Abp Marek Jędraszewski
Obecność Kościoła w życiu publicznym
W dniu 3 czerwca 1997 roku Jan Paweł II, w obecności prezydentów Europy środkowo-wschodniej, stwierdził: „Najgłębszy fundament jedności przyniosło Europie i przez wieki go umacniało chrześcijaństwo ze swoją Ewangelią, ze swoim rozumieniem człowieka i wkładem w rozwój dziejów ludów i narodów. Nie jest to zawłaszczanie historii. Jest bowiem historia Europy jakby wielką rzeką, do której wpadają rozliczne dopływy i strumienie, a różnorodność tworzących ją tradycji i kultur jest jej wielkim bogactwem. Zrąb tożsamości europejskiej jest zbudowany na chrześcijaństwie”.
Powyższe stwierdzenia Jan Paweł II opatrzył jeszcze następującym komentarzem: „Obecny brak (...) duchowej jedności [Europy] wynika głównie z kryzysu tej właśnie chrześcijańskiej samo-świadomości”. Kryzys ten trwa w Europie już od kilku wieków. Można wskazać tu na cztery jego podstawowe etapy. Pierwszy z nich wystąpił w epoce Oświecenia na polu filozofii. Wtedy to w imię ciasnego, doktrynersko pojmowanego racjonalizmu odrzucono chrześcijańskiego Boga, usiłując w Jego miejsce wstawić całkowicie wymyślonego przez filozofów boga deistycznego pojmowanego jako Wielki Zegarmistrz. Prostą konsekwencją tego „zabiegu” stał się dość powszechnie głoszony w XIX wieku agnostycyzm, a nawet ateizm. Drugi kryzys objawił się na terenie prawa. Polegał on na odrzuceniu, pod koniec XIX wieku i na początku wieku XX, prawa naturalnego. W jego miejsce zaczęła obowiązywać doktryna tzw. pozytywizmu prawniczego. Tragiczną syntezą tego pozytywizmu z ateizmem stały się totalitaryzmy: bolszewicki i nazistowski. Trzeci kryzys dotknął na powrót dziedziny filozofii. Jego przejawem stała się rewolucja 1968 roku, na skutek której odrzucono istnienie obiektywnej prawdy, w tym także zasad odnoszących się do moralnego postępowania człowieka. W miejsce klasycznej definicji prawdy Richard Rorty wprowadził koncepcję liberalnej ironistki, a Gianni Vattimo postulat "il pensiero debole" – „słabej myśli”. W kontekście takiego relatywistycznego podejścia do zagadnienia prawdy z jeszcze większą mocą wróciła koncepcja tzw. społeczeństwa otwartego. Pojęcie to ukuł Henri Bergson, lecz swój rozgłos zawdzięczało Karlowi Popperowi. Według niego, niemożliwe jest dotarcie do prawdy absolutnej. Dlatego nikt nie może mieć monopolu na prawdę. Społeczeństwo składa się z różnych ludzi, mających różne poglądy i różne interesy. Jest więc religijnie i ideowo pluralistyczne, co stanowi, zdaniem Poppera, jego ogromną zaletę – w przeciwieństwie do wszelkiego rodzaju totalitaryzmów i dyktatur. Co więcej, zmiany społeczne winny zachodzić na drodze „cząstkowej inżynierii społecznej”, mającej na celu modyfikowania tego, co przez zarządzających tą inżynierią zostało uznane za złe, i utrwalania tego, co uznano za dobre. Funkcjonowanie społeczeństwa otwartego miałoby zatem polegać na wyciąganiu maksimum korzyści z wielu różnych punktów widzenia dostępnych w takim społeczeństwie. W konsekwencji, przy odrzuceniu istnienia prawdy obiektywnej oraz prawa naturalnego, z ogromną mocą – głównie dzięki wsparciu mainstreamowych mediów – w przestrzeni publicznej pojawiły hasła podważające świętość ludzkiego życia, w tym żądania, aby uznać aborcję jako prawo kobiety, a eutanazję jako prawo przysługujące każdemu człowiekowi. Ostatnio Komisja Europejska w całości odrzuciła głosy dwóch milionów ludzi, którzy opowiedzieli się na rzecz europejskiej inicjatywy obywatelskiej „Jeden z nas”. Inicjatywa wzywała do zaprzestania finansowania przez Unię Europejską działań zakładających niszczenie ludzkich embrionów, szczególnie w dziedzinie badań naukowych. Podjętą decyzję uzasadniano brakiem potrzeby podnoszenia obecnych standardów etycznych w wydatkowaniu środków unijnych. Ponadto do głosu doszło niezmiernie wpływowe lobby homoseksualistyczne, zaczęto kwestionować tożsamość rodziny jako wspólnoty kobiety i mężczyzny, propaguje się ideologię gender. Ostatnimi dokumentami, poprzez uchwalenie których usiłuje się wprowadzać tę ideologię, są: "Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej" oraz dokument Biura Regionalnego Światowej Organizacji Zdrowia dla Europy i Federalnego Biura ds. Edukacji Zdrowotnej "Standardy edukacji seksualnej w Europie. Podstawowe zalecenia dla decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją i zdrowiem".
W tak relatywistycznie określonej sytuacji kulturowej nie ma już miejsca na obiektywne i uniwersalne wartości. Te przez zwolenników ponowoczesności zostały bowiem okrzyknięte jako przejawy fanatyzmu i fundamentalizmu. Objawił się przy tym swoisty paradoks, wielokrotnie wskazywany przez Benedykta XVI: odrzucając wszelką obiektywną prawdę, ponowoczesność w imię swojej „prawdy”, wyniesionej przez siebie do godności absolutnie niezaprzeczalnej, usiłuje wprowadzać do życia publicznego dyktaturę relatywizmu. Ponieważ jako swego głównego wroga uznała ona chrześcijaństwo, we współczesnej kulturze, a dokładniej już w XXI wieku, objawił się tak zwany nowy ateizm, niespotykany dotąd, gdy chodzi o zawartą w nim skalę agresji skierowanej przeciwko ludziom wierzącym. On właśnie stanowi czwarty przejaw kryzysu, który dzisiaj toczy kulturę europejską (zachodnią). Znany dziennikarz amerykański Simone Hooper w artykule zatytułowanym "The rise of the „New Atheists”" z 9 listopada 2009 roku w taki oto sposób określił poglądy głównych przedstawicieli tego ateizmu (Richarda Dawkinsa, Sama Harrisa Christophera, Erica Hitchensa i Victora J. Stengera): „religii nie powinno się jedynie tolerować, lecz należy jej przeciwdziałać, krytykować ją i poddawać racjonalnej argumentacji wszędzie tam, gdzie sięgają jej wpływy”. Stąd wynika szerzące się coraz bardziej przekonanie, że wobec religii, jej „przesądów i fanatyzmów” należy zajmować postawę „mniej przyzwalającą” niż ta, którą dotąd reprezentowali zwolennicy sekularyzmu.
Próbując ocenić te kryzysy, możemy stwierdzić, że są one, z jednej strony, swego rodzaju powrotem do czasów pogańskich sprzed dwóch tysięcy lat, oraz, z drugiej, pewną formą emancypacji ze strony zarówno filozofii, jak i prawa, wobec chrześcijaństwa. Jednakże emancypacja ta bynajmniej nie przyniosła oczekiwanego dobrego rezultatu. Wprost przeciwnie. Fałszywe, pozbawione ducha chrześcijańskiego wizje człowieka i wyrosłe z nich programy polityczne okazały się prawdziwie destrukcyjne, niekiedy wręcz tragiczne nie tylko dla pojedynczych ludzi, ale dla całych społeczeństw i narodów. W dziedzinie filozofii odrzucenie Boga jako fundamentu istnienia i prawdy doprowadziło do zwątpienia w ludzki rozum, natomiast w dziedzinie prawa pozytywizm prawniczy doprowadził do stworzenia zbrodniczych systemów komunistycznego i nazistowskiego. Z kolei we współczesnych systemach demokratycznych częstokroć stanowi się prawa, które pozostają na usługach pewnych wpływowych grup interesów, nie liczących się z dobrem ogółu, lekceważących między innymi prawa do życia w odniesieniu do osób bezbronnych i słabych. W praktyce przestało obowiązywać pojęcie wspólnego dobra. Coraz boleśniej można doświadczyć prawdziwości słów zawartych w encyklice św. Jana Pawła II "Centesimus annus": „W sytuacji, w której nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Można zatem rzec, że Europa rozumiana jako określony kształt kultury była i jest silna jedynie wtedy, gdy zarówno filozofia, jak i prawo są przenikane duchem chrześcijańskim. Natomiast w chwili, gdy filozofia i prawo zamykają się na chrześcijańską prawdę, rodzi się ostry kryzys antropologiczny, przekładający się na określone działania o charakterze politycznym. Dzisiaj działanie to nosi nazwę „poprawności politycznej”, która dla wielu stała się swoistym dogmatem myślenia i postępowania.
Właśnie na tak zarysowanym tle kulturowym przedstawia się pełna prawda na temat przestrzeni publicznej, w której przychodzi obecnie działać Kościołowi katolickiemu w Polsce. Prawda ta nie ujawnia się natomiast wtedy, gdy nasze rozpoznanie obecnej sytuacji ograniczymy do samych umocowań prawnych dotyczących sytuacji Kościoła katolickiego w RP. Nie ulega wątpliwości, że w wyniku przemian zapoczątkowanych w 1989 roku, Kościół, na mocy Konstytucji uchwalonej 2 kwietnia 1997 roku, oraz Konkordatu podpisanego 28 lipca 1993 roku i ratyfikowanego w 1998 roku, uzyskał zagwarantowaną prawem wolność, tak niezbędną dla jego ewangelizacyjnej działalności. Wydawać by się zatem mogło, że okres PRL-u, kiedy to Kościół dla ówczesnych komunistycznych władz jawił się jako główny przeciwnik, którego jeśli nie można było fizycznie unicestwić, to w każdym razie należało „zamknąć do zakrystii”, minął bezpowrotnie. Jednak taka ocena sytuacji mijałaby się, niestety, z prawdą, dając złudne poczucie bezpieczeństwa.
Złudzenie to wynika najpierw z samego szacunku, a raczej jego braku, ze strony niektórych wysokich urzędników państwowych wobec zapisów prawnych zawartych w Konstytucji i Konkordacie. Oto trzy przykłady. Pierwszym z nich jest uchylanie się sądów RP przed potępieniem oczywistych dla ludzi wierzących gestów szyderstwa z krzyża czy publicznego darcia na strzępy Pisma Świętego. Autorów tych czynów usprawiedliwia się w imię prawa do wolności kultury i ekspresji własnych poglądów – mimo że w art. 31, n. 2 Konstytucji RP jest mowa o tym, że „każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych”. Ostatnio wpłynął do Sejmu RP projekt ustawy przygotowany przez SLD, aby za szyderstwa z symboli religijnych ścigać prawem tylko te osoby, które dopuszczą się tych czynów jedynie w miejscach sakralnych. Drugi przykład dotyczy końca kwietnia br. Na drugi dzień po kanonizacji św. Jana Pawła II rząd RP przekazał Sejmowi do ratyfikacji "Konwencję Rady Europy o zapobieganiu i przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej", zawierającą w sobie elementy ideologii gender. Tymczasem zdaniem wielu poważnych konstytucjonalistów, przyjęcie "Konwencji" byłoby niezgodne z Konstytucją. Z raportu Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej "Ordo iuris" wynika bowiem, że „system aksjologiczny zawarty w Konwencji, zakładający działania z zakresu inżynierii społecznej, jest nie do pogodzenia z polskim porządkiem konstytucyjnym”. Co więcej, „rozwiązania konwencyjne stwarzają kontekst normatywny mogący prowadzić do rozchwiania aksjologicznych podstaw polskiego ustroju, otwierając furtkę do kwestionowania chronionego konstytucyjnie modelu rodziny oraz praw rodziców do wychowania swoich dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami”. Trzeci, budzący niepokój przykład wiąże się ze stojącą na straży życia Deklaracją Wiary lekarzy, powstałą na skutek inicjatywy dr. Wandy Półtawskiej. Z jednej strony art. 53, n. 1. Konstytucji RP mówi wyraźnie, że „każdemu [obywatelowi RP] zapewnia się wolność sumienia i religii”, natomiast z drugiej strony minister zdrowia zagroził ponad trzem tysiącom lekarzy, którzy tę Deklarację podpisali, „wyciągnięcie konsekwencji”. SLD zaapelował do ministra zdrowia – nie jest to, co prawda, działanie wprost na poziomie struktur państwowych, ale jest na pewno działaniem politycznym – by zapewnił pacjentów, że lekarze, którzy będą odmawiali ich przyjęcia powołując się na Deklarację Wiary, stracą kontrakty w ramach NFZ. Z kolei warszawski klub radnych SLD oświadczył, że chce wiedzieć, ilu warszawskich lekarzy podpisało tę Deklarację, a jednocześnie domaga się odwołania prof. Bogdana Chazana ze stanowiska dyrektora Szpitala Ginekologiczno-Położniczego im. Świętej Rodziny w Warszawie. Dodać należy, że Profesor już raz doświadczył podobnej sytuacji: dwanaście lat temu, a więc w 2002 roku, gdy obowiązywała obecna Konstytucja, za podobną postawę został wyrzucony z Instytutu Matki i Dziecka.
Działania niektórych wysokich urzędników państwowych, lekceważących najważniejsze zapisy prawne RP, znajdują bardzo wyraźne poparcie w mediach głównego nurtu. W związku z Deklaracją lekarzy rozpoczął się prawdziwy atak medialny. Między innymi w „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł, w którym jego autorka stwierdziła autorytatywnie: „Sygnatariusze deklaracji przedkładają własne sumienie ponad wszystko. To nie jest gest pokory wobec Boga, ale manifestacja pychy. Zwykły zjadacz chleba musi poddać się prawu. Oni wykrawają sobie pole, na którym nie muszą. I to pod sztandarami Boga”.
Należałoby postawić pytanie, z czego wynika ta swoista schizofrenia u ludzi, którzy z racji sprawowanych przez siebie urzędów powinni stać na straży Konstytucji. Zapewne jedną z odpowiedzi będzie wskazanie na działalność założonej przez George’a Sorosa jeszcze w 1988 roku, a zatem przed początkiem oficjalnych przemian w Polsce, niezwykle wpływowej Fundacji im. Stefana Batorego. Sam Soros odrzuca istnienie jakiejkolwiek prawdy obiektywnej, o czym pisał między innymi w artykule "Groźba kapitalizmu", który ukazał się w lutym 1997 roku na łamach „The Atlantic Monthly”. Podstawowym zamiarem Sorosa i stworzonej przez niego Fundacji jest urzeczywistnienie w Polsce „społeczeństwa otwartego” na kształt tego, który niegdyś zaproponował Karl Popper. W realizacji tego zamiaru kluczowym jest stworzenie w naszym Kraju tak zwanego „Kościoła otwartego”, który by istniał i działał, a równocześnie który by odrzucał prawdę objawioną, a przez to absolutną. Sama wiara powinna być, według niego, bardziej kwestią wolnego wyboru ze strony poszczególnego człowieka niż poznania przez niego prawdy i konsekwentnego budowania na jej fundamencie własnego życia.
Od końca lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku dokonuje się zatem u nas budowa „Kościoła otwartego” przy pomocy usłużnych, wpływowych mediów, a także niektórych partii politycznych, stowarzyszeń międzynarodowych i tzw. „otwartych katolików”. Dlatego też lansuje się tych duchownych i świeckich, którzy mają ambiwalentny stosunek do oficjalnego nauczania Kościoła i do jego dyscypliny. Równocześnie publicznie i nieubłaganie dyskredytuje się tych, którzy stoją w obronie prawdy, stając się prawdziwym znakiem sprzeciwu dla relatywizmu.
Dnia 28 listopada 2012 w ramach „programów operacyjnych” Fundacji odbyła się debata na temat „Kościół wobec polskich problemów”. Na stronie internetowej Fundacji ukazała się Relacja z debaty, w której można przeczytać między innymi: „Jacek Żakowski potwierdził swą ocenę, że "obalenie mitu o Kościele katolickim jako źródle wartości jest podstawą dla wprowadzenia demokratycznej logiki myślenia w Polsce". Kościół bowiem, w jego ocenie, "nie ma żadnego monopolu na zasady moralne" – te, które głosi, są przecież podzielane przez wszystkie inne religie. Żakowski zarzucił Kościołowi w Polsce "ewidentny sabotaż" tych reform II Soboru Watykańskiego, które zwiększały rolę laikatu. "Gdyby rola ‘zarządu’ zmalała, a zwiększyłaby się rola ‘związków zawodowych’ (czyli laikatu), to Kościół byłby mniej polityczny, a bardziej ludzki"”. Ulubionym chwytem propagandowym stosowanym przeciwko Kościołowi katolickiemu w Polsce w imię budowania „Kościoła otwartego” jest nie tylko oskarżenie go o „zdradę i sabotaż” Soboru Watykańskiego drugiego, ale także o sprzeniewierzenie się przez niego nauce Jana Pawła II, a ostatnio – co było bardzo widoczne w polskich mediach mainstreamowych tuż przed wizytą biskupów polskich udających się do Watykanu z wizytą "ad limina" – o przeciwstawianie się przez nich postawie papieża Franciszka.
Podobnie do Żakowskiego wypowiedział się we wrześniu 2013 roku Rafał Jaros, dyrektor Instytutu Nauk Społeczno-Ekonomicznych, komentując ówczesne wyniki badań polskiej opinii społecznej na temat Kościoła, przeprowadzonych przez TNS: „Powstają organizacje takie jak Fundacja Wolność od Religii czy Kościół Latającego Potwora Spaghetti, które otwarcie, czasem z nutką ironii, mówią to, o czym coraz większa część społeczeństwa myśli. I pełnią one ważną rolę, bo pokazują, że można inaczej, że można nie tylko myśleć, ale i otwarcie wyrażać krytyczne zdanie o Kościele, który chciałby, aby jego zasady i wartości stały się obowiązkowe dla wszystkich. Niektórzy twierdzą, że nie lubię Kościoła katolickiego. To nieprawda. Nie akceptuję tylko jednego aspektu jego działalności i konsekwentnie będę mu się sprzeciwiał: narzucaniu innym swoich zasad i nachalnym próbom wpływania nie tylko na wiernych, ale na ogół społeczeństwa. Marzy mi się w Polsce taki Kościół, który zrozumie, że nie jest jedyny i najważniejszy na świecie, a jego wartości wcale nie są uniwersalne. Bo, jak pokazują wyniki ostatniego sondażu, Polacy powoli zaczynają to rozumieć”.
Można zatem odnieść wrażenie, że wielu wpływowym osobom i instytucjom bardzo zależy na tym, aby Kościół z jego przesłaniem na temat człowieka uczynić jednym z mało znaczących gadżetów znajdujących się w supermarkecie najrozmaitszych wartości i aby w ten sposób – w inny niż za czasów PRL-u – „zamknąć go do zakrystii”. Aby z chrześcijaństwa i przynależności do Kościoła uczynić sprawę czysto prywatną, wstydliwie przemilczaną wobec innych, zwłaszcza w przestrzeni publicznej. Jakże w tym momencie nie przywołać słów Ojca Świętego Franciszka z jego adhortacji apostolskiej "Evangelii gaudium": „Nie można już dłużej twierdzić, że religia powinna się ograniczać do sfery prywatnej i że istnieje tylko po to, by przygotować dusze do nieba. Wiemy, że Bóg pragnie szczęścia swoich dzieci także na tej ziemi, chociaż powołane są do wiecznej pełni, ponieważ stworzył On wszystko «do użytkowania» (1 Tm 6, 17), aby wszyscy mogli z tego korzystać. Wynika stąd, że nawrócenie chrześcijańskie wymaga, abyśmy rozważyli ponownie «w pierwszym rzędzie to, co dotyczy ładu społecznego i realizacji dobra wspólnego». Tak więc nikt nie może od nas żądać, abyśmy spychali religię w tajemniczą przestrzeń wewnętrzną człowieka, bez żadnego jej wpływu na życie społeczne i narodowe, bez troski o kondycję instytucji społeczeństwa obywatelskiego, bez wypowiadania się na temat wydarzeń, które interesują obywateli. Kto odważyłby się zamknąć w jakiejś świątyni i zagłuszyć orędzie św. Franciszka z Asyżu i błogosławionej Teresy z Kalkuty? Oni nie mogliby się na to zgodzić. Autentyczna wiara – która nie jest nigdy wygodna ani indywidualistyczna – zawsze pociąga za sobą głębokie pragnienie zmiany świata, przekazania wartości, zostawienia czegoś dobrego po sobie na ziemi. Kochamy tę wspaniałą planetę, na której umieścił nas Bóg, i kochamy zamieszkującą ją ludzkość ze wszystkimi jej dramatami i zmęczeniem, z jej pragnieniami i nadziejami, z jej wartościami i jej kruchością. Ziemia jest naszym wspólnym domem i wszyscy jesteśmy braćmi. Chociaż «sprawiedliwy porządek społeczeństwa i państwa jest centralnym zadaniem polityki», Kościół «nie może i nie powinien pozostawać na marginesie w walce o sprawiedliwość». Wszyscy chrześcijanie, także pasterze, są wezwani, by troszczyć się o budowę lepszego świata. Mówimy o tym, ponieważ myśl społeczna Kościoła jest w pierwszym rzędzie pozytywna i konstruktywna, nadaje kierunek działaniu przemieniającemu, i w tym sensie nie przestaje być znakiem nadziei wypływającej z pełnego miłości serca Jezusa Chrystusa” (182-183).
W dzisiejszej sytuacji kulturowej Kościołowi pozostaje zatem jedno: pozostać Kościołem otwartym wobec świata i na świat, zgodnie z tym, jak w Dzień Pięćdziesiątnicy zostały otwarte drzwi Wieczernika i wyszli z niego Apostołowie, pełni ewangelicznej żarliwości, gotowi, aby nauczać „wszystkie narody” (por. Mt 28, 19a). W przeciwieństwie do „myśli słabej” i rozchwianej – bo pozbawionej odniesienia do obiektywnej prawdy – hierarchii wartości, Kościół musi trwać przy „myśli twardej”, zawartej w jego Magisterium, w niczym jej nie przeinaczając. A równocześnie cierpliwie, w duchu szczerego i przenikniętego autentycznym szacunkiem dialogu musi głosić prawdziwie chrześcijański humanizm, w którym nieustannie będzie dochodzić do głosu troska o prawdę, o dobro, o właściwe kształtowanie sumienia, o poszanowanie każdego człowieka, o rodzinę, o dzieci i młodzież, o biednych i pozbawionych nadziei ludzi. Zawsze w imię Chrystusa, który do końca swoich braci w człowieczeństwie umiłował (por. J 13, 1). Niezmiernie ważnym może się okazać rok 2016, w którym Kościół katolicki w Polsce będzie sięgał pamięcią swych początków (1050. rocznica Chrztu Polski), a równocześnie będzie wybiegał w przyszłość (Światowe Dni Młodzieży w Krakowie).