Autor: ks. Paweł Kłys
Wyświetleń: 879
Matka Najświętsza znakiem niezawodnej nadziei w życiu kapłana
Udostępnij

Dzień Wspólnoty łódzkich seminariów duchownych - (Kaplica Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi, 13 listopada 2012 r.)

Czytany przed chwilą fragment Ewangelii Łukaszowej mówi o niezwykle ważnym momencie w dojrzewaniu wiary Matki Bożej, w coraz głębszym rozumieniu przez Nią tego, kim jest Jej Syn, jakie jest Jego przeznaczenie, jakie są wobec Niego zamysły Ojca. Zamysły, w które Ona ma wpisać się całym swoim życiem.

„Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”. Lecz On im odpowiedział: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2, 48).

Od tego wydarzenia upłynęło ponad dwadzieścia długich lat. Nadeszła kolejna Pascha, a wraz z nią kolejne spotkanie Maryi z Jezusem w Jerozolimie, spotkanie, które swą dramatycznością nieskończenie przewyższyło pierwsze. Pascha otrzymała nowe znaczenie. Nie była już bowiem zwyczajowym wspominaniem wyjścia narodu izraelskiego „z Egiptu, z domu niewoli”. Pascha stała się przejściem Chrystusa z tego świata do Ojca – przez cierpienie, przez okrucieństwo krzyża i wyszydzenie, przez śmierć i zmartwychwstanie.

Na Golgocie Maryja nie mówi już nic, już się nie skarży. Trwa pod krzyżem. Jej milcząca obecność jest jakby jednym wielkim przejmującym świadectwem i wyzwaniem wobec świata, który Jej Syna znienawidził, do końca obrzucał zelżywościami, dążąc za wszelką cenę do Jego poniżenia. Trwała przy Nim w ogromnym bólu, wiedziała przy tym, że także i Ona musi być w sprawach swego Syna właśnie po to, by wypełniły się sprawy Ojca, by dokonało się nasze zbawienie. Sprawy Ojca Niebieskiego bowiem, to sprawy ludzi i ich zbawienia. Przecież On tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał (por. J 3, 16). A Ona w tym dawaniu światu Syna przez Ojca miała swój szczególny udział.

To heroiczne trwanie Maryi na Golgocie sprawiło, że mogła usłyszeć z wysokości krzyża ostatnie słowa skierowane do siebie: „Niewiasto, oto syn Twój” (J 19, 26). W ten sposób rodził się Kościół – przez mękę i spływającą z wysokości krzyża na ziemię Chrystusową krew. Uczeń wziął Ją do siebie, ale jeszcze bardziej to Ona wzięła go do swego serca, ponieważ Jan z woli umierającego Jezusa stał się Jej synem.

Odtąd trwa Jej nieustanna obecność w sprawach Ojca przez Syna dla Kościoła. To tłumaczy, dlaczego jest Ona nieustannie w życiu Kościoła obecna i dlaczego tak często, gdy czytamy żywoty świętych, nie można ich zrozumieć bez Jej przedziwnej w ich życiu obecności. Tak było również w życiu Patrona dzisiejszego dnia i Patrona tego Seminarium, św. Stanisława Kostki. Biografowie podają przynajmniej trzy momenty, w których Maryja stanęła tuż obok niego. Najpierw, gdy w czasie pobytu w Wiedniu ciężko zachorował i nie mógł w domu, w którym mieszkał, przyjąć Komunii świętej. Cudownym zrządzeniem Bożego Miłosierdzia zbliżyła się wtedy do niego św. Barbara, a następnie za nią sama Najświętsza Maryja Panna trzymająca na swych rękach Dziecko – swego Syna. Złożyła Go na ręce chorego Stanisława, mówiąc mu, żeby wstąpił do zakonu jezuitów. Uzdrowiony, żył odtąd już tylko jedną myślą: by spełnić Jej życzenie, by stać się członkiem Towarzystwa Jezusowego.

Drugie zdarzenie było związane z jego odchodzeniem z tego świata – z tą jego przedziwną prośbą, by mógł pójść do nieba w przeddzień uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, by móc razem z Nią świętować Jej chwałę i chwałę wszystkich świętych, którzy do końca okazali swoją wierność Chrystusowi. Gdy sposobił się do odejścia z tego świata, dano mu do ręki różaniec, a on wyszeptał – „To jest własność Najświętszej Matki”.

I wreszcie trzecie zdarzenie. Kiedy nadeszły rzeczywiście ostatnie jego chwile, pełen nadzwyczajnego pokoju i jasności, która biła z jego oblicza, wyszeptał, iż widzi Matkę Najświętszą z orszakiem świętych dziewic.

Moi Drodzy, Drodzy Bracia w kapłaństwie i Drodzy Alumni do kapłaństwa się sposobiący! Nie można zrozumieć kapłańskiego życia bez odnalezienia w nim tego wszystkiego, co zaznaczyła swą obecnością i swą łaską Najświętsza Maryja Panna, Matka Kościoła.

Trzeba bowiem dojrzewać wewnętrznie do tego, by móc nazywać Maryję swą Matką. Trzeba nieustannie dojrzewać do tego, żeby wraz z tym tytułem kierować ku Niej to, co najbardziej szlachetne i piękne w ludzkim sercu – swą miłość. Miłości nikomu nie można nakazać. Jednakże jest w nas takie przedziwne uzdolnienie, iż jeżeli jesteśmy otwarci na miłość ze strony kogoś innego, to naraz odkrywamy, jak ta miłość nas wewnętrznie przemienia. Przemienia również w ten sposób, że do tej kochanej osoby zaczynamy się zwracać w sposób dotychczas niespotykany i zadziwiający nas samych. Chrystus zwracał się do swego Ojca, który jest w Niebie, słowem „Abba”. Jak wiemy, należałoby je dosłownie przetłumaczyć jako „Tatusiu”. To słowo znajduje się także u św. Pawła w jego listach. Apostoł narodów odważył się przejąć za Chrystusem właśnie ten sposób zwracania się do Najwyższego. Jestem głęboko przekonany, że rozwój duchowy kapłana musi prowadzić do tego, by z całym przekonaniem zdobył się on na odwagę i powtórzył za Jezusem słowo „Mamo”, skierowane do Najświętszej Maryi Panny. Wypowiadając je, trzeba jednak mieć pełną świadomość, co ono znaczy. Z jednej strony, pokonując nieśmiałość, a z drugiej strony, bojąc się i wystrzegając zuchwalstwa, trzeba umieć wypowiedzieć to, co najbardziej głębokie i święte w nas. Rozważając koleje naszego dotychczasowego życia, być może odkryjemy rolę, jaką Matka Najświętsza odegrała w naszej drodze do kapłaństwa. Tak jak to było w życiu św. Stanisława. Możemy także – czy już jako kapłani, czy jako ci, którzy do kapłaństwa zdążają – zrozumieć, co znaczy, że Maryja daje nam swojego Syna na ręce, jak to niegdyś uczyniła wobec św. Stanisława Kostki, a co przecież nieustannie spełnia się podczas Eucharystii.

Dano Stanisławowi do ręki różaniec. Powiedział: „To własność Najświętszej Matki”. Ten różaniec dano również nam, każdemu z nas, przed wielu, wielu już laty. Powoli odkrywaliśmy i odkrywamy ciągle na nowo, jak bardzo różaniec jest Jej. Jest Jej własnością, bo róże wyszeptywane i wymadlane przez nas razem z Nią są po to, by wysławiać zbawcze dzieło Boga. Różaniec to ciągła kontemplacja największych, najwspanialszych tajemnic chrześcijaństwa, otwierających nam drogę do zbawienia. Różaniec sprawia, że coraz bardziej stajemy się własnością Jej Syna – poprzez Nią, poprzez kontemplację wraz z Nią tego wszystkiego, co Jezus uczynił dla nas i naszego zbawienia. To Ona, która przychodzi do Stanisława w ostatnich momentach jego życia, otoczona gronem świętych dziewic, pokazuje, jak bardzo trzeba zmagać się o czystość serca, o prawość myśli i postępowania. O to, aby żadne zło nie rzuciło cienia na nasze wnętrze, gdyż musi być ono całkowicie przez Jej Syna przeniknięte i ogarnięte. Jej obecność w naszym życiu ma także pokazywać, jak bardzo jesteśmy związani z losem naszej Ojczyzny. Jest bowiem przedziwne, że zwycięstwo pod Chocimiem w 1621 roku przypisywano wstawiennictwu właśnie św. Stanisława, a i inne wielkie zwycięstwa polskiego oręża, stojącego na straży przedmurzy chrześcijańskiej Europy, zawdzięczamy św. Stanisławowi, tak głęboko związanemu z Maryją.

Duchowość polskiego kapłana powinna się bowiem przejawiać w tym, że musi on być dogłębnie przeniknięty troską o Ojczyznę. Musi być głęboko związany z ciągle powtarzaną i odkrywaną, zwłaszcza na Jasnej Górze, niezwykłą obecnością Matki Najświętszej w życiu naszego narodu. Tego także uczy nas św. Stanisław.

Szczególną lekcją pozostaje dla nas jego życie – krótkie, a tak piękne, tak radosne, mimo cierpień i zmagań. Życie zwycięskie, dzięki całkowitemu  oddaniu się Matce Najświętszej. To właśnie tym życiem św. Stanisław Kostka pokazuje nam, jak bardzo Matka Najświętsza jest w życiu każdego kapłana znakiem niezawodnej nadziei.

Udostępnij