Menu Content/Inhalt
Start arrow Artykuły arrow Głusi w środowisku słyszących
Głusi w środowisku słyszących Poleć znajomemu
Redaktor: ks. Wiesław Kamiński   
17.12.2009.
Spis treści
Głusi w środowisku słyszących
Czym jest audyzm
Pomiędzy dwoma światmi

Artykuł zamieszczony w książce pt Moje głuche dziecko. Kompendium wiedzy na temat rehabilitacji dziecka głuchego wydanej przez Polski Związek Głuchych.


Ksiądz Wiesław Kamiński - duszpasterz głuchych Archidiecezji Łódzkiej od 14 lat pracuje w duszpasterstwie głuchych, a kontakt ze środowiskiem ma od początku studiów, tj. od  niespełna 20 lat. Uczy religii dzieci i młodzież głuchą w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym nr 4 w Łodzi przy ul. Krzywickiego 20 i Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym nr 1 w Łodzi przy ul. Siedleckiej 7/21. Pracuje w Łódzkim Instytucie Teologicznym, gdzie uczy pedagogiki i katechetyki specjalnej, a także w Wyższym Seminarium Duchownym gdzie kandydatów do kapłaństwa uczy migania i wprowadza w świat ludzi głuchych. Msze św. dla głuchych odprawia w każdą niedzielę w kaplicy św. Krzysztofa w Łodzi przy ul. Sienkiewicza 60. Po mszy św. zaprasza na kawę do przykościelnej kawiarenki. Mieszka w Łodzi przy ul. Sienkiewicza 38, przy kościele Podwyższenia Św. Krzyża. Do kancelarii zaprasza w piątki w godz. 10-11 i 16-18. Jest prezesem Stowarzyszenia Niepełnosprawni-Sprawni, które pomaga w dożywianiu dzieci głuchych i organizuje różne imprezy świąteczne i sportowe, prowadzi Klub Sportowy Arka Św. Krzyż, który organizuje zawody sportowe integracyjne i regularne treningi piłki nożnej halowej i czasami rugby.

 Jak osoby głuche czują się w środowisku słyszących?

Niesłyszące osoby stanowią grupę bardzo specyficzną pod względem komunikacyjnym i tożsamościowym. Na podstawie moich długoletnich kontaktów z głuchymi mogę powiedzieć, że stanowią one odrębną społeczność. Najlepiej czują się wśród osób podobnych sobie. Gdzie osoba niesłysząca ma szukać przyjaciół, jak nie wśród ludzi podobnych sobie? Przyjaciel to przecież osoba, której można powiedzieć, co leży na duszy, to człowiek, który zrozumie, doradzi i przyjdzie z pomocą. Głuchych łączy wspólnota nie tylko zresztą języka, ale postrzegania świata i życiowych doświadczeń. Czasem nam, słyszącym, wydaje się, że jest to gorszy świat, bo świat bez dźwięków, a więc bardzo upośledzony. Co jednak zrobić z tym, że ci upośledzeni kończą studia, osiągają stopnie naukowe i stają się dla „zdrowych” konkurencją na przykład w dziedzinie surdopedagogiki? Niekiedy zaś słyszący, którzy ocierają się o społeczność głuchych, zbytnio ją idealizują, mówiąc „jak oni się wspierają, jak szanują”. To znów przesada. Środowisko niesłyszących nie jest idealne, są tam różnego rodzaju tarcia, a i ludzie mają, jak inni, swoje przywary. Podsumowując, jest to świat taki jak nasz, ludzi słyszących, ani lepszy, ani gorszy.

Moje doświadczenia jako duszpasterza głuchych w Łodzi pokazują, że głusi potrzebują zdefiniowania swojej kościelnej tożsamości. Od wielu już lat staramy się rozwijać duszpasterstwo niesłyszących na zasadzie ośrodków duszpasterskich. Msze święte prowadzone są odpowiednio do potrzeb niesłyszących - w języku migowym lub w systemie językowo-migowym. Staramy się, aby to nie były nieme przedstawienia z udziałem jednego aktora - księdza. Chodzi o zaangażowanie wszystkich tak, aby powstała więź, a potem wspólnota. Głusi mówią: to jest nasz kościół, tu czujemy się jak u siebie, nie chcemy być uczestnikami mszy dla słyszących, bo tam nas obserwują i przyglądają się jako „innym”. Bardzo mi odpowiada, gdy mówią o mnie „nasz głuchy ksiądz”, chociaż ja słyszę. Świadczy to o tym, że jestem członkiem tej wspólnoty, jestem jednym z nich.

Jestem zdecydowanym przeciwnikiem tzw. mszy integracyjnych, to znaczy takich, które prowadzone są w języku narodowym i tłumaczone na system językowo-migowy lub język migowy naturalny. Podam przykład. Gdy odprawiana jest msza dla głuchych, uczestniczy w niej średnio od 150 do 200 osób, czasem nawet więcej. Gdy natomiast z racji swoich obowiązków w „słyszącym kościele” zapraszam moją wspólnotę na msze parafialne tłumaczone, przychodzi około 15–25 osób. To chyba najlepiej świadczy o tym, że głusi najlepiej czują się „u siebie”. Oczywiście nie chodzi o zamykanie na klucz „głuchego” kościoła. Cieszymy się, gdy przychodzą do nas osoby słyszące, które pragną poznawać środowisko głuchych. Zależy nam zwłaszcza na rodzicach słyszących głuchych dzieci. Bardzo często tłumaczę takim rodzicom: jeśli chcecie przekazać dziecku wiarę, uczcie się języka migowego, przychodźcie do naszego kościoła, poświęćcie słuchanie organów na rzecz rozumienia przez wasze dziecko liturgii kościoła. Często rodzice mówią: „chodzimy do najbliższego kościoła”, ale tak naprawdę to często wstydzą się swoich dzieci. W naszym kościele nikt nie musi się wstydzić.

 Jak głusi czują się wśród Głuchych? Skąd pojęcie głuchego i Głuchego?

Jest to zaznaczenie za pomocą pisowni przynależności kulturowej i poczucia tożsamości.

W ostatnich latach wiele niesłyszących osób ma możliwość uzyskania wykształcenia wyższego. Spośród tej społeczności wyłoniła się grupa osób zastanawiających się głębiej nad swoją tożsamością i kulturą. Zadali sobie pytanie: „kim jesteśmy, inwalidami słuchu czy osobami w pełni świadomymi swojej odrębności i praw, tworzącymi swoją odrębną kulturę?” Nie bez znaczenia są tu badania nad narodowym językiem migowym. Dotąd bowiem posługiwano się oficjalnie w każdej szkole, urzędzie i tłumaczeniach telewizyjnych, systemem językowo-migowym. Owszem, mówiono, „głusi migają inaczej”, ale nikt nie chciał wziąć pod uwagę tego, że to miganie może być językiem. Dziś w naszym kraju sytuacja zaczyna się zmieniać, ale pojawiają się nowe kłopoty. W najtrudniejszej sytuacji są osoby pochodzące ze słyszących rodzin. Spotykam ludzi, którzy wychowani byli z kompleksem gorszego dziecka. Często rodzice nie chcieli zaakceptować ich odrębności. Zdarzało się, że nie posyłano głuchych dzieci do szkoły i starano się ukryć je w zaciszu domu. Spotkałem kiedyś w czasie wizyty duszpasterskiej głuchą kobietę w podeszłym wieku, odizolowaną zupełnie od społeczności ludzi niesłyszących. Próbowałem się z nią porozumieć. Okazało się, że nie zna języka migowego ani systemu językowo-migowego, a ponadto jest analfabetką. Jak zatem porozumiewała się z otoczeniem? Za pomocą bardzo prymitywnego systemu znaków wypracowanych w rodzinie. Zaprosiłem ją do kościoła, ale nadal nie potrafiłem się z nią porozumieć. Widziałem, jak cieszyła się, że ktoś zauważył ją i potraktował poważnie, po prostu tak jak człowieka.

Wydawać mogłoby się, że podobne sprawy są już historią i nikt nie traktuje głuchych aż tak źle. Nic bardziej mylnego. Kilka lat temu do szkoły specjalnej dla dzieci niesłyszących uczęszczała głucha dziewczynka. Uczyła się dość dobrze, posługiwała się językiem migowym. Słyszący rodzice postanowili przenieść ją do innej szkoły, bo przecież nie nauczy się mówić. Dziś niestety bardzo słabo mówi i prawie już nie miga.

Do naszej szkoły trafiają dzieci z tak zwanej integracji, polegającej często na tym, że dziecko głuche wrzucone jest do klasy dzieci słyszących i nie otrzymuje żadnego wsparcia ze strony specjalistów. Konsekwencją tego jest to, że jest traktowane przez inne dzieci jako gorsze i głupsze. Nie mówi, więc jest „dziwne”, nie potrafi się bawić z innymi, więc je omijają. Jak się czuje? Niewielu to obchodzi, najważniejsze, że jest z normalnymi dziećmi i może „zarazi” się mową. Nie mam zaufania do takich szkół pseudointegracyjnych i do ich ideologów. Czytałem książkę afirmowaną przez Ministerstwo Edukacji, uzasadniającą, dlaczego lepiej jest, żeby dzieci głuche uczyły się w szkołach masowych. Podczas lektury towarzyszyło mi pytanie: czy autorzy wiedzą o czym piszą? W tym roku do szkoły średniej przyjęto inteligentnego chłopca. Jest dobry z matematyki, ale nie miga i nie mówi. Jak skończył szkołę podstawową i gimnazjum dla dzieci słyszących?

Kolejna sprawa to moda na implanty wewnątrzślimakowe i ich potężna reklama. Sprawa jest bardzo kontrowersyjna. Implant reklamowany jest często jako panaceum na każdy rodzaj głuchoty. Nie chcę tu wchodzić w szczegóły medyczne, ponieważ nie jestem specjalistą w tej dziedzinie. Z moich obserwacji wynika, że nie każdemu implant pomaga. Niezapomniana jest sprawa dziewczynki z Iraku, głuchej córki irackiego żołnierza, którą przywieziono do Polski, implantowano i odesłano do domu. Opinia publiczna była zachwycona - pomogliśmy odzyskać słuch dziewczynce z kraju, w którym toczy się wojna. Ja pytam: czy w takim kraju możliwa jest rehabilitacja po operacji wszczepienia implantu? Czy dziecko to nie zostało wykorzystane jako żywa reklama? Nie umiem odpowiedzieć sobie na te pytania.

Wydaje mi się zatem, że sprawa głuchoty w naszym kraju domaga się zrozumienia społecznego i może właśnie świadomi Głusi mogliby się do tego przyczynić. 



 
« poprzedni artykuł