Autor: ks. Paweł Kłys
Wyświetleń: 956
Życie objawiło się - Homilia na Mszy Świętej w intencji Ojczyzny
Udostępnij

(Bazylika Archikatedralna, 15 sierpnia 2013 r.)

Ekscelencjo Księże Biskupie,

Drodzy Bracia w kapłaństwie z Księdzem Prałatem, proboszczem, tej wspaniałej katedry łódzkiej,

Pani Wojewodo,

Pani Prezydent ,

Panowie Oficerowie Przedstawiciele Wojska Polskiego i wszystkich  Służb Mundurowych tutaj obecnych,

Drodzy Siostry i Bracia!

„To wam oznajmiamy, [...] co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce, bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione” (1 J 1, 1–4).

To pierwsze słowa Pierwszego Listu św. Jana Apostoła. Mówi o doświadczeniu życia, tego życia, którym jest Chrystus – Bóg-Człowiek, Wieczny Bóg, który stał się jednym z nas i dlatego Jan mógł pisać z dumą i radością: „Widzieliśmy Go. Dotykaliśmy się Jego” (por. 1 J 1, 1). A jednocześnie świadek pustego grobu w Poranek Wielkanocny mógł zaświadczyć, jak mało kto, iż Chrystus prawdziwie zmartwychwstał, otwierając nam perspektywy życia wiecznego.

I to jest właśnie najbardziej istotną treścią chrześcijańskiej wiary. Życie się nam objawiło, życie, które nas wszystkich śmiertelnych, naznaczonych piętnem grzechu pierworodnego wzywa także do życia wiecznego. I o tym właśnie pisał w Pierwszym Liście do Koryntian św. Paweł we fragmencie, który słyszeliśmy przed chwilą: „Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. [...], jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności” (1 Kor 15, 20–23).

Napełnieni wiarą oraz tym przesłaniem Apostołowie i pierwsi chrześcijanie szli do pogańskiego świata. Nieśli zupełnie inną wizję człowieka, którego życie nie kończy się wraz z naturalną śmiercią. Człowiek jest poddany wyrokom fatum, będącego w gruncie rzeczy jednym wielkim bezsensem, wobec którego pozostaje właściwie tylko mądrość Epikura, mówiącego o korzystaniu z każdej chwili, gdyż za moment już jej nie będzie.

Chrześcijanie zapatrzeni w Chrystusa, który umarł i zmartwychwstał, stali się zwiastunami życia. I właśnie w perspektywie tej prawdy trzeba patrzeć także na to, co jest ośrodkiem naszego dzisiejszego święta, naszej uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Ona pierwsza stała się w pełni uczestniczką Chrystusowej chwały. Została bowiem cudownie wzięta z duszą i ciałem do nieba, by cieszyć się pełnią szczęścia u boku swego Syna. To zapowiedź także dla nas wszystkich. To nadzieja, która zwłaszcza dzisiaj, w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, staje się tym bardziej żywa w naszych sercach, nierzadko odczuwalnie dotykanych prawdą o przemijaniu i nieuchronności śmierci. Prawda o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny w pełni przyjęła kształt dogmatu, uroczyście ogłoszonego stosunkowo późno, bo w 1950 roku przez ówczesnego papieża Piusa XII. Tą prawdą żył cały Kościół i w tę prawdę wpisywały się pokolenia, historii chrześcijaństwa liczącej prawie dwa tysiące lat.

Zmaganie o życie, zmaganie o pełnię życia; jakże w świetle tego nie przypomnieć dwóch wspaniałych świętych polskich, których życie tak głęboko związało się z tajemnicą Matki Bożej Wniebowziętej. Pierwsza postać, którą chciałbym tutaj przypomnieć, to Patron tej naszej katedry – św. Stanisław Kostka. Modlił się żarliwie, by móc umrzeć 14 sierpnia, aby nazajutrz, 15 sierpnia, razem z Matką Przenajświętszą czcić Jej Boskiego Syna, w Jej święto, w święto Wniebowzięcia. Wiemy, Bóg wysłuchał jego prośby. Żegnał się z tym światem pełen wewnętrznego pokoju i radości, ciesząc się na spotkanie z Matką.

I druga postać z czasów nam stosunkowo nieodległych – św. Maksymilian Maria Kolbe. Świadek życia – świadek życia ponad nienawiść, przemoc i pogardę. Świadek życia, które przyjęło najbardziej szlachetny kształt miłości ofiarującej się za drugiego człowieka. Ostatni czas ziemskiego życia, spędzony w bunkrze śmierci w Konzentrationslager Auschwitz, w pierwszych dniach sierpnia 1941 roku był jego zmaganiem o triumf wiary w życie, które nie ma końca. I dlatego ku zdziwieniu wszystkich świadków tych wydarzeń, ku umocnieniu serc nieszczęsnych współwięźniów, z bunkra śmierci dały się słyszeć nie słowa nienawiści czy przekleństwa, ale pieśni ku czci Matki Bożej, pieśni, które coraz bardziej cichły wraz ze słabnącymi siłami Ojca Maksymiliana. A potem, 14 sierpnia 1941 roku, ten śmiercionośny zastrzyk fenolu w jego serce. Jakże często Auschwitz określano zapomnianym dnem piekła. Maksymilian swoją postawą powiedział najwięcej o Bogu, który jest życiem i miłością pokonującą wszelką nienawiść. Jego odejście, to odejście świadka życia. Ci, którzy byli wraz z nim w tamtych trudnych sierpniowych dniach, więźniowie tego samego przeraźliwego obozu koncentracyjnego, mogli powiedzieć za św. Janem: „Życie się nam objawiło, myśmy to widzieli, myśmy to słyszeli, myśmy tego niejako dotykali” (por. 1 J 1, 1–2). Oto prawda o życiu w całej jego głębi, przekraczającej wymiar doczesności i materialności, prawda, o którą trzeba się nieustannie zmagać, na kształt zmagań opisanych w Apokalipsie w dzisiejszym pierwszym czytaniu, gdzie jest mowa o wężu i smoku, pragnącym zgładzić Niewiastę. Ale Ona zwycięża, bo Bóg jest z Nią - obraz Kościoła i obraz Matki Najświętszej.

Te zmagania o prawdę życia, to zmagania o kształt życia, które sięga wieczności. Mają one wymiar także narodowy oraz wymiar europejski. Trzeba nam poznawać historyczną prawdę!

Najpierw pod koniec I wojny światowej, na zachodnim krańcu Europy w Fatimie, zagubionej wobec całego świata portugalskiej wiosce, doświadczamy objawień Matki Najświętszej trojgu dzieciom. Jakże wielką troską napełnione są Słowa Matki Bożej z Jej objawienia lipcowego w 1917 roku: Przybędę, by prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze soboty. Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój. Jeśli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowanie Kościoła. Dobrzy będą męczeni, Ojciec Święty będzie wiele cierpiał. Różne narody zginą, ale na koniec moje Niepokalane Serce zatriumfuje. Dzieci przecież niewykształcone, niepiśmienne, nic nie wiedziały o Rosji. A Matka Najświętsza mówi, że trzeba pokuty, trzeba nawrócenia, trzeba ofiarowania się Jej Najświętszemu Sercu właśnie po to, aby Rosja nie stała się ateistyczna i nie stała się powodem nowych wojen oraz nowych zagrożeń czyhających na  chrześcijan. Upłynęło zaledwie kilka miesięcy i doszło do tego, co nazywa się niekiedy wielką rewolucją październikową. Wiemy, że była to rewolucja, która w gruncie rzeczy zwracała się przeciwko człowiekowi i przeciwko życiu, a to dlatego, że w doktrynę bolszewików była wpisana walka z chrześcijaństwem i z wiarą w życie wieczne. Jeżeli Marks pod koniec XIX wieku pisał, że: religia jest opium dla ludu i opium ludu, to na początku XX wieku Lenin parafrazował jego słowa, mówiąc, że: religia jest gorzałką dla ludu. Metafora, która była na pewno bardzo zrozumiała dla rosyjskiego społeczeństwa. Gorzałką, która otumania, sprawia, że nie można w pełni zaangażować się w życie codzienne i dlatego w imię człowieka trzeba walczyć z religią.

W 1920 roku wojska bolszewickie zbliżające się do granic dopiero co zrodzonej po 123 latach niewoli Rzeczypospolitej, szły z przesłaniem bardzo wyraźnym i nietajonym przed nikim, mówiącym, że po trupie Polski trzeba przejść, by zdobyć całą Europę w imię ateistycznego programu, który z gruntu rzeczy wykreślał to, co stanowi istotę chrześcijańskiej nadziei – wieczność, szczęście życia człowieka związanego z Bogiem. I dlatego ta wojna była wojną o Polskę, o jej przetrwanie, ale była także wojną o ducha Polski, ducha w pełni wolnego, a pełnia wolności ducha jest wtedy, kiedy panuje wolność religijna. Bez niej trudno o wolności mówić.

I dlatego te dni sierpniowe 1920 roku były przepełnione modlitwą ludu polskiego. Dzień i noc we wszystkich niemal świątyniach błagano Boga o cud przetrwania i cud życia. To zmaganie miało swój bardzo wyraźny wymiar militarny. Wspaniała koncepcja uderzenia znad Wieprza, odparcia bolszewików spod Warszawy, a potem to, co się dokonało już ostatecznie jako tak zwana „bitwa nad Niemnem” i całkowite rozgromienie wojsk przeciwnika. Można i należy na te fakty patrzeć jako na wielki triumf geniuszu strategów i odwagi polskiego żołnierza.

To co się wydarzyło w 1920 roku, było pełną nadziei prawdą wyciągniętą z klęski powstania styczniowego, którego 150-tą rocznicę  w tym roku obchodzimy. Za kilka dni, 26 sierpnia, będziemy obchodzili pamiątkę zwycięskiej wielkiej bitwy pod Sędziejowicami, zwycięskiej ze strony polskiej pod dowództwem generała E. Taczanowskiego. Bez wątpienia jedną z przyczyn klęski tego powstania było to, że chłopi nie poparli powstańców wywodzących się głównie ze szlacheckich dworów. Ulegli carskiej propagandzie, przyjęli to, co im podawano: To nie wasza wojna, to wojna waszych panów. Naród Polski wyciągnął lekcję z tej bolesnej historii i to, co się działo później, po upadku powstania, to wielka praca organiczna polskich szlachcianek, opisywanych m.in. przez S. Żeromskiego w Siłaczce, które szły uczyć polskie dzieci pisać, czytać oraz nauczać historii. Czyniła to jako młoda dziewczyna, przyszła święta, związana również z Łodzią - Julia Urszula Ledóchowska, ucząca dzieci w Lipnicy Murowanej właśnie polskiej historii, poczucia polskiej tożsamości oraz tego, że jest istotnie res publica, rzecz publiczna, wspólne dobro wszystkich. I kiedy w 1920 roku wojska bolszewickie szły na Polskę, użyto tego samego kłamliwego frazesu propagandowego, zwróconego do polskich chłopów i robotników: To nie wasza wojna, to wojna waszych panów. Ale oni już temu nie wierzyli, oni wiedzieli, że Polska – to oni, i na wezwanie rządu Witosa wstępowali dobrowolnie do Polskiej Armii, niekiedy boso. Do nich dołączała młodzież: gimnazjaliści i licealiści. To wśród nich właśnie musimy odnaleźć bohatera tamtych dni, księdza Ignacego Skorupkę, który zgłaszając się do kardynała Kakowskiego z prośbą, by móc iść na pierwszy front walki razem z gimnazjalistami warszawskimi. Usłyszał odpowiedź – Idź, ale bądź z żołnierzami wszędzie i w pochodzie i w ataku, nie cofaj się. Kardynał usłyszał odpowiedź tego młodego księdza – Ja właśnie dlatego proszę, bym mógł iść na wojnę. I wiemy, że podczas kolejnego ataku w okolicach Radzymina, kiedy żołnierze i oficerowie zaczęli się wycofywać, właśnie ten oddział gimnazjalistów z ks. Ignacym Skorupką szedł, by obronić własną piersią Najjaśniejszą Rzeczypospolitą. Zasłonili, zwyciężyli, oddając swoje życie za życie Narodu i Państwa oraz przyszłych pokoleń.

I jeszcze jedno zagadnienie, o którym nasze racjonalistycznie pojmowane czasy nie chcą pamiętać. Relacje, które zachowały się z bitewnych pól spod Warszawy, mówią o dwukrotnym widzeniu przez bolszewików nad Warszawą postaci Matki Bożej. Przepełnieni lękiem zaczęli uciekać. Dalekie choć niezwykle wyraźne echo tego, co znajdujemy w Księdze Wyjścia, gdy naród izraelski, dopiero co wyszedłszy z Ziemi Egipskiej z domu niewoli został zaatakowany przez wojska faraona. I naraz okazała się przedziwna moc Boża, która sprawiła, że Egipcjanie uciekli, gdyż dostrzegli, iż Bóg Izraela jest ze swoim ludem.

Cud nad Wisłą – to cud Boskiego i polskiego oręża, polskiego patriotyzmu, geniuszu dowódców, ale także wydarzenie, które wpisuje się w wielkie zmaganie o prawdę sięgającą życia wiecznego, prawdę, która domaga się od nas, byśmy na to życie zasłużyli.

Nie bez powodu we wrześniu 1920 roku, ówczesny papież Benedykt XV pisał do polskich biskupów: Nigdy nie wątpiliśmy, że Bóg będzie przy Polakach, którzy tak świetnie w ciągu wieków religii się zasługiwali. Szalony napór wroga to miał na celu, aby zniszczyć Polskę, owo przedmurze Europy, a następnie podkopać i zburzyć całe chrześcijaństwo i opartą na nim kulturę, posługując się do tego krzewieniem szalonej i chorobliwej doktryny.

To sprawiło również, że ówczesny Nuncjusz Apostolski w Warszawie arcybiskup Achilles Ratti, jako jedyny z dyplomatów nie opuścił Warszawy, tylko trwał wraz z ludem, ufny w zwycięstwo, a kiedy został Następcą po Benedykcie XV i przyjął imię Piusa XI, zaprosił polskiego artystę malarza prof. Rosena, by w jego prywatnej kaplicy w Castel Gandolfo odmalował to zmaganie polskich żołnierzy, polskich robotników z bolszewikami, i żeby temu zmaganiu przewodził ks. Ignacy Skorupka. W centrum kaplicy kazał umieścić obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, który znajduje się w Castel Gandolfo po dzień dzisiejszy.

Zmaganie o życie, które tu na terenach Polski przyjęło tak dramatyczny wymiar, ta prawda nieustannie przemawia do kolejnych papieży, którzy zasiadają na Stolicy Piotrowej od Piusa XI po obecnego papieża Franciszka. W tym świetle trzeba zrozumieć przesłanie i apel, jakie skierował do Polaków, do Narodu i Państwa Polskiego, Jan Paweł II, który pod Radzyminem, podczas kolejnej swojej pielgrzymki powiedział: Na was spoczywa odpowiedzialność za pamięć o tamtych wydarzeniach za pamięć, którą nam przez tyle dziesięcioleci chciano wyrwać, zatrzeć, zniekształcić.

Rozważamy to wszystko, Drodzy Siostry i Bracia, w kategoriach zmagania o życie, o pełnię życia, pełnię prawdy o życiu. Są to zmagania, w które wpisany jest nasz polski los, każdej i każdego z nas. Kiedy po II wojnie światowej, 8 września 1946 roku, znaleźliśmy się w systemie ogarniętym przez doktrynę materialistyczną i bolszewicką, Episkopat Polski pod wodzą kardynała Augusta Hlonda, oddał się Matce Bożej Niepokalanej Dziewicy mając głębokie przekonanie, budowane również na objawieniach fatimskich, że zwycięstwo jeśli przyjdzie, to przyjdzie przez Maryję.

Możemy powiedzieć otwarcie – przyszło. Żelazna Kurtyna runęła – bez walki, bez wojny atomowej, która groziła przez tyle dziesięcioleci. To kolejny cud – nie bójmy się tego słowa, cud, który wymaga takiego samego wysiłku, a być może jeszcze większego, od nas wszystkich, niż tych wysiłków, które stały się udziałem pokolenia Polaków żyjących w II Rzeczypospolitej, gdyż znowu doświadczamy walki o życie, zmagając się o prawdę o życiu; a istnieje tyle sił zainteresowanych tym, by usuwać z naszego sposobu myślenia i postępowania prawdę o życiu wiecznym. Wówczas wszystko traci swój sens, pozbawione fundamentu. I dlatego liczy się wyłącznie prawo silniejszego, tego, który demokratycznie, to znaczy według pewnych procedur demokratycznych, zapominając o dobru wspólnym, stwierdza, że właśnie wolność pozwala na aborcję czy eutanazję.

Raz jeszcze dramatycznie powraca pytanie: Czy można zrozumieć Europę bez chrześcijaństwa i czy można z ufnością patrzeć w przyszłość Europy, kiedy kruszy się chrześcijańskie fundamenty europejskiej kultury? Zmaganie trwa, będzie trwało w naszych sercach, w naszych sumieniach, zwłaszcza wtedy, gdy będziemy potrafili w uczciwy sposób patrzeć także na nieodległą przeszłość naszej Ojczyzny. Często w publikacjach podkreśla się, iż to, co kryje się pod pojęciem Katyń, było zemstą Stalina za zwycięską bitwę polskich żołnierzy pod Warszawą i nad Niemnem.

W tę perspektywę walki za prawdę o Katyń trzeba wpisać także kolejny tragiczny moment, jakim była śmierć Zwierzchnika Sił Zbrojnych Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i Dowódców wszystkich oddziałów i formacji wojskowych, trzy lata temu, nieopodal Katynia. Chcieli upomnieć się o prawdę i pragnęli oddać hołd tym, którzy byli wierni Rzeczypospolitej Polskiej – do końca.

Nie możemy w dzisiejsze święto, tak ważne, związane z prawdą o życiu, ale także związane z historią Polskiego Oręża o tych faktach nie myśleć, nie pamiętać, nie modlić się. Nie możemy, bo to wszystko, to jedno wielkie zmaganie o człowieka, o prawdę o nim, o dobro wspólne, o Res publica, o Najjaśniejszą Rzeczypospolitą, obok której dzisiaj, myśląc o Matce Bożej, ogniskują się także nasze myśli i nasze serca, które chcą pozostać jej wierne.

Udostępnij