Autor: ks. Paweł Kłys
Wyświetleń: 1382
Święty Stanisław Kostka był odważny,  jednoznaczny, nieugięty
Udostępnij

Homilia wygłoszona podczas uroczystości odpustowych  ku czci św. Stanisława Kostki
(Bazylika Archikatedralna, 18 września 2012 r.)

Któż nie chciałby być sobą? Któż nie chciałby robić tego, co daje mu satysfakcję i poczucie osobistej wartości, poczucie, że oto ja tworzę siebie, daję wyraz swoim dążeniom, robię to, czego sam pragnę? Myślę, moi Drodzy Dziewczęta i Chłopcy, że są to sprawy, które bardzo Was interesują i są dla Was bardzo ważne. Jednocześnie jestem przekonany, że bardzo często w tym Waszym dążeniu, by „być sobą”, nieuchronnie natrafiacie na opór, zwłaszcza ze strony dorosłych: rodziców, wychowawców, nauczycieli, katechetów. Mówią Wam, że trzeba postępować tak, a nie inaczej, a ich wskazania zdają się stać w sprzeczności z Waszymi wyobrażeniami dotyczącymi tego, co znaczy „być sobą”. Budzi to w Was opór, niekiedy prowadzi do konfliktu z otoczeniem.

Tymczasem przede wszystkim trzeba postawić jedno podstawowe pytanie: Co to znaczy być naprawdę sobą? Jakie jest kryterium, które pozwoli być naprawdę sobą? Odpowiedzią na te ważne pytania są dwie postaci, które stoją dzisiaj w centrum naszego eucharystycznego spotkania.

Pierwszą postacią jest dwunastoletni Pan Jezus, drugą – patron dzisiejszego dnia, św. Stanisław Kostka. O jednym i o drugim możemy powiedzieć, że „chcieli być sobą”. O jednym i o drugim możemy powiedzieć także: weszli w pewien konflikt i to nawet z najbliższymi sobie osobami. Jak inaczej bowiem określić to, co zrobił dwunastoletni Jezus, który po prostu został w świątyni jerozolimskiej, wiedząc doskonale, że Jego Rodzice, Najświętsza Maryja Panna i św. Józef, już wyruszyli w drogę powrotną do domu, do Nazaretu. Łatwo przecież mógł sobie wyobrazić to, że jego zniknięcie wywoła najpierw niepokój, który wraz z upływem kolejnych godzin i dni stanie się prawdziwym cierpieniem. O tym cierpieniu mówiła Matka Najświętsza: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie” (Łk 2, 48). Odpowiedź, jaką dał wtedy Pan Jezus, można i należy odczytać jako ostateczne kryterium tego, co znaczy być sobą: „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2, 49). Czy nie wiedzieliście, że przede wszystkim powinienem być w tym, co odnosi się do spraw mojego Ojca? Czy nie rozumiecie, że ja przyszedłem na świat po to, by pełnić wolę mojego Ojca, który jest w niebie? A wolą mojego Ojca jest to, żebym zbawił świat, zbawił poprzez nauczanie o Bogu, który jest miłością. Abym zbawił świat poprzez czyny wielkie, cudowne, które mi przyjdzie wykonać, zbawił także przez bolesną i okrutną śmierć. Zakończenie dzisiejszej Ewangelii mówi o tym, iż Maryja zachowywała te słowa w swoim sercu (por. Łk 2, 51). Zachowywała i rozważała, chcąc zrozumieć swego Synka. Kiedy po dwudziestu przeszło latach jej dorosły już Syn, też w święto Paschy, znalazł się w Jerozolimie, kiedy został wydany na śmierć i dźwigał swój krzyż, aż po Golgotę, Maryja, nie robiła już swemu Synowi żadnych wyrzutów. Ona zrozumiała, że musi przyjąć w pełni to, kim jest jej Syn i Jego zbawcze dzieło. Zrozumiała także, że musi stać się współuczestniczką Jego zbawczych cierpień po to, aby tak mógł powstać święty Boży Lud, czyli Kościół. Zrozumiała, że Jezus w tym wszystkim, co czyni, a co niekiedy sprawia Jej ból, jest naprawdę sobą.

Stanisław Kostka, kiedy był starszy od dwunastoletniego Jezusa o zaledwie sześć lat, został wysłany do Wiednia, by tam się kształcić w słynnym kolegium jezuickim, cenionym za wysoki poziom nauczania i wychowania. Udał się tam ze swoim bratem, a także z nauczycielem, mentorem, otoczony gronem przyjaciół. Dzięki objawieniu Matki Bożej odkrył niespodziewanie, że to, czego oczekują od niego najbliżsi, rodzice, brat, wychowawcy to nie jest wcale to, czego oczekuje od niego Pan Bóg. Można podziwiać odwagę i determinację tego młodzieńca, który rzuca wszystko – elitarną szkołę i wygodne życie, który przywdziewa szaty skromnego człowieka i opuszcza potajemnie Wiedeń, by szukać dla siebie miejsca w klasztorze jezuitów. Najpierw udaje się do niemieckiego Augsburga, gdzie ojcowie nie chcą go przyjąć, ponieważ uważają – poniekąd słusznie – że bez zgody rodziców nie wolno im tego czynić. Jednak Stanisław Kostka, przekonany o słuszności swej decyzji, udaje się w dalszą drogę, przeprawia się przez Alpy, aby dotrzeć do Rzymu. Tam zostaje przyjęty do zakonu jezuitów przez trzeciego z kolei generała tego zakonu św. Franciszka Borgiasza. Święty Stanisław Kostka chciał być sobą za wszelką cenę, ale nie dlatego, by móc służyć rzeczom złym, o których słyszeliśmy w dzisiejszym drugim czytaniu, w Liście św. Jana: pożądaniom oczu, pożądaniom ciała, pysze tego świata (por. 1 J 2,16). Nie! On chciał być sobą poprzez wierność Panu Bogu, który go wzywał. W tym urzeczywistnianiu się, w takim tworzeniu własnego „ja”, w spełnianiu siebie był niezwykle odważny, jednoznaczny, nieugięty.

Co to znaczy być sobą? Znaczy nie iść za własnymi kaprysami, nie ulegać modom, lub też różnego rodzaju tendencjom, które w dzisiejszym języku określa się słowem trendy. Być sobą, to znaczy mieć nieustannie otwarte serce i umysł, aby wsłuchiwać się w to, czego Pan Bóg chce ode mnie. Moi Drodzy, nawet jeżeli nie wszystko jest dla Was jasne i zrozumiałe, to jednego możecie być pewni – mówię to z całym przekonaniem i z całego serca – Pan Bóg chce Waszego dobra. Żyć tak jak nas nauczył Pan Jezus – to właśnie znaczy być naprawdę sobą, a przez to tworzyć siebie. Wraz z Wami modlę się do Boga i proszę właśnie o to, abyście umieli być sobą w tym najbardziej prawdziwym i autentycznym sensie. Abyście odważnie i wytrwale spełniali to, czego oczekuje od Was Pan Jezus, nawet gdyby to czasem kosztowało, nawet gdyby niekiedy budziło to brak zrozumienia nie tylko ze strony świata, ale także ze strony najbliższych, wychowawców, przyjaciół. Cóż bowiem znaczą wszelkie trudy i niezrozumienie wobec tego, że człowiek jest takim, jakim chce go Pan Bóg? Nie ma większej radości i większego szczęścia, nie ma bardziej udanego życia, jak właśnie takie „bycie sobą”. I takimi, Drogie Dziewczęta i Drodzy Chłopcy, stawajcie się każdego dnia. Życzę Wam tego z całego serca. I o to właśnie prośmy Pana Boga podczas tej Mszy Świętej.

Udostępnij