zbytnio nie przejmował. Od czasu wyboru Papieża Jana Pawła II Polonia rzymska stała się obiektem zainteresowania różnych wywiadów świata, szczególnie SB, BND, CIA.

Jak w świetle dokumentów przedstawia się sprawa wynagradzania ojca Hejmy przez MSW? Jego oskarżyciele jako dowód współpracy wskazywali to, że był wynagradzany za wykonywane "zadania".

- Sprawę "wynagradzania" ojca Hejmy dokładnie analizuje ojciec Jacek Salij w swoim opracowaniu, które zamieściłem w mojej książce. Do swojej dokumentacji dołączyłem dwa pokwitowania podpisane przez ojca Konrada, potwierdzające odbiór marek niemieckich. W Biurze Prasowym trzeba było płacić za kopiowanie zamówionych materiałów. Madejczyk jako "Niemiec" płacił w markach niemieckich. Ojciec Hejmo nie musiał wiedzieć, z jakiego Ľródła pochodzą pieniądze Madejczyka.

Osaczając w latach 70. ojca Hejmę, funkcjonariusze MSW dokonywali potajemnie, bez jego wiedzy, nagrań rozmów prowadzonych z zakonnikiem. To oczywiste - padł ofiarą bezwzględnych metod bezpieki stosowanych w walce z Kościołem. Czy nie zastanowił Pana fakt, że w czasie pobytu w Rzymie ojciec Konrad, spotykając się z "Lakarem" - w ramach swoich obowiązków służbowych w Delegaturze Biura Prasowego Episkopatu Polski - zgadzał się na nagrania swoich rozmów? O czym to świadczy?

- Trzeba rozumieć, że na Zachodzie jest rzeczą normalną, że ktoś chce nagrywać prowadzoną rozmowę i prosi o zgodę. Zdarza się to na spotkaniach prywatnych, na zebraniach czy na seminariach uczelnianych. Ale jeżeli to, co zostało nagrane, ma być opublikowane, nagrywający musi prosić nagrywanego o pozwolenie. Ojciec Hejmo nie wiedział, że Madejczyk jest agentem wywiadu. "Lakar" dawał do zrozumienia, że nagrywa dla własnego użytku lub po to, by nic nie pokręcić, gdy będzie relacjonował rozmowę przedstawicielom niemieckiego Kościoła. Ojciec Hejmo nie miał zastrzeżeń.

Czy informacje zawarte w raportach esbeków, a przekazane - jak wszystko na to wskazuje - w dobrej wierze przez ojca Konrada, mogły komuś zaszkodzić?

- Esbecy zbierali każdą plotkę, każdy dowcip, a ojciec Hejmo lubił i lubi mówić.

Trzeba jednak zaznaczyć, że ojciec Konrad nie należał do żadnego oficjalnego komitetu - ani do komisji polsko-watykańskiej, ani do komisji państwowo-kościelnej w kraju, a tam zapadały najważniejsze decyzje o stosunkach państwo - Kościół. Ojciec Hejmo był zastępcą ks. Lewandowskiego w Biurze Prasowym Sekretariatu Episkopatu Polski w Rzymie, nie miał więc dostępu do żadnych tajnych informacji dotyczących stosunków PRL - Watykan. Dysponował jedynie oficjalnie znanymi informacjami i przekazywaniem ich nie mógł nikomu zaszkodzić.

Ojciec Jacek Salij potwierdza, że ojciec Konrad za wiedzą współbraci spotykał się w latach 70. z esbekami w sprawach miesięcznika "W drodze", gdzie pełnił funkcję sekretarza redakcji. PóĽniej zdawał relację z tych kontaktów. Jak w świetle tych materiałów rysuje się Panu rola ojca Hejmy w grze SB?

- Opracowanie ojca Jacka Salija - wchodzi ono w skład mojej książki - całą tę sprawę wyjaśnia. Wydaje mi się, że ojciec Konrad był lojalny wobec redakcji "W drodze" i że postępował rzetelnie w stosunku do swoich współbraci.

Jak w świetle dokumentów ocenia Pan zachowanie prof. Leona Kieresa i "Raport" historyków IPN?

- Leon Kieres zachował się co najmniej nieodpowiedzialnie, a telewizyjne wystąpienie jednego z autorów "Raportu" IPN, Andrzeja Grajewskiego, było wprost prymitywne. Z "Raportem" polemizowałem już obszernie w mojej książce. Chciałbym tu coś innego powiedzieć. Mam wrażenie, że w polskich mediach brakuje kultury merytorycznej dyskusji. Zwróciła na to uwagę już dawno temu Krystyna Czuba. W TVP "dyskusja" na dany temat wygląda tak: pan czy pani redaktor zadaje pytanie: Co Pan (Pani) myśli o tym? Na to zaproszony gość - gdy jego poglądy odpowiadają prowadzącemu - wygłasza dowolnej długości monolog. Ani redaktor prowadzący, ani inny "dyskutant" nie podejmują polemiki z tym, co zostało powiedziane. świadczy to o tym, że ani redaktor, ani dyskutanci najprawdopodobniej nie mają pojęcia o danej kwestii. Więc jaka to polemika? Celem polemiki jest próba zbliżenia się do prawdy przez starcie się różnych poglądów. Oglądając polską telewizję, zwykle odnoszę wrażenie, że to spotkania starych znajomych wybieranych według ustalonych reguł. Nie widzę chęci szukania prawdy, nie widzę dążenia do obiektywizmu. Poza tym jestem zdania, że niektórym historykom brakuje odwagi, by podjąć samokrytykę. Rzetelność historyka (i nie tylko) polega na tym, że rewiduje on swoje poprzednie tezy, jeżeli ujawnienie nowych dowodów wykazuje ich błędność. W stosunku do ojca Konrada Jan Żaryn powtarza bez końca swoje oskarżenie o współpracę z SB. I nikt nie ma odwagi stawić mu czoła. Dlaczego redaktorzy TVP czy innych polskich stacji telewizyjnych, tak ochoczo relacjonujących lincz ojca Hejmy, nie zaproszą ojca Jacka Salija, który zapoznał się z raportami SB? Dlaczego nie umożliwią jego dyskusji z Janem Żarynem? Jako dodatek do mojej oceny zachowania historyków z IPN: zamiast rzeczowej, profesjonalnej dyskusji historyków i znawców zagadnienia, co - jak już wspomniałem - zaowocowałoby poznaniem prawdy, mamy plotki, przecieki, a ostatnio nawet próby zastraszenia wydawcy mojej książki. Jak dowiedziałem się niedawno, IPN rozważa podjęcie kroków prawnych wobec mojego wydawcy. Powodem ma być wykorzystanie logo Instytutu na okładce książki. Wyjaśniam więc, że logo to zostało wykorzystane świadomie i symbolizuje napiętnowanie i lincz, jakiego urząd państwowy - Instytut Pamięci Narodowej - dopuścił się na obywatelu III Rzeczypospolitej Polskiej.

Komu i czemu miała służyć rozpoczęta zaraz po śmierci Ojca świętego nagonka na Kościół, której ofiarą padł o. Hejmo?

- Nagonka na Kościół zaraz po śmierci Ojca świętego była celowa. Zjednoczyły się wszystkie siły antykościelne razem z tymi, którzy stale (a może koniunkturalnie) pozują na przyjaciół Kościoła. Paradoksalnie Kościół w Polsce nie ma dziś liczących się i zorganizowanych wrogów, ale gdy czytam pisane "z troską" artykuły prasowe tzw. publicystów katolickich, odnoszę wrażenie, że gdzieś je już widziałem, by nie powiedzieć wprost, że zawarte w nich myśli znane mi są z raportów pracowników Urzędu ds. Wyznań, pisanych w latach 60., 70. czy 80.

Nie chciałbym natomiast rozwijać tematu, który Pani pytanie wywołuje. Jestem historykiem i dokumentalistą. Mogę więc mówić o faktach, nie zaś o plotkach, choć i te są mi znane. Zapewniam Panią, że gdybym znał materiały historyczne, które pozwoliłyby uzyskać rzetelną odpowiedĽ na postawione pytanie, to bym je ujawnił i udzielił precyzyjnej odpowiedzi. Myślę, że czas pokaże, po co to zrobiono.

W ostatnim czasie wzmogły się naciski na Kościół, by przeprowadził lustrację wśród księży. Jakie jest Pana zdanie w tej sprawie?

- Kościół katolicki jest instytucją samodzielną, niepodlegającą władzy państwowej. Ma własny kodeks postępowania. Jeżeli Kościół będzie uważał za stosowne bądĽ dojdzie do wniosku, że wskazane jest sprawdzenie księży, to może też sięgnąć po instrument lustracji i zwrócić się do IPN. Ale cesarz nie ma nic do szukania w Kościele. Leon Kieres, były prezes IPN, nie miał prawa publicznie zdyskredytować ojca Hejmę, na co zwrócił uwagę Rzecznik Praw Obywatelskich.

Dziękuję za rozmowę.

Małgorzata Rutkowska

zobacz też co mówi na ten temat sam o. Konrad Hejmo :

odp. o. Konrada Hejmo