[17] Zaś [Wojciech] zachowując się wśród braci z bezwzględnym posłuszeństwem i pokorą, jako nieustraszony bojownik zbroił się do walki z pokusami wiodącymi do występków. W troskach swych zawsze uciekał się do pokornej spowiedzi i nie wahał się wyjawiać duchownym mężom tajemnic skołatanego serca66. Z chwilą zaś ustania nawałnicy pokus rozkwitał do nowego żniwa cnót i po zwycięstwie nad występkami jeszcze jaśniej błyszczał niż przedtem. Wzeszedł tedy jako jasna światłość i rósł aż do dnia doskonałego67. Obowiązki, które zlecił mu jego opat, były tego rodzaju, że na plecach nosił braciom wodę do użytku w kuchni, również przy myciu rąk podobne oddawał im usługi. I cieszył się, że w ten sposób może służyć wszystkim braciom. Lecz nie spoczął tymczasem zawistny wróg, chcąc męża Bożego kusić już to w otwartym boju, już to z ukrytej zasadzki. A ponieważ nosił gliniane naczynia, bądź wodą, bądź winem napełnione wspomniany, wróg sprytnie i chytrze obmyślał upadek i sprawiwszy, że stłuczone naczynia rozpryskiwały się na kawałki, wywoływał na twarzy świętego męża silny rumieniec. Gdy to się często powtarzało i on za każdym razem leżąc na ziemi prosił o przebaczenie, wreszcie jako mściciel jego zawstydzenia wejrzał na te sprawki Bóg. Albowiem gdy pewnego dnia chciał zanieść do stołu braci wino, potknąwszy się upadł na naczynie, ono zaś przewróciło się na marmur z wielkim hałasem. Słyszy z dala ojciec klasztoru i wszyscy bracia zakonni wyraźnie, jak upada ten bohater. Nie wiedzieli jednak, że temu upadkowi towarzyszy bardzo pomyślna przeciwność. Tak bowiem znaleziono naczynie nienaruszone i nie uszczuploną ilość wina, jak gdyby naczynie wcale się nie wywróciło68. Przyszła także pewna dostojna kobieta69 do tego klasztoru, aby się pomodlić; a gdy ją tam zaproszono na posiłek, wyznała, że już od siedmiu lat chleba nie jadła. On zaś uznawszy, że tego rodzaju wstrzemięźliwość tłumaczy się chorobą, przyniósłszy chleb wycisnął na nim znak zbawiennego krzyża i kładąc go przed śniadającą matroną rzekł: "W imię Pana mojego, Jezusa Chrystusa, córko, jedz chleb. Nie wolno ci naruszać świętych praw gościnności, dla Jego bowiem miłości proszono cię, byś spożyła to skromne śniadanie". Na te słowa z wiarą skosztowała podanego jej chleba i podziękowawszy wróciła do domu. Odtąd więc przyjmowała zwykły pokarm i opowiadała rzymianom, że zdarzyła się jej rzecz osobliwa, głosy zaś wszystkich chwaliły Pana Boga. Nie można również pominąć, jak to córkę niejakiego Jana, który teraz, jak wiadomo, jest prefektem Miasta70, zaczęła dręczyć bardzo przykra gorączka. Gdy mąż Boży dotknął jej swą świętą ręką, na jego rozkaz niemoc całkiem ustała.
[18] Atoli arcybiskup moguncki71 widząc, że trzoda świętego biskupa chodzi bez pasterza, wyprawił posłów72 z listem i przez nich zwrócił się do papieża z zapytaniem o powrót świętego męża. I odbył się w Rzymie synod w tej sprawie73; powstał między obu stronami wielki spór, z jednej strony tych, którzy obawiali się, że stracą zakonnika, z drugiej tych, którzy z ważnych powodów upominali się o swego pasterza. Gdy wobec sprzecznych zapatrywań walczyły długo obie strony, naczelnik poselstwa odniósł wreszcie wątpliwe zwycięstwo. Naczelnik ten był bratem księcia74, którego kraj pozostawał pod zwierzchnictwem żądanego obecnie biskupa. Tedy papież kierując się nie tyle własną wolą, ile prawem Bożym75, tak odpowiedział: "Oddajemy to, o co słusznie się upominają, chociaż synowie tak zacnego ojca już się wyrodzili. A damy go pod tym warunkiem: jeśli będą mu posłuszni, niech go zatrzymają wraz z błogosławieństwem Bożym i niech pod nim przynoszą owoc stokrotny. Jeśli zaś nie chcą zaniechać swej nieprawości, niech nasz przyjaciel unika obcowania ze złymi, by nie narażać swej osoby na niebezpieczeństwo". Gdy powiedział te słowa, synod się skończył, i po rozwiązaniu zebrania każdy wrócił do swego domu. Zakonnicy posmutnieli, posłowie uwożąc z powrotem męża Bożego odchodzą zadowoleni i wielce uradowani76. A gdy pod koniec podróży zbliżali się do Pragi, wyszli naprzeciw niego mieszkańcy wszelkiego wieku i obojga płci i przyjęli go na pozór z ogromną radością. Zaręczyli mu i przyrzekli wszystko, jak gdyby ci, którzy tak bardzo cieszyli się jego powrotem, zgodnie z jego naukami chcieli zupełnie poprawić poprzednie swe życie.
[19] Lecz wkrótce potem ogarnęło ich gnuśne rozleniwienie, toteż nie dbając na jego napomnienia oddali się wszelkim występkom. Wspominając bowiem dawne wykroczenia, pogrążyli się znowu w cielesnym upadku. Tak więc daremnie przepada trud pasterza i sumienna troskliwość dobrego ojca. Tymczasem zdarzyła się smutna i pożałowania godna zbrodnia. Żonę pewnego wielmoży77 oskarżono publicznie o popełnienie cudzołóstwa z duchownym. Gdy krewni zniesławionego męża zwyczajem barbarzyńskim chcieli ją ściąć, ona zbiegła jakby wiatrem gnana, aż z krzykiem i w pędzie dotarła do upragnionego biskupa. [On] tedy chcąc uwolnić niewiastę z rąk owych ludzi, zamknął ją w klasztorze zakonnic, który nosi wezwanie i poświęcony jest czci św. Jerzego, [a] otoczony bardzo silnymi murami78. Klucz zaś powierzył stróżowi kościoła w przekonaniu, iż niewiasta wśród niewiast znajdzie pociechę w strapieniu, a pod ochroną ołtarza bezpieczeństwo życia. Również winę chciał wziąć na siebie [sądząc], że jeśli sam poda się za sprawcę haniebnego czynu, osiągnie coś wielkiego, mianowicie, że albo ją poprzez owoce skruchy zachowa przy życiu, albo oboje razem śmierć poniosą z wyroku. Ponieważ pragnął korony męczeńskiej, byłby w ten sposób spełnił swe pragnienie, gdyby nie powstrzymał go roztropnie ksiądz Wielich. Tymczasem bezbożna zgraja ukrytej niewieście śmierć od miecza gotując, z gromadą zbrojnych wtargnęła na dwór biskupi. Wśród pogróżek i zuchwałych słów szukają biskupa, który wbrew prawu Bożemu i ustawom chce bronić cudzołożnicy79. On słysząc to, gdy właśnie około północy oddawał się kontemplacji, przerwał milczenie wypowiedzeniem wersetu [i] wyszedł z kościoła, w którym był zamknięty. Następnie dając pocałunek pokoju braciom, którzy z nim byli, rzekł: "Bądźcie zdrowi i za mnie biednego zanieście pobożne modły do Chrystusa!" Potem cały rozpłomieniony gorącym pragnieniem męczeństwa, z taką samą ochotą i pośpiechem, z jakim inny ucieka przed nieprzyjacielem, dobrowolnie wyszedł naprzeciw wroga i śmiałym krokiem wchodząc w środek gromady rzecze: "Jeśli mnie szukacie, oto jestem". Wszelako jeden z nich, który nawet wśród dobrych przychylał się zawsze do złego, w imieniu wszystkich tak odpowiedział: "Próżną żywisz nadzieję męczeństwa i chwały z powodu chlubnej śmierci. Błędna z pewnością jest taka świętość, która ma nas pobudzić do grzechu. Nie spełni się twoje pragnienie. Chodzi tu o coś innego, co bardziej zaboli; jeśliby nam tej nierządnicy natychmiast nie wydano, mamy braci twoich, więc na ich żonach, dzieciach i posiadłościach możemy wziąć odwet za hańbę"80. Podczas gdy rozsrożony Słowianin81 łajał biskupa, zjawia się oto przekupiony złotem zdrajca; ten przywołuje chyłkiem kilku z nich na bok, ofiarowuje się być przewodnikiem, wskazuje dom, w którym zamknięto niewiastę, i stróża domu. Stróż zaś schwytany przez nich i nagabywany to pogróżkami, to przyjacielskimi namowami, aby wydał ją w ich ręce, długo wytrzymywał próbę; wreszcie zdjęty lękiem przed śmiercią, okrutnym wrogom wydał nie w tym celu sobie powierzoną niewiastę. Porwano nieszczęsną, daremnie przytuloną do ołtarza, i domagano się, by z ręki męża poniosła karę śmierci. Gdy on jako mąż sprawiedliwy nie chciał tego uczynić, mieczem nędznego niewolnika ścięta, przypłaciła życiem nieposzanowanie swego ciała.
[20] Gdy takim i jeszcze gorszym skłonnościom ludu do niegodziwości słowa nauczającego biskupa nie mogły skutecznie przeciwdziałać, płakał dobry pasterz, ponieważ w chorej trzodzie nie dojrzał żadnych oznak zdrowia. Stąd pragnąc uchronić oczy swe od widoku przyszłych grzechów, ponownie odwiedził mury drogiego Rzymu i na klasztorną nawę zamienił wodze pasterskie. Uradowało się jego powrotem święte kolegium mniszej braci. Z pożytkiem dla nich było obcowanie z nim w świętej miłości. Kochali go wszyscy, lecz ponad wszystkich jego opat, który też uczynił go po sobie przełożonym całej rzeszy braci. On zaś, zadowalając się wszystkim co pospolite i najgorsze, im był większy, tym bardziej wobec wszystkich się uniżał, im bogatszy w skarby duchowe, tym bardziej pragnął w oczach ludzkich być małym, ubogim i wzgardzonym82. Powiadają zaś o nim opat i bracia jego, że w każdej cnocie był wprost doskonały i prawdziwie święty, nie mówiąc już o męczeństwie. Tak z dnia na dzień stając się jakby nowym człowiekiem i coraz większych nabierając sił, wzbijał się do wyżyn boskiej kontemplacji jak najczystsza synogarlica. Pan zaś chcąc dać poznać słudze swemu, jak zasłużony jest w oczach Jego, ukazał mu w widzeniu dwa orszaki w niebie, jeden w szatach purpurowych, drugi w śnieżnobiałych, a każdy odmiennie wyglądając osobną miał zasługę i właściwą nagrodę; obydwóch zaś pokarmem i napojem było bezustanne chwalenie Stwórcy. I dał się słyszeć głos mówiący do niego: "Wśród jednych i drugich masz miejsce, uczestnictwo w uczcie i należytą cześć". Gdy to widzenie opisywał swemu opatowi, nie odnosił go do siebie, lecz do innych, podobnie jak to uczynił św. Paweł z tajemnicą swego objawienia: "Znam - powiada - takiego człowieka, któremu Pan w widzeniu takie okazuje rzeczy i któremu ten właśnie dar przyrzekł"83.
PRZYPISY
66. Jest to zastosowanie zaleceń Reg. zakonnej św. Benedykta, rozdz. 7.
67. Przyp. 4, 18.
68. Opowieść o niestłuczeniu naczynia albo przywróceniu go po stłuczeniu do poprzedniego stanu występuje dość często w różnych żywotach świętych. W Żywocie św. Wojciecha należała widocznie do bardziej zwracających uwagę, gdyż poświęcono jej 5 wierszy w zwartej w treści sekwencji ku czci tego świętego, ułożonej w Reichenau (nad Jeziorem Bodeńskim) prawdopodobnie około r. 1001-1002 (Cantica medii aevi polono-latina t. I Sequentiae, wyd. H. K o w a l e w i c z, Warszawa 1964, s.13). Cud ten stanowi też przedmiot jednej z 18 scen przedstawiających dzieje św. Wojciecha na drzwiach gnieźnieńskich.
69. Późny, bo najwcześniej z XII w. pochodzący wierszowany żywot św. Wojciecha (Quatuor immensi iacet inter climata mundi), nie wiadomo, czy na podstawie wiarygodnej tradycji, daje jej imię Konstancji. Nie udało się jej zidentyfikować z żadną z kobiet znanych w ówczesnym Rzymie.
70. Jan prefekt jest postacią znaną, gdyż wymieniają go współczesne dokumenty wystawiane przez cesarza Ottona III w latach 998-999 (MGH, Diplomata Ottonis III nr 337 i 339). Własnoręczny podpis Jana widnieje na bulli pap. Grzegorza V z 9 V 998 r. dla biskupstwa Vich w Katalonii. Brunon z Kwerfurtu jednak nie zna nawet jego imienia, wie tylko o uzdrowieniu córki "nie wiadomo czyjej", i to z choroby oczu (zob. rozdz. 17).
71. Willigis, zob. przyp. 32.
72. Bieg spraw politycznych w Czechach, zarówno zewnętrznych jak i wewnętrznych, wymagał w tym czasie uporządkowania stosunków kościelnych i normalnego obsadzenia diecezji. Stąd poselstwo czeskie, aby skłonić biskupa do powrotu, zwróciło się do jego metropolity w Moguncji, ten zaś skierował ich ze swym pismem do Rzymu. Szczegóły te podaje Ż. II, rozdz. 15.
73. Synod, zgromadzenie, w znaczeniu ścisłym zgromadzenie duchownych obradujących w sprawach religijnych i kościelnych. Bliższych danych o synodzie tu wzmiankowanym brak, nawet dat dziennych nie da się ustalić. Zob. J a f f é - L ö w e n f e l d Regesta pontificum Romanorum I, s. 488.
74. Tj. Bolesława II (zob. przyp. 24). Skład poselstwa podaje Ż. II, w rozdz. 15. Był w nim Radła, towarzysz dzieciństwa i pierwszych nauk Wojciecha, i wzmiankowany tu Chrystian, zakonnik, brat ks. Bolesława II. Obszerniejsze, choć niezbyt pewne wiadomości podaje K o s m a s Kron. I, rozdz. 29-30. Osoby obydwu tych wysłanników są przedmiotem nierozstrzygniętych dotąd sporów, zwłaszcza wśród historyków czeskich. Zob. ostatnio J. L u d v i k o w s k ý Kristián či tzv. Kristián, Sbornik Praci, Filosofické Fakulty Brněnské University E. 9 (1964).
75. Tj. prawem kościelnym, a w nim przepisami co do stanowiska i obowiązków biskupa.
76. Zdanie to przetłumaczone jest wg pierwotnej, awentyńskiej redakcji Ż. I, MPH, SN, IV, 1, 60, gdzie jego brzmienie i sens są pełniejsze. Wg omyłkowo skróconej w tym miejscu red. ottońskiej brzmiałoby ono: "Zakonnicy posmutnieli, posłowie odchodzą zadowoleni i wielce uradowani".
77. Późniejsza tradycja czeska wie, że zdradzony mąż był członkiem rodu Wrszowców, znanego z wichrzeń, gwałtowności i nienawiści do rodu Sławnika.
78. Klasztor benedyktynek pod wezw. św. Jerzego przy zamku praskim na Hradczynie założony został przez Mladę-Marię córkę Bolesława I, a siostrę Bolesława II i polskiej Dąbrówki.
79. Bp Wojciech chciał uratować kobietę dając jej schronienie w miejscu poświęconym, a więc azyl. To zastosowanie zwyczaju prawnego przysługującego Kościołowi zostało uznane za naruszenie praw krajowych (por. przyp. 41).
80. Ta pogróżka zapowiadała dokonane niebawem zgładzenie wszystkich Sławnikowiczów, zob. rozdz. 25-26.
81. "Słowianin" (Sclavus) oznacza tu oczywiście Czecha. W rękopisach czeskich z XIV w., gdzie słowa Sclavonia i Sclavonicus były zastępowane słowami Bohemia i bohemicus - furens Sclavus, tj. rozsrożony Słowianin, brzmi furens inimicus, tj. rozsrożony wróg.
82. Słowa zaczerpnięte z Reg. zakonnej św. Benedykta, rozdz. 7 (o stopniach pokory).
83. To widzenie senne żywotopisarz opowiada w sposób podobny do pism św. Pawła, z którego zapożyczone są słowa: "objawienie tajemnicy" (Rom. 16, 25) i: "Znam takiego człowieka" (II, Kor. 12, 4).